Apple jest warty więcej niż Polska, światowy producent papieru ma więcej ziemi, niż Panama, a amerykański bank ma większy majątek niż rezerwy Europejskiego Banku Centralnego. No dobrze. Ale co z tego?
O tym, że Polska gospodarka przez cały rok nie jest w stanie zarobić tyle, by kupić firmę Apple - producenta m.in. najpopularniejszego smartfona na świecie, pisało już CNN. Dziennikarze wyborcza.biz ustalili jednak, że nie jest tak do końca - do wyliczeń użyto bowiem wartości polskiej gospodarki z 2010 roku, w 2011 zanotowaliśmy ponad 4 proc. wzrost. Z drugiej strony, kurs akcji Apple urósł w zeszłym roku o ponad 50 proc., a 7 marca premiera nowego iPada, więc wszystko jest możliwe.
O przewadze wielkich międzynarodowych koncernów nad państwami napisał też portal Foreign Policy. Z wyliczeń autora wynika między innymi, że ziemia należąca do International Paper (77 tys. Kilometrów kwadratowych) jest większa, niż Panama (74 tys. Kilometrów kwadratowych). Aktywa, którymi zarząda amerykański bank inwestycyjny Goldman Sachs przewyższają rezerwy Europejskiego Banku Centralnego (czyli odpowiednika NBP dla krajów strefy euro) o ponad 60 miliardów dolarów.
To nie jedyne firmy, przy których schować mogą się całe państwa. McDonald’s zatrudnia na całym świecie 1 milion 600 tysięcy osób - więcej niż mieszka w Gwinei. Przychody ze sprzedaży sieci Wall-mart - amerykańskich hipermarketów (która według plotek szykuje się do wejścia na polski rynek) są większe niż produkt krajowy brutto wszystkich, prócz 25 państw na świecie. Kasa, którą zarządza największy fundusz na świecie - Black Rock wynosi 3 i pół biliona dolarów, to więcej niż rezerwy walutowe jakiegokolwiek państwa na świecie.
Co z tego?
Paweł Cymcyk, menadżer komunikacji inwestycyjnej w ING TFI nie pozostawia złudzeń. - To tylko taka mowa mediów. Kompletnie nic z tego nie wynika. Polska wcale nie jest mniej warta niż Apple. Porównuje się bowiem PKB Polski, a więc jej roczny przychód do kapitalizacji Apple, czyli wartości tej spółki na giełdzie. To tak, jakby porównywać gruszki z pomarańczami, logicznego sensu nie ma w tym żadnego.
Zdaniem Cymcyka podobnie jest z innymi porównaniami - EBC jest bankiem centralnym i ma możliwość tworzenia pieniędzy. Jego rezerwy mogą być nieskończone, bo zawsze może sobie dopisać jedno zero na końcu bilansu. EBC nie potrzebuje większych rezerw. Podobnie jest z aktywami Goldman Sachs - to jest bank inwestycyjny. Jak dasz mu milion dolarów w depozyt, on za to kupi obligacje i da je w zastaw amerykańskiej rezerwie federalnej, dostanie za to 950 tysięcy dolarów pożyczki, za które kupi ropę, odłoży ją w depozyt i pożyczy kolejne pieniądze. Bardzo łatwo może zrobić sobie dźwignię finansową, z miliona robi mu się conajmniej kilka milionów. To ładne, okrągłe, medialne porównania, które nic nie znaczą - dodaje.
To wszystko wydaje się więc zwykłą ciekawostką, ale prawdą jest, że w ostatnich dziesięcioleciach nastąpiła nigdy nie spotykana zmiana - prywatne firmy znaczą coraz więcej, mają coraz większą siłę i władzę. Rządy wielu krajów na świecie walczą z kryzysem, rozrastającą się biurokracją i spadkiem zaufania. W czasach, gdy przedsiębiorstwa coraz częściej działają międzynarodowo, kraje mają swoje granice, swoje problemy, różnice z tego wynikające - jak na Mazurach, gdzie ciężko o inwestycje, a bezrobocie bliskie 30 procent od lat utrzymuje się na podobnym poziomie, gdzie przedsiębiorcy nie zatrudniają, bo nie mają klientów, a klienci nie kupują, bo nie mają za co.
Światowe koncerny, przez jednych znienawidzone, przez innych tolerowane, ubóstwiane przez kolejnych są często wyprane z ludzkich uczuć, są takie same, są, można powiedzieć, bezduszne. Ale czy myślimy o tym robiąc zakupy w sieci Tesco? Jedząc w McDonald’s? Gnając po meble do Ikei? Zakładając konto w Citi Handlowym? Wielkie światowe koncerny rewelacyjnie na nas zarabiają, ale też dostarczają nam tego, czego chcemy (gdybyśmy nie chcieli, to by nie dostarczały i zbankrutowały) i dają zatrudnienie milionom ludzi na świecie.
Polska SA
Państwa nie zawsze i nie wszędzie mogą się, jak to się teraz modnie mówi, outsourcing’ować, czyli zdejmować z siebie odpowiedzialności za jakieś działania i przekazywać jej zewnętrznym firmom. Państwo nie może przenieść kopalni węgla do Chin, bo tam jest taniej, ani zlecić świadczenia usług emerytalnych światowemu ubezpieczycielowi. Czy to dobrze, czy źle, to już inna sprawa. Gdyby zarządzanie państwem potraktować jak kierowanie wielkim przedsiębiorstwem, mogłoby się okazać, że działa taniej, sprawniej i wydajniej. I wcale nie wzrosłoby od tego bezrobocie.
Załóżmy bowiem, że mamy pod zarządzaniem Polskę. Mimo krzyków, oddajemy wielkie spółki pod zarządzanie prywatnym przedsiębiorcom, umawiamy się jednak, że będą nam płacić opłatę licencyjną - nazwijmy ją „podatkami”. Widząc, jak niewydolny jest system służby zdrowia (kto się nie zgodzi - ręka do góry) uznajemy, że są mądrzejsi od nas, sprzedajemy im więc szpitale i inne, w umowie zapisujemy jednak, że jeżeli w NFZ zostaną jeszcze jacyś ubezpieczeni (pozwalamy im na wybranie sobie ubezpieczyciela) to te szpitale i inne będą ich leczyć. Nie sprzedajemy wszystkiego, bo przecież o drogi, sieci energetyczne, i chodniki potrafimy zadbać sami. Dajemy ludziom możliwość. Wyboru, finansowania, kreatywności, bezpieczeństwo zapewniamy tym którzy nie zapewniają go sobie sami. Zbieramy podatki i mamy administrację mniejszą o połowę. To oczywiście ogromne uproszczenie i skrót myślowy, ale mam pewność co do jednego. Da się.