Klęska i coraz większy kryzys Atletico Madryt. Sygnał dla Barcelony i Realu

Dokładnie dwa tygodnie temu Atletico Madryt miało w tabeli LaLiga dziesięć punktów zapasu nad Realem Madryt i FC Barcelona, dwa zaległe mecze do rozegrania i jeden dylemat: kiedy i gdzie świętować mistrzostwo Hiszpanii. Pierwsze od długich siedmiu lat.

Minęły dwa tygodnie, Los Colchoneros rozegrali w tym czasie cztery spotkania, wygrali jedno. Z trudem ograli Granada CFR 2:1. Zremisowali 2:2 z Celtą Vigo, 1:1 z Levante UD na jego terenie, a w sobotę z tym samym klubem (pierwszy mecz był zaległym) przegrali na własnym terenie 0:2. To druga porażka Atleti w sezonie, pierwsza od grudniowego 0:2 z Realem Madryt.

Zespół Diego Simeone w sobotę zagrał bardzo nieskutecznie. 11 strzałów celnych na bramkę, niemal 30 sytuacji bramkowych i nic. Nie pomógł nawet Luis Suarez, lider strzelców w LaLiga (16 bramek), który jest w świetnej formie. Goście objęli prowadzenie w 30. minucie dzięki trafieniu Jose Moralesa, drugą bramkę strzelili z kontry w końcówce. Bohaterem został Jorge de Frutos.

Szaleńcze ataki i ofensywa nie pomogły Atletico, ekipa Simeone ma poważny problem. We wtorek podejmuje w Lidze Mistrzów Chelsea Londyn, a na krajowym podwórku traci błyskawicznie ciężko wypracowaną przewagę. Nad drugim Realem Atleti mają sześć punktów zapasu. Nad trzecią Barcą dziewięć, ale Duma Katalonii w niedzielę gra z Cadiz.

Walka o mistrzostwo Hiszpanii rozpoczyna się w zasadzie na nowo. Sześć "oczek" to mało, w perspektywie są przecież bezpośrednie starcia ekip z czołowej trójki, a niespodzianek na pewno nie zabraknie. Atletico odrobiło już wszystkie zaległości i w kluczowym momencie jest w gorszej sytuacji, niż sami piłkarze mogli przypuszczać.