"Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę". W Lublinie zawisły dwa plakaty promujące ateizm. Autor akcji, Fundacja Wolność od Religii zapowiada kolejne. Jej członkowie chcą, by wiarę i niewiarę zostawić w domu, a w przestrzeni publicznej kierować się uniwersalnymi zasadami.
Dorota Wójcik, prezes fundacji mówi, że wszystko zależy od darczyńców, lecz na pewno na dwóch się nie skończy. Dodaje, że fundacja już dostaje sporo datków, które przeznacza na wynajęcie billboardów.
Dla kogo billboard?
Cała akcja ma na celu jedno - pokazanie, że ateiści w Polsce są i będą, mimo dyskryminacji, jaka według członków fundacji ich spotyka. Jak można było się spodziewać, wiszące od wczoraj w Lublinie plakaty już wywołały sporo kontrowersji. Środowiska katolickie są oburzone, choć nie przeszkadzała im akcja katolickiej Krucjaty Różańcowej, która na billboardach rozmieszczała hasła: "Maryjo, Królowo Polski, ratuj nas, bo giniemy".
Prezes Fundacji Wolność od Religii, Dorota Wójcik spodziewała się takiej reakcji. – Mam nadzieję, że osoby, które zarzucają nam akcję wymierzoną przeciw katolicyzmowi, zmienią swój punkt widzenia. Gdyby każdy symbol wiary w przestrzeni publicznej uznać za wymierzony w ateistów, doszłoby do absurdu – mówi. Dodaje, że sytuacja jest o tyle zabawna, że ateiści krzyczą "pokój, nie dyskryminujcie nas", a religia, której podwaliną powinien być wyżej wspomniany "pokój", agresywnie demonstruje swoje oburzenie.
Ateista też człowiek, dobry człowiek
– Przestrzeń publiczna jest dla wszystkich, powinny liczyć się w niej prawa ludzi, a nie wiary – mówi. Zaznacza, że ich akcja ma być punktem wyjścia do rozważań, dyskusji o moralności, bo niewierzący nie oznacza "zły". Fundacja liczy też na rozdział Kościoła od polityki. Tłumaczy też, że ateiści mimo dyskryminacji przez wierzących, spotykają się ze zrozumieniem tych, którzy wiarę od siebie odsunęli, ale nie przekreślili. – Wielu wśród moich znajomych kultywuje tradycję katolicką, ale nie uznaje się za osoby wierzące, wiarę traktują jako mit ideologiczny – komentuje Dorota Wójcik.
Prezes Fundacji Wolność od Religii dodaje, że w Europie jesteśmy postrzegani jako zaborcze pod względem religijnym państwo. Jej zdaniem wciąż obok Hiszpanii, Litwy, Słowacji czy Irlandii jesteśmy bardzo katolickim krajem. – Mieszkałam przez pewien czas w Wielkiej Brytanii, zauważyłam spore różnice. Polska dyskryminuje niewierzących, naszą politykę można określić mianem "sakralnej". Niemal każde doniosłe wydarzenie polityczne jest święcone lub obecni są na nim księża czy biskupi – mówi Dorota Wójcik.
Laicyzujmy się
Zadeklarowana ateistka tłumaczy też, że w Polsce postępuje laicyzacja. – Kiedy rozwija się społeczeństwo, które staje się coraz bardziej wykształcone a jego potrzeby są zaspokojone, rośnie wskaźnik laicyzacji. Nie ma w tym nic złego. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby w Polsce tak jak w Czechach żyło 70 proc. zadeklarowanych ateistów – komentuje Dorota Wójcik. Zapowiada, że na billboardach akcja się nie skończy. Planują zaprosić do Polski Richarda Dawkinsa, słynnego ateistę z Wielkiej Brytanii. – Planujemy też małą niespodziankę, którą zaprezentujemy przed świętami Bożego Narodzenia. Na razie nie zdradzę, o co dokładnie chodzi – mówi Dorota Wójcik.
Pozorny wybór
A przejawów dyskryminacji nie brakuje. Jednym z najczęstszych jest sprawa religii w szkołach. Radio TOK FM poinformowało dziś o przypadku jednej z łódzkich podstawówek. Niektórzy rodzice nie chcieli, by ich dzieci uczęszczały na lekcję religii. Dyrektorka tej placówki kazała rodzicom napisać pisemną prośbę z uzasadnieniem. – To wbrew Konstytucji. Jako Polka życzę sobie, by postępowano według tego najważniejszego aktu prawnego, a nie zasad wiary. Żaden człowiek nie może być zmuszany do wygłaszania swoich przekonań religijnych – mówi Dorota Wójcik.
Prezes Fundacji Wolność od Religii dodaje, że dobrowolność uczenia się religii w szkołach jest pozorna. – Istnieje ten "jakby" wybór, ale zarówno rodzice jak i ich dzieci są pod ogromną presją społeczną. Moje dziecko ma 3 lata, gdy w przedszkolu rozpoczyna się lekcja religii, jest wyprowadzane z sali zabaw. O wiele gorsza jest sytuacja, gdy placówka jest mała. Wtedy dziecko musi siedzieć np. z woźnym, bo nie ma innej sali czy innych dzieci, które również nie uczęszczają na religię – mówi Dorota Wójcik. Zaznacza, że w takich sytuacjach nie można wzorem środowisk katolickich mówić, iż mniejszość dyskryminuje większość.