Uczestnik wyprawy na Kilimandżaro, podczas której zmarł Aleksander Doba, ujawnił, że podróżnik nie miał żadnych objawów choroby wysokościowej. Z jego relacji wynika, że przewodnicy byli bardzo doświadczeni.
Bogusław Wawrzyniak, nauczyciel wychowania fizycznego z Ostrowa Wielkopolskiego, uczestnik wyprawy na Kilimandżaro, podczas której zmarł Aleksander Doba, rozmawiał z portalem WP Sportowe Fakty. Odpowiedział m.in. na zarzuty przewodnika wysokogórskiego Jerzego Kostrzewy, który sugerował, że wyprawa była źle przygotowana.
– Na wyprawę z agencją "Soliści" z Wrocławia pojechało 35 osób. Początkowo miało być ich 15, ale gdy okazało się, że Aleksander Doba będzie wśród uczestników, nagle przybyło chętnych. Część poleciała na dwa dni na Safari i na Zanzibar, a 5 osób, w tym ja, wróciło do Warszawy – opowiedział.
Kostrzewa podkreślał, że ma informacje, iż do wyprawy z udziałem Doby zaangażowano niedoświadczonych przewodników. Twierdził też, że za mało czasu poświęcono na aklimatyzację, a ponadto nie zabrano niezbędnego sprzętu.
– Po pierwsze, wchodziliśmy piątego albo szóstego dnia, zależy jak kto liczy. Po drugie, były tam różne trasy, również trzy i czterodniowe. Tak więc to – moim zdaniem – szukanie sensacji – argumentował Wawrzyniak. Jak dodał, jeden z przewodników, Baba, miał na koncie 500 wejść na Kilimandżaro. Uczestnik wyprawy przekonywał, że wszystko było na miejscu, dodatkowo w ekipie szło trzech lekarzy, więc "nie ma mowy o żadnych zaniedbaniach".
Wawrzyniak opowiedział też, jak wyglądało samo wejście na Kilimandżaro. Ujawnił, że ekipa podzieliła się na trzy grupy, a Doba był w tej najwolniejszej. – Wyglądał nieciekawie, był słaby, do tego zaspany, ale nie było to nic podejrzanego. Miał swoje lata, więc to mogło być dla niego męczące – wskazał. (...) Ja mu mówiłem: "Masz jaja Olek, że wchodzisz". On się śmiał i mówił, że to nic takiego – dodawał.
Uczestnik wyprawy nie ma wątpliwości, że Doba był w dobrej formie. – Nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń, nie skarżył się. Miał swoje lata i nawet proponowano mu, żeby przerwał wyprawę, ale nie chciał o tym słyszeć – zapewniał.
Przypomnijmy, że kajakarz i podróżnik Aleksander Doba zmarł po zdobyciu najwyższego szczytu Afryki – Kilimandżaro (5895 m nad poziomem morza). Polak zasłabł w trakcie odpoczynku na szczycie góry i nie odzyskał już przytomności.