Takiego mistrza jeszcze nie mieliśmy. Od bohatera memów do złotego medalisty MŚ
Krzysztof Gaweł
28 lutego 2021, 19:10·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 28 lutego 2021, 19:10
Piotr Żyła to piąty mistrz świata w historii polskich skoków narciarskich. Mistrz jakiego Polska dotąd nie miała. Nieco szalony, bardzo medialny, potrafiący budować wokół siebie specyficzną otoczkę. Zarazem skoczek do tej pory niedoceniany. Częściej, niż o jego sukcesach, mówiło się dotąd o jego kolejnych wypowiedziach czy gafach.
Reklama.
Piotr Żyła to absolutna antyteza Kamila Stocha, naszego etatowego mistrza i idola sympatyków skoków narciarskich. Stoch to wyważony, spokojny, niezwykle chwilami zdystansowany zawodnik.
Żyła wprost przeciwnie. Szalony, wiecznie uśmiechnięty – nawet gdy na skoczni ponosi porażkę, jak kilka tygodni temu w Zakopanem – lekkoduch i niespełniony talent, nad którym pracowało już kilku trenerów i rzadko kiedy udawało im się do 34–latka dotrzeć.
Aż dokonał tej sztuki Michal Doleżal, trochę trener, ale też kolega po fachu i dobry kumpel naszych skoczków. Do Polski ten były skoczek trafił razem ze Stefanem Horngacherem. Gdy Austriak odszedł do pracy z niemiecką kadrą, jego czeski asystent objął Biało-Czerwonych. I jeśli na początku swojej pracy może mówić o najważniejszym osiągnięciu, to z pewnością o tym, że trafił do "Wewióra".
Sami przyznajcie, kojarzycie go głównie z kolejnych wygłupów i gaf przed kamerami. To córka "zeżarła kostkę z kibla", to "garbik, fajeczka no i poleciało", albo charakterystyczny śmiech naszego zawodnika. Zawsze z uśmiechem na twarzy, zawsze coś wymyśli, nigdy nie zawiedzie. Prawda? Tymczasem gdyby zerknąć na listę sukcesów 32–latka, może się zakręcić w głowie.
Piotr Żyła to dwukrotny mistrz świata, trzykrotny brązowy medalista MŚ (dwa razy w drużynie, raz indywidualnie), dwa razy trzeci z drużyną podczas MŚ w lotach. Drugi skoczek Turnieju Czterech Skoczni w 2017 roku, dwukrotny zwycięzca konkursów Pucharu Świata. I tak dalej, bo tych mniejszych osiągnięć ma na koncie całkiem sporo.
Całkiem sporo jak na człowieka postrzeganego głównie przez pryzmat tego, co robi poza skocznią. Albo, żeby być bardziej precyzyjnym, co robi tuż po oddaniu skoku, gdy ucichnie wrzawa na trybunach, a błysną flesze i pojawią się kamery telewizyjne.
Bo Żyła to nie tylko jego kultowe teksty i kolejne wygłupy, ale przede wszystkim człowiek o wielkim potencjale sportowym. Wielu ekspertów zachwycało się tym, jak wielką siłą odbicia "Wewiór" dysponuje. Ponoć najlepszą spośród polskich skoczków. Już Stefan Horngacher wskazywał, że brakuje mu tylko odpowiedniego podejścia, tzw. "głowy". I że sam nie wie do końca, jak do skoczka z Wisły trafić. A to był element kluczowy.
Podobnie wypowiadał się Adam Małysz, wielki mistrz, którego początkujący skoczek Piotr Żyła obserwował w Wiśle. Małysz zawsze wypowiadał się o młodszym koledze z respektem, ale podkreślał, że stać go na dużo więcej na skoczni. I gdy ten wreszcie udowodnił to w Oberstdorfie, Małysz nie krył wzruszenia.
Cała kreacja Żyły to nie tylko jego pozytywne szaleństwo, ale do pewnego stopnia świadoma kreacja marketingowa. Który mistrz świata tak wesoło i śmiało reklamował swojego sponsora po wywalczeniu złota jak "Wewiór" producenta napojów Frugo? Dziennikarzy i reporterów zmroziło, ale co poszło na żywo, to poszło. Żyła wie, jak korzystać ze swojej popularności i ciężko mu zarzucić, że robi coś złego. Na tym także polega współczesny sport.
Cieniem na karierze naszego mistrza kładzie się jego relacja z byłą żoną Justyną, która regularnie zasila media – albo lepiej, social media – intymnymi szczegółami z ich życia. I nie szczędzi skoczkowi uszczypliwości czy poważniejszych ciosów. Niektóre wypowiedzi czy reakcje mogą szokować i nie mam na myśli sesji pani Justyny dla "Playboya". W tle konfliktu są dzieci obojga, a śledzenie całej "relacji" jest co najmniej toksyczne.
"Wewiór" robi jednak swoje i choć tego nie widać na pierwszy rzut oka, koncentruje się na skokach. Ma do tego wspaniałe podstawy, niezależenie od tego, co później powie, zrobi czy jak długo i głośno będzie się śmiał. Piotr Żyła sportowiec to inny człowiek, niż Piotr Żyła poza skocznią. A zarazem ten sam, ulepiony z przeciwności. Po prostu mistrz, jakiego do tej pory nie mieliśmy.
Internet po sukcesie Piotra Żyły zalała fala rozmaitych memów. Jeden z nich wydaje mi się dla naszego mistrza świata krzywdzący, albo co najmniej niesprawiedliwy. "Piotr Żyła wygrał na skoczni normalnej. Hahaha". Oby po sukcesie w Oberstdorfie nikt nie postrzegał go przez pryzmat wygłupów i bon motów, ale jako znakomitego sportowca. Bo właśnie na taką "łatkę" zasługuje przede wszystkim.