Nowy rok, nowa afera związana z modowymi influencerkami. Mająca ponad 1,4 mln obserwatorów Lexy Chaplin oferowała kody na rajstopy polarne, które wyglądają identycznie jak te w popularnym chińskim sklepie internetowym. Różnią się za to diametralnie ceną.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Pewnie wielu z was pamięta jeszcze medialną burzę z marką Veclaim założoną przez Jessicę Mercedes. Wybuchła, gdy okazało się, że sprzedawane przez nią t-shirty – których cena waha się od 199 do 239 zł – to tak naprawdę tanie koszulki Fruit of The Loom z Chin. Modowa blogerka i bizneswoman zapewniała od początku, że jej ubrania są szyte w Polsce, fanki Veclaim poczuły się więc oszukane.
Lexy, która zdobyła popularność w Team X, na swoim InstaStory chwaliła się nawiązaną współpracą i oferowała kody zniżkowe do polskiego sklepu internetowego. Znajdziemy w nim ocieplane rajstopy, a właściwie leginsy z polarem imitujące rajstopy, za 149,99 zł.
Ich wcześniejsza cena, która zachowała się na screenach, to 189,99 zł i to po obniżce z 279,99 zł! Jednak okazuje się, że identyczny model możemy kupić też na AliExpress za nieco ponad 20 zł.
Sprawę nagłośnił youtuber Naruciak, który na swoim Twitterze wrzucił screeny z polskiego sklepu, które wzbudzają podejrzenia, iż influencerka sprzedaje rajstopy z AliExpress po zawyżonych cenach (to coraz popularniejszy tzw. dropshipping). Dowodem ma być m.in. użycie tego samego zdjęcia, czy czas wysyłki wynoszący od 8 do 15 dni.
"Afera metkowa" wydaje się podobna do sprawy z rajstopami, ale prawdopodobnie zupełnie się różni. Zgodnie z tym, co pisze Naruciak, Lexy nie sprawdziła odpowiednio firmy (na stronie faktycznie nie jest podane, kto za nią stoi) i sama została oszukana.
"Zero informacji na temat właściciela na stronie. Zerowy research Lexy na którym cierpią oczywiście widzowie. Uważajcie kochani na to co wam polecają na instagramie influencerzy, jeżeli to jakaś nowa marka" – ostrzega youtuber.
Naruciak podkreślił, że nie zależało mu na "ciśnięciu" Lexy. "Poczułem się jednak do odpowiedzialności po screenach od mojego przyjaciela, aby ostrzec was przed, w mojej ocenie ,oszustwie, przez co oczywiście ucierpi wizerunek Lexy, ale jeżeli Lexy już tego nie powtórzy, będzie bardziej uważać i czytać maile to dla mnie sukces i powodzenia w bycia dalej charyzmatyczną, śmieszną dziewczyną którą jest (to nie ironia!)" – napisał.
Wysłałem wiadomość z pytaniami na adres podany na stronie polskiego sklepu. Do czasu publikacji artykułu nie otrzymałem odpowiedzi.