
Co ja pacze? "Po omacku" to obecnie nr 1 na Netflixie, ale nie rozumiem dlaczego
"Po omacku" z gwiazdą serialu "Riverdale" Madelaine Petsch jest w tym momencie na szczycie listy najpopularniejszych filmów na polskim Netflixie. Thriller zapowiadał się ciekawie, ale okazał się do bólu przewidywalny, co w tym gatunku jest rzeczą niedopuszczalną. Czy to już przekreśla seans? Tego dowiecie się z artykułu.

Reklama.
Debiutujący w długim metrażu reżyser Cooper Karl mocno inspirował się takimi klasykami jak "Oldboy", "Misery", "Okno na podwórze" i "Truman Show", a niektóre patenty są wręcz żywcem wzięte z takich filmów jak "In Darkness" (gdzie mamy niewidomą pianistkę, a nie skrzypaczkę), czy pełnego prawdziwego napięcia thrilleru "Oczy Julii", w którym główna bohaterka powoli traci wzrok i równocześnie mierzy się z paranormalnym prześladowcą.
Każdy szanujący się thriller musi mieć plot twist - zwrot akcji w punkcie kulminacyjnym, który wywraca do góry nogami to, co do tej pory widzieliśmy. Nie wierzyłem, że rozwiązanie "Po omacku" będzie tak oczywiste. Liczyłem, że reżyser do końca będzie dawać nam złudne poczucie wyższości, a na koniec pokaże nam "faka". Nic z tych rzeczy. Nawet w międzyczasie nie podrzuca nam fałszywych tropów, wszystko toczy się mozolnie i prostolinijnie do przewidywalnego finału.
Pomimo tej poważnej wady, film da się obejrzeć do kotleta, ale nie oczekujmy wyzwań intelektualnych. Gra aktorska Madelaine Petsch, która ma już pokrewne, bo "horrorowe", doświadczenie nabyte w "Polaroidzie" z 2019, nie razi w nomen omen w oczy i akurat w tym filmie dobrze się spisała (i to głównie ona stoi za jego popularnością na Netflixie). A obawiałem się przerysowanej kreacji w stylu Cheryl Blossom z "Riverdale". Nie można tego powiedzieć o pozostałych aktorach, którzy zagrali jak w podrzędnej telenoweli.
"Po omacku" przypomniał mi czasy "divixów" (od kodeka DivX), kiedy wymieniało się ze znajomymi nie do końca legalnymi filmami na płytach CD. Rozkwit internetu sprawił, że w obrocie były ich setki - jeszcze więcej niż wcześniej w erze VHS-ów. I co chwilę trafiał się właśnie taki thriller klasy B, którego oglądało się z braku laku, bo w TV było kilka kanałów, a głód rozrywki był wciąż niezaspokojony. I który potem pozostawał jedynie w pamięci nośnika podpisanego markerem i trzymanego gdzieś w pudle na strychu.
Obawiam się, że przez pandemię taką "divixową" sytuację będziemy mieć z Netflixem, który planuje w tym roku wypuszczać film co tydzień, a kina są dalej zamknięte. Po prostu jeśli chcemy obejrzeć coś nowego (choć tym razem legalnego), to nie mamy zbytnio alternatyw. Na szczęście pozostają jeszcze kultowe tytuły z zaskakującymi plot twistami "ryjącymi" beret, o których pisałem w artykule poniżej.
Reklama.