– Marek jest prawdziwym światowcem, o nienagannych manierach i niesamowitej swobodzie odnajdywania się także w najbardziej oficjalnych sytuacjach. Będąc z natury osobą dowcipną i czarującą, zawsze jednak potrafi zachować się stosownie. To inteligent w starym stylu – opowiada o nim Ewa Wilk, koleżanka z “Polityki”.
Potwierdzają to inny koledzy – dziennikarze.
– Marek jest człowiekiem o wyjątkowej kulturze osobistej i ogromnej wiedzy. A przy tym to niesłychany facecjonista o niebanalnym, nieco “brytyjskim” poczucie humoru i dystansie do życia – mówi z kolei Jacek Żakowski, który pracuje z Ostrowskim w “Polityce”. Podobno jego pełen wigoru dowcip potrafi rozładować nawet najbardziej napiętą sytuację w redakcji. – Kiedy na kolegium wszystkim skończą się pomysły i zawisa nad nami swoista “niemoc twórcza”, oczy wszystkich zwracają się na Marka. Często zresztą wyrywa się sam i po prostu opowiada jeden ze swoich niezliczonych żartów. To zawsze działa – śmieje się Adam Szostkiewicz.
To właśnie poczucie humoru i obycie pozwala mu zachowywać się swobodnie nawet w dość oficjalnych sytuacjach. – Na śniadaniu prasowym w Pałacu Prezydenckim Bronisław Komorowski dokładnie relacjonował zgromadzonym dziennikarzom swoją niedawną wizytę na Ukrainie. Długo i szczegółowo omawiał sytuację polityczną u naszych sąsiadów, a potem zapowiedział, że zaraz przejdzie do omówienia kwestii ekonomicznych. W tym momencie Marek Ostrowski nie wytrzymał i swoim tubalnym głosem wypalił: “Skoro przechodzimy do spraw ekonomicznych, może zaczęlibyśmy jeść?“ – wspomina Tomasz Machała.
Prawnik i dziennikarz
Z wykształcenia jest prawnikiem. W 1968 roku był na asystenckich studiach przygotowawczych, szykując się do objęcia stanowiska pracownika naukowego w Katedrze Teorii Prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Jego plany pokrzyżowały jednak marcowe wydarzenia. Wspomina, że był to trudny moment w jego życiu. Przez jakiś czas pozostawał nawet bez pracy. – Jestem przekonany, że ten erudyta i świetny dyskutant zrobiłby na Uniwersytecie wielką karierę i dziś byłby wybitnym prawnikiem. Zresztą swoją prawniczą wiedzą imponuje do dziś – mówi inny redakcyjny kolega Marka Ostrowskiego, Wiesław Władyka.
Losy niedoszłego prawnika potoczyły się jednak inaczej. – Udało mi się dostać pracę w PAP–ie. Znajomość francuskiego, angielskiego i rosyjskiego sprawiła, że zajmowałem się sprawami zagranicznymi. Przyznam, że z początku ta praca nie była bardzo ciekawa. Moim głównym zajęciem było tłumaczenie, przepisywanie i kompilowanie zagranicznych depesz – wspomina Ostrowski. Z dużą dozą skromności wypowiada się też o swojej pracy korespondenta w Paryżu w latach 1979 –1986, gdzie jak twierdzi, nie czuł się bardzo potrzebny i pracował nieco “w cieniu”.
Nieco wcześniej, na początku lat siedemdziesiątych, Ostrowskiego poznał w telewizji Krzysztof Mroziewicz. Podobno już w tamtych czasach wyrastał na wybijającą się postać w świecie dziennikarskim, a pamiętajmy, że wciąż aktywni byli jeszcze tacy giganci tej profesji, jak Melchior Wańkowicz. Mroziewicz i Ostrowski prowadzili wtedy raz w tygodniu program poświęcony sprawom międzynarodowym. – To, o czym mówiliśmy, nigdy nie było aktualne. Program nagrywało się “do puszki”, a później musieli go zaakceptować cenzorzy. Niemniej staraliśmy się mówić o ważnych sprawach, o których wtedy w Polsce mało kto słyszał – wspomina Mroziewicz.
– Marek już wtedy miał niesłychaną zdolność opowiadania i prowadzenia rozmów. Mało komu udawało się go “przegadać” – dodaje. Na potwierdzenie swoich słów Mroziewicz przytacza pewną historię. – W naszym programie chcieliśmy opowiedzieć o protokole dyplomatycznym, więc postanowiliśmy wystąpić ubrani w eleganckie fraki, które udało się nam wypożyczyć z operetki. Bo kto w tamtych czasach miał w Polsce frak? Jednak redaktor Kelles–Krauz wyśmiał nas, że wyglądamy jak kelnerzy, bo założyliśmy do naszych strojów czarne muszki. Tymczasem dyrygent czy dyplomata powinien mieć białą muszkę. Marek w ogóle się tym nie stropił i momentalnie odparował: “To kolejna nieudacza, którą jeszcze przekujemy w sukces”. Powiedzonko w Telewizji powtarzano jeszcze wiele lat – opowiada mój rozmówca.
Jeden z najlepszych w Polsce
Traktowanie Marka Ostrowskiego tylko jako cenionego facecjonisty byłoby jednak ogromną niesprawiedliwością. Wszyscy moi rozmówcy podkreślali, że przede wszystkim to jeden z najlepszych w naszym kraju dziennikarzy zajmujących się zagranicą. – Jest w gronie największych w Polsce znawców tematyki światowej. Ma ogromne doświadczenie i szeroką wiedzę – mówi Jacek Żakowski. – Jego pozycja, jeśli chodzi o wiedzę o Francji, Chinach i świecie anglosaskim jest niekwestionowana – mówi z kolei Adam Szostkiewicz.
Wiedzę na temat stosunków międzynarodowych Ostrowski zdobywał nie tylko w Paryżu, ale także w Genewie w latach 1989 – 1991 i w Londynie między 1991 a 1994 rokiem. Tam również był korespondentem PAP. Poza tym wiele podróżował. Od 1986 współpracował z “Polityką”, do której pisze do dziś. – Mam wrażenie, że ważnym momentem w mojej karierze był regularny udział w programie “7 dni świat”, nadawanym w TVP. To dało mi pewną popularność – ocenia Ostrowski. To tam spotkał Adama Szostkiewicza, który również często brał udział w tym programie. – Już wtedy dał się poznać jako wspaniały dyskutant – mówi mój rozmówca.
– Jest wyjątkowo sumiennym dziennikarzem, nawet jako zaproszony gość. Zawsze ma przygotowane zawczasu przykłady, anegdoty. Co więcej, kiedy o czymś opowiada, zawsze mam wrażenie, że doświadczył tego na własnej skórze, że naprawdę wniknął w temat – mówi Grzegorz Kozak z Polsatu.
Zobacz też:Wystawne życie polityków? W czasach kryzysu wyborcy mówią "nie"
– To dziennikarz w starym stylu. Nie ogranicza swoich zainteresowań do wąskiego wycinka rzeczywistości. Świetnie zna się np. na prawie. Jego prywatną pasją jest też dbałość o współczesną polszczyznę. Zdecydowanie występuje przeciwko zbędnym anglicyzmom w naszym języku – opowiada mi Adam Szostkiewicz.
Kawaler Legii Honorowej
Dla “Polityki” napisał setki tekstów. – Pańskie artykuły, czasami krytyczne, szeroko przyczyniły się do tego, że Francja stała się punktem odniesienia nieustannie obecnym w umyśle polskich czytelników zarówno w dziedzinie polityki, kwestii europejskich jak i spraw społecznych – mówił na uroczystości odznaczenia Ostrowskiego Orderem Legii Honorowej ambasador Francji. Kiedy zapytałem dziennikarza o to, jak czuje się jako kawaler tego odznaczenia, odpowiedział tylko: – Bardzo poruszony. Nie jestem pewien, czy na to zasłużyłem. Ja po prostu staram się być rzetelnym dziennikarzem.
Jest w gronie największych w Polsce znawców tematyki światowej. Ma ogromne doświadczenie i szeroką wiedzę.
Krzysztof Mroziewicz
o programie prowadzonym wspólnie z Markiem Ostrowskim
W naszym programie chcieliśmy opowiedzieć o protokole dyplomatycznym, więc postanowiliśmy wystąpić ubrani w eleganckie fraki, które udało się nam wypożyczyć z operetki. Bo kto w tamtych czasach miał w Polsce frak? Jednak redaktor Kelles–Krauz wyśmiał nas, że wyglądamy jak kelnerzy, bo założyliśmy do naszych strojów czarne muszki.