Gdy pomysł na film nie idzie w parze z talentem (a często również z budżetem), efekty mogą być różne. Jeśli jednak już samej wyjściowej koncepcji można zarzucić wiele, możemy spodziewać się tylko najgorszego. Przedstawiamy listę najgorszych filmów na świecie – niektóre z nich bawią, a część nie nadaje się zupełnie do niczego.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.
Oglądać czy nie oglądać? Filmy "tak złe, że aż dobre" mają swoich amatorów i trudno odmówić ich seansom jakiejkolwiek przyjemności. Nieudolne próby reżyserskie czy aktorskie potrafią być śmieszniejsze niż niejeden zaplanowany gag.
Istnieją jednak filmy, które nie wywołują nawet uśmiechu zażenowania, a jedynie irytację i znużenie. Przedstawiamy listę najgorszych filmów na świecie – znajdziecie na niej zarówno naprawdę zabawne produkcje, jak i te niebroniące się niczym. Te drugie oglądacie na własną odpowiedzialność.
najgorsze filmy na świecie
10. Koty (2019)
Adaptacja tego jednego z najbardziej znanych broadwayowskich musicali zaczęła wzbudzać wątpliwości już w momencie pokazania trailera, na którym najbardziej rzucali się w oczy cudaczni kotoludzie. Okazało się jednak, że dziwaczne efekty specjalne to tylko początek góry lodowej, a "Koty" mają znacznie więcej problemów, którym nie pomogła obsada pełna gwiazd wielkiego formatu, takich jak Judi Dench, Idris Elba czy Taylor Swift.
Najgorzej wypadają chyba jednak piosenki i choreografie taneczne, które z pełnych życia w musicalu w filmie zmieniają się w smętne zawodzenie i pozbawione polotu podrygiwania. Lepiej odpalić sobie nagranie musicalu, które zostało wydane w 1998 roku.
9. Plan 9 z kosmosu (1959)
"Plan 9 z kosmosu" często podawany jest jako najgorszy film świata wyreżyserowany przez najgorszego reżysera świata, nie do końca jednak mogę się z tym zgodzić. Film wypromowanego przez Tima Burtona Eda Wooda nie jest aż taki zły, chociaż do ideału też mu daleko.
Najbardziej w oczy rzucają się problemy związane z niskim budżetem. Efekty specjalne nawet jak na tamte lata są słabe i chałupniczo zrobione, podobnie rzecz ma się ze scenografią i kostiumami. Wiele osób narzeka też na kiepską fabułę, porównując ją jednak z innymi produkcjami klasy B z tamtego okresu nie wypada aż tak źle.
Co natomiast należy docenić, to wymieszanie gotyckiego klimatu z konwencją science-fiction oraz barwne postaci, czyli kultową w pewnych kręgach Vampirę oraz znanego z klasycznej adaptacji "Draculi" Belę Lugosiego.
8. Zabójcze ryjówki (1959)
Poza nielicznymi wyjątkami filmy z tak zwanego nurtu animal attack przeważnie są dyskusyjnej jakości. Nie inaczej jest z produkcją o zabójczych gryzoniach, które ruszają na ludzi, gdy kończy im się pożywienie.
Chociaż obecnie "Zabójcze ryjówki" zalicza się do najgorszych filmów na świecie, w czasach swojego powstania odniosły całkiem spory sukces. Z pewnością spory udział miały w tym tytułowe gryzonie, które sprawiają, że film w jakiś pokrętny sposób jest naprawdę uroczy.
7. Pozostać żywym (1983)
Tak, "Gorączka sobotniej nocy" miała kontynuację, ale nie bez powodu mało kto o niej słyszał, choć wyreżyserował ją sam Sylvester Stallone. Film poza głównym bohaterem (w tej roli ponownie zobaczymy Johna Travoltę) i tematem nie ma nic wspólnego z pierwowzorem.
Chociaż nawet w pierwszej części postać Travolty to definicja maczyzmu, w "Pozostać żywym" przyjmuje on kuriozalne rozmiary. Daleko nie szukając rozmowy Tony'ego Manero przypominają podryw Johnny'ego Bravo, co w sumie bywa całkiem zabawne, ale chyba nie w taki sposób, jak zakładali twórcy.
Podobnie jak w "Kotach", coś niedobrego stało się tutaj z doskonałymi w pierwszej części choreografiami, które zamiast zachwytu budzą śmiech, a scena finałowa ze spoconym Travoltą stanowi absolutne apogeum żenady. Mimo wszystko "Pozostać żywym" to właśnie jeden z filmów "tak złych, że aż dobrych" i oglądając go jako komedię można się na nim znakomicie bawić.
6. Klątwa Doliny Węży (1987)
"Klątwa Doliny Węży" jest listem miłosnym Marka Piestraka do amerykańskich filmów przygodowych spod znaku Indiany Jonesa, niekoniecznie jednak udanym, choć ma on swoich amatorów i na pewno znajdzie kolejnych.
Film cierpi z jednej strony na zbyt niski jak na taką produkcję budżet, a z drugiej na nagromadzenie zbyt wielu wątków, których finał jest zaskakujący, ale niestety nie w tym pozytywnym sensie. Z filmu przygodowego robi się nagle horror science-fiction i chociaż na ogół nie mam nic przeciwko takim egzotycznym połączeniem, jeśli są dobrze zrobione, polsko-radzieckiej produkcji nie wyszło to na dobre.
5. Reproduktorki (1986)
"Reproduktorki" to film wyciągnięty prosto z lamusa VHS. Na Manhattanie zaczyna dochodzić do częstych napaści na kobiety. Policja podejrzewa, że w mieście grasuje seryjny gwałciciel, prawda okazuje się jednak bardziej nie z tego świata. Na ziemię bowiem przybył ohydny obcy, który wykorzystuje ciała kobiet do rozmnażania...
Właściwie każda scena w tym filmie jest tylko pretekstem do pokazania golizny postaci kobiecych – szczytem absurdu jest ta, w której pielęgniarka po powrocie z pracy postanawia podgrzać zupę i przed zrobieniem tego... rozbiera się do rosołu. Jeśli jednak przymknie się oko na ówczesne standardy, "Reproduktorki" dostarczają sporo śmiechu.
Najsłynniejszy zły film ostatnich lat, na którego pokazach specjalnych ludzie wykrzykują najbardziej znane kwestie razem z bohaterami i rzucają plastikowymi łyżeczkami w ekran. "The Room" niewątpliwie przyniósł Tommy'emu Wiseau sławę i reżyser zdaje się w ogóle nie przejmować tym, że nie do końca taką, o jakiej marzył.
Tommy Wisea stał się postacią tak kultową, że powstał o nim osobny film, czyli wyreżyserowany przez Jamesa Franco "Disaster Artist". W polskich widzach szczególny entuzjazm wzbudziło z kolei odkrycie, że reżyser tajemniczego pochodzenia najprawdopodobniej naprawdę nazywa się Tomasz Wieczorkiewicz, a urodził się w swojskim Poznaniu.
3. Rekinstein (2016)
Filmy o rekinach to już osobny podgatunek (znany jako sharksploitation), jeśli jednak myśleliście, że nic nie przebije słynnej serii "Rekinado", byliście w błędzie. Jak sama nazwa wskazuje, film łączy postać potwora "Frankensteina" z rekinem, czego efektem będą nie tylko kuriozalne efekty specjalne, ale również sceny.
Nazwanie "Rekinsteina" filmem klasy B byłoby zbyt nobilitujące dla niego. To tak naprawdę całkowicie amatorska produkcja, która jest fatalnie zrealizowana na każdym możliwym poziomie. Oglądanie tego filmu to głównie mordęga (na szczęście jest krótki), ale jeśli jesteście odważni, możecie ten film całkowicie za darmo i legalnie obejrzeć tutaj.
2. Ptakodemia (2010)
Graliście za młodu w jakiś symulator strzelania do ptaków? Jeśli tak, to ten film przywoła te wspomnienia, bo zrobione w nim komputerowo orły za bardzo nie różnią się od tych z gier na Windowsa 98.
Tytułowa "Ptakodemia" opowiada o ataku chorych na ptasią grypę ptaków, którą wywołało globalne ocieplenie. Reżyser ewidentnie chciał, żeby film był swego rodzaju komentarzem ekologicznym (co widać również w łopatologicznych scenach, w których bohaterowie tłumaczą, czym grozi katastrofa klimatyczna), ale bardzo niski poziom realizacji – zarówno całego filmu, jak i tych wątków – skutecznie uniemożliwia postrzeganie go w tych kategoriach.
1. Manos – Ręce Przeznaczenia (1966)
Ten film naprawdę nie powinien powstać. "Manos – Ręce Przeznaczenia" jest efektem zakładu sprzedawcy nawozów z profesjonalnym scenarzystą. Harold P. Warren (reżyser filmu) chciał udowodnić koledze, że pomimo braku doświadczenia w branży filmowej jest w stanie nakręcić przyzwoity horror. Delikatnie mówiąc, nie bardzo mu to wyszło.
W tym filmie nic nie trzyma się kupy. Logiki w fabule nie ma sensu się doszukiwać, bo to właściwie zlepek losowych scen. Najgorsze są w nim jednak rażące niedociągnięcia technicznie: urywany montaż, obcięte w połowie głowy na zdjęciach, niezsynchronizowane z obrazem dialogi – lista jest naprawdę długa.
"Manos – Ręce Przeznaczenia" nawet na poziomie tytułu jest kuriozum, który jest tautologią i w całkowitym tłumaczeniu brzmi: "Ręce – Ręce Przeznaczenia"... To chyba najlepiej podsumowuje całe przedsięwzięcie Warrena.