"Masz problem? Zadzwoń!" – tak w latach 90. "Bravo" starało się pomóc swoim czytelnikom. Do redakcji gazetki zwraca się 14-letnia czytelniczka, która zrozpaczona opisuje, że została zgwałcona. Dziewczynka prosi w liście o poradę, a magazyn... kwituje to stwierdzeniem, że najprawdopodobniej sama sprowokowała sytuację.
Po tym, co dziś zobaczyliśmy w archiwalnym numerze magazynu, raczej byśmy nie zadzwonili.
Na magazynie "Bravo" wychowała się spora część pokolenia X i millenialsów. Młodzieżowa gazeta osiągneła szczyt swojej popularności na przełomie lat 90. i początku XXI wieku. Oprócz plotek z życia gwiazd, "Bravo" dla wielu było tym, czym dziś dla nastolatków jest Internet. Szukaliśmy tam porady na problemy sercowe. Gazetka była też dla wielu jedynym źródłem jakiejkolwiek edukacji seksualnej.
Dziś dokopaliśmy się do starych numerów magazyny i przeżyliśmy szok. Tym bardziej, że takie głupoty sami czytaliśmy jako nastolatkowie i nawet nas to nie bulwersowało.
"Cóż, stało się" jako porada na gwałt
Do redakcji zwraca się 14-letnia Magda. Czytelniczka rozpoczyna list dramatyczną wiadomością "Zostałam zgwałcona!” Dziewczyna opisuje sytuację, w której odwiedziła kolegę w domu. Ten zaczął ją rozbierać i mimo oporów dziewczyny nie przerwał, a jedynie zasłonił jej usta i powiedział, że "zrobi to delikatnie".
Sama historia przyprawia o dreszcze, ale jeszcze bardziej szokuje odpowiedź osoby dorosłej, która ma być dla nastolatków autorytetem i u której czytelnicy szukają porady:
"Myślę, że w dużej mierze sama sprowokowałaś sytuację, odwiedzając nieznanego Ci chłopca w domu, w dodatku podczas nieobecności jego rodziców. [...] Cóż, stało się" - komentuje redaktorka, która zwala całą odpowiedzialność na dziewczynę.
Brzmi trochę jak tłumaczenia hollywoodzkich producentów oskarżonych o nadużycia na tle seksualnym, którzy pokrętnie tłumaczą się z zarzucanych im czynów.
Nikt nie wspomina słowem o odpowiedzialności karnej ani nawet nie próbuje zasugerować, że winny jest chłopak. Zamiast tego "Bravo" sugeruje, że odpowiedzialność leży po stronie 14-letniej dziewczynki, która sama sprowokowała sytuację. Ofiara nie może zatem liczyć nawet na żadne słowa wsparcia.
Aż głupio przed samym sobą się przyznać, że czytaliśmy takie porady i nawet nas to nie bulwersowało. Pozostaje odetchnąć, że czasy choć trochę się zmieniły, a taka wiadomość dziś, miejmy nadzieję, nie przeszłaby bez echa.