Istnieje pewna zbieżność pomiędzy dobrymi filmami a ich zakończeniami. W rankingach kultowych dzieł uznanych przez krytyków znajdziemy wiele tytułów, których zaskakujący finał nie pozwala się szybko pozbierać widzowi. Oto bezspoilerowa lista filmów z wywrotowymi plot twistami na koniec.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
I faktycznie, "Parasite" (polska premiera 20 września) to trzymająca w napięciu komedia, która szybko przeistacza się w thriller. Właśnie za sprawą doskonałego plot twista, czyli zwrotu akcji.
Poniższa, subiektywna lista (wraz z innymi godnymi polecenia dziełami reżysera) to produkcje ze wstrząsającymi końcówkami, które przy okazji świetnie się ogląda. Jedne szokują i nadają nowego znaczenia obrazowi, drugie sprawiają, że cały film był grą z widzem. Wszystkie pozostawiają trwały ślad na psychice.
Oldboy
reż. Chan-wook Park, 2003 r.
Pierwsza pozycja z listy łączy postacie Quentina Tarantino i Bong Joon-ho. To jeden z ulubionych filmów twórcy "Pulp Fiction". Z kolei z reżyserem "Parasite" związany jest jego kraj pochodzenia: Korea Południowa.
Do dziś pamiętam ambiwalentne uczucie, jakie wywołała we mnie końcówka "Oldboya". I ten dziwny ścisk w klatce piersiowej, wymieszany z żalem i gniewem. Totalnie się tego nie spodziewałem, bo film przez cały czas sprawiał wrażenie emocjonującego akcyjniaka z widowiskowymi scenami walk i motywem zemsty. Gdy wkroczyły napisy końcowe, zrozumiałem, dlaczego Tarantino tak wielbi Chan-wook Parka.
Podziemny krąg
reż. David Fincher, 1999 r.
Jeśli zapytasz krytyka amatora o najlepsze filmy świata, z dużym prawdopodobieństwem wymieni właśnie "Fight club", tudzież "Podziemny krąg". Jest świetnie zagrany, napisany i zrealizowany, ale czy to na pewno arcydzieło kinematografii? Zdania są podzielone. Na pewno ma jeden z najlepszych plot twistów świata, który jest jak cios pięścią w twarz. To jednak wisienka na torcie.
Wielki przebój Davida Finchera to jeden z niewielu filmów, których jakość nie opiera się wyłącznie na zaskakującym finale. Znajomość zakończenia wcale nie przeszkadza nam w powracaniu do "kręgu", bo ciągle jest tam sporo do odkrycia. To samo tyczy się filmografii reżysera - "Gra", "Zaginiona dziewczyna" i "Siedem" to również doskonałe przykłady zabawy w kotka i myszkę.
Interstellar
Reż. Christopher Nolan, 2014 r.
Christopher Nolan już wcześniej udowadniał, że umie i lubi bawić się z widzem. Swoje wyjątkowe "Memento" nakręcił nie tylko "w drugą stroną", ale jego końcowy plot twist okazuje się tak naprawdę początkiem całej historii. Zagmatwane to, wiem. Jednak po seansie wszystko trzyma się kupy.
Podobnie jest zresztą z jego "Interstellarem". Od czasu premiery chyba żaden film nie zrobił na mnie tak astronomicznego wrażenia. Sama wizja czarnej dziury (która okazała się bliska historycznemu "zdjęciu") i "realistycznego" przedstawienia kolejnych wymiarów czasoprzestrzennych powoduje szybsze bicie serca i mętlik w głowie. Jednak wrażenia towarzyszące finalnemu rozwiązaniu, wraz z retrospekcjami, które wcześniej widzieliśmy z drugiej strony, jest czymś za co kocham kino.
Planeta Małp
reż. Franklin J. Schaffner, 1968 r.
Niespodziewane zwroty akcji, które wywracają cały film do góry nogami, nie są jedynie domeną produkcji z ostatnich lat. "Planeta małp" doczekała się remake'u autorstwa Tima Burtuna, ale to właśnie oryginał miał ten element zaskoczenia, którego zabrakło w nowej wersji.
Plot twist z "Planety małp" był często parodiowany w komediach i jest nawet przedstawiony na okładce filmu, więc dla wielu widzów może być oczywisty. Nie zmienia to faktu, że to wciąż jedna z najbardziej dramatycznych scen w historii kina. Jest bezbłędnie zagrana przez Charltona Hestona i wyjaśnia najważniejsze pytanie, które zadajemy sobie przez cały film.
Psychoza
reż. Alfred Hitchcock, 1960 r.
"Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć" – to najbardziej wyświechtany cytat Alfreda Hitchcocka. Okazuje się, że do najsłynniejszego filmu wybitnego reżysera pasują równie nadużywane słowa Leszka Millera: "Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna".
"Psychoza" to klasyk, którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Nie dość, że cała opowieść o Normanie Batesie podnosi ciśnienie, to i tak Hitchcock potrafi zaskoczyć na sam koniec ujawniając największą tajemnicę antybohatera. Tak, jakby jego inne "występki" nie były wystarczająco szokujące.
Piła
reż. James Wan, 2004 r.
Jedną z moich ulubionych anegdot o chamskich spoilerach, jest właśnie ta dotyczą "Piły". W złotych czasach piractwa, kumpel kupił płytę z filmem na rynku. Z tyłu był wydrukowany tradycyjny zarys fabuły filmu. Łącznie z tym, kto jest mordercą.
Zdradzenie finałowego plot twistu akurat w przypadku "Piły" powinno być karane wizytą Jigsawa. Kiedy się go już zna, nie wywołuje aż takiego efektu "O KUR...!". Widzowie, którzy jeszcze nie mieli okazji zobaczyć tego horroru, niech lepiej posprzątają podłogę. Po punkcie kulminacyjnym będą z niej zbierać szczękę.
Dom w głębi lasu
reż. Drew Goddard, 2012 r.
Z pozoru to kolejny horror z grupą stereotypowych nastolatków (kapitan drużyny sportowej, piękna blondynka, zjarany gość itd.), którzy jadą na wycieczkę do chatki w lesie. Ileż to widzieliśmy takich filmów i każdy kończył się tak samo. Nie tym razem.
"Dom w głębi lasu" oddaje hołd klasykom i bawi się konwencją wielokrotnie, bo nie ma jednego, potężnego plot twista. Kilka razy będziemy myśleli, że to już koniec, tymczasem twórcy zaskakują nas jeszcze bardziej. Rzecz jasna twórcy horrorów co rusz korzystają z przerażających plot twistów na koniec ("Krzyk", "Piątek trzynastego", "Cube", czy wspomniana "Piła"), ale w przypadku "Domu..." to wychodzi to poza skalę.
Skazani na Shawshank
reż. Frank Darabont, 1994 r.
Adaptacja opowiadania Stephena Kinga to prawdziwy fenomen. Jest na szczytach listy najlepszych filmów wszech czasów zarówno w serwisie IMDb i Filmweb, ale kiedy się zastanowimy, to nie do końca rozumiemy dlaczego.
Myślę, że oprócz porządnej realizacji i doskonałych ról Tim Robbinsa oraz Morgana Freemana, wpływ na to ma właśnie zaskakujące zakończenie. Mało jest tak optymistycznych i ciepłych filmów, które dają nadzieję wszystkim tym, którym się w życiu nie układa. Przy odrobinie cierpliwości i samozaparcia, nawet największy pech możemy przekuć w sukces, wystarczy poczekać na "ten moment".
Wyspa tajemnic
reż. Martin Scorsese, 2010 r.
Martin Scorsese kojarzony jest przede wszystkim z kinem gangsterskim, ale to reżyser wszechstronnie uzdolniony. Jego "Wyspa tajemnic" różni się od jego wcześniejszych filmów - widać to na pierwszy rzut oka. To hołd dla estetyki noir oraz wielowarstwowa historia poruszająca temat traumy.
Oprócz tego wciągający thriller w szpitalu psychiatrycznym, który robi z widza... wariata. Jego zakończenie przez lata było analizowane przez fanów. Powstało wiele teorii i interpretacji, ale nawet oglądając ten film we dwójkę, nasz kompan może go zupełnie inaczej zrozumieć. I w tkwi jego potęga.
Szósty zmysł
reż. M. Night Shyamalan, 1999 r.
Na koniec zostawiłem film, który może być podręcznikowym przykładem doskonałego plot twista na koniec. Szkoda, że M. Night Shyamalan już nie kręci tak doskonałych filmów, bo jego hit z Brucem Willisem to przebłysk czystego geniuszu fabularnego.
Nawet powtórne oglądanie "Szóstego zmysłu", daje ogromną satysfakcję. Sceny są tak przemyślane, że niespodzianka z końcówki, są widoczne na każdym. Wcześniej zupełnie nie zwracaliśmy na nie uwagi, a odpowiednie przesłanki mieliśmy tuż przed oczami. Nawet w chwili, kiedy to piszę, mam ciarki.