Brutalna prawda o zarządzaniu Barceloną. Wielkie pieniądze, kłamstwa i upadek klubu
Krzysztof Gaweł
24 lutego 2021, 15:58·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 24 lutego 2021, 15:58
Gdy latem Luis Suarez zamieniał FC Barcelona na Atletico Madryt, media informowały, że transfer odbył się bezgotówkowo. Później okazało się, że Duma Katalonii zastrzegła w umowie bonusy, które stołeczna ekipa wypłaci w razie dobrej gry Urugwajczyka. Teraz dowiadujemy się, że Rojiblancos "zapłaciło" Barcy za piłkarza... redukując część jej długu.
Reklama.
FC Barcelona w ostatnim roku zaliczyła niespotykany w świecie piłki kryzys. Organizacyjny, sportowy i marketingowy zarazem. Transfer Luisa Suareza do Atletico Madryt jest tego najlepszym przykładem. Zrazu informacja nikogo nie zdziwiła, 34-latek był już u schyłku wielkiej kariery i trzeba było poszukać kogoś młodszego. I lepszego w ofensywie. Tak sprawę przedstawiano w Barcelonie.
– Musiałem odejść z Barcelony, nie dano mi wyboru. Madryt? Bycie tu to miła odmiana po tym, co przeżyłem – stwierdził rozgoryczony piłkarz.
Później na jaw zaczęły wypływać kolejne informacje, co potwierdza tylko, jak fatalnie zarządzana jest Duma Katalonii. Gdy we wrześniu Luis Suarez odchodził do Atletico Madryt, media informowały że Barcelona nie otrzyma od Atletico ani grosza za znakomitego piłkarza, który w 191. spotkaniach strzelił dla Barcy 147 goli. Ale za to oszczędzi na jego wysokim kontrakcie.
Napastnika nie chciał w klubie ponoć trener Ronald Koeman i tylko Lionel Messi był z odejścia przyjaciela niezadowolony. Suarez chciał zostać w Barcelonie, z którą wygrał wszystko co było do wygrania, ale nie miał wyjścia. W Madrycie strzelił już w debiucie dwa gole, dziś ma ich na koncie w LaLiga 16, tyle samo co Messi. Drugi najlepszy w sezonie strzelec Blaugrany, Antoine Griezmann, do siatki rywali trafił sześć razy.
– Powiedzieli mi, iż jestem za stary i nie jestem w stanie grać na najwyższym poziomie. To mi się nie spodobało. Stwierdzili, że już na mnie nie liczą – mówił rozgoryczony Suarez dziennikowi "La Gazzetta dello Sport".
Media dotarły z kolei do sensacyjnych faktów dotyczących "bezgotówkowego" transferu Urugwajczyka. Przede wszystkim Luis Suarez kosztował Atletico Madryt 5 mln euro. Tyle tylko, że stołeczni nie wpłacili ich do kasy Barcelony, tylko odjęli kwotę od długu, jaki ma wobec nich Duma Katalonii. Piłkarz ponoć o tym nie wiedział, domagał się odejścia za darmo.
Dług wziął się m.in. z transferu Griezmanna, który miał kosztować 120 mln euro, ale ponoć kosztował... 200 mln. Takie informacje podał jako pierwszy kataloński dziennik "Sport". Barca na odejściu swojej gwiazdy jednak zarobi. Otrzymała już 2 mln euro, bo Suarez rozegrał 20 meczów dla Atletico. Kolejne 2 mln zarobi, jeśli Atletico awansuje do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Jeśli za rok Atleti znów osiągną ćwierćfinał, zapłacą Barcy kolejne 2 mln euro.
I na koniec najlepsze, czyli kontrakt snajpera. Ponoć dla tonącej w długach Barcelony był zbyt wysoki. "Sport" ustalił, że Barca opłaca różnicę miedzy pensją Suareza w Madrycie, a tym co miał dostać będąc w tym sezonie piłkarzem Blaugrany. Ot futbolowy biznes po katalońsku w całej okazałości. Efekt? Sportowa degrengolada w ostatnim roku. Oraz dziura w ataku, gdzie Messi został całkiem sam.
– Zawsze pod kątem statystyk ustępowałem wyłącznie Leo Messiemu. Dziś wyraźnie widać, że niełatwo grać na Camp Nou, znaczna część graczy nie dorosła do poziomu klubu – puentuje Luis Suarez, najskuteczniejszy strzelec Dumy Katalonii w historii, oczywiście wyłączając Messiego.