Jarosław Gowin wdał się w spór z Donaldem Tuskiem. Poszło o "ozusowanie umów śmieciowych", którego chce premier. Minister sprawiedliwości skrytykował ten pomysł. Ceniony dziennikarz ekonomiczny, Piotr Aleksandrowicz, broni Gowina. Przekonuje, że ucierpią na tym nie tyle pracodawcy, co ludzie młodzi. A jedynym beneficjentem takiego rozwiązania będą związki zawodowe.
W sobotę media obiegła informacja o kolejnym konflikcie na linii Donald Tusk - Jarosław Gowin. Na posiedzeniu rządu premier ogłosił, że nałoży na pracodawców obowiązek
odprowadzania do ZUS składek od "umów śmieciowych". Ma to być jeden z punktów jego drugiego expose. "Newsweek" dotarł do jednego z ministrów, który opowiedział o kulisach posiedzenia.
Pomysł premiera odważył się skrytykować Jarosław Gowin. Miał argumentować, że tego typu rozwiązanie obciąży pracodawców, zmniejszy elastyczność rynku pracy i w konsekwencji może zrobić więcej złego niż dobrego. "Newsweek" podaje, że premierowi nie przypadły do gustu uwagi ministra sprawiedliwości, dlatego ostro go skrytykował.
Dziennikarz ekonomiczny Piotr Aleksandrowicz na swoim blogu w serwisie ekonomia24.pl ujął się za Jarosławem Gowinem. Pomysł Donalda Tuska nazwał "śmieciowym". Przekonuje, że na "ozusowaniu umów
śmieciowych" ucierpią ludzie młodzi i ci o niskich dochodach, bo żaden pracodawca nie będzie chciał wziąć na siebie konieczności odprowadzania kolejnych składek. Dodał, że na pomyśle premiera skorzystają jedynie związki zawodowe. Troszczą się one tylko o swoich członków, którzy przez "śmieciówki" nie dostają podwyżek. Kolejnym skutkiem ubocznym inicjatywy Donalda Tuska będzie to, że niektórzy pracodawcy uciekną do szarej strefy.
Piotr Aleksandrowicz zaznaczył, że umowy "śmieciowe" to jeden z najpopularniejszych sposobów na hamowanie spadku rentowności i dochodów pracowników. Dziennikarz przekonuje, że "umowom śmieciowym" daleko do ideału, lecz w naszej sytuacji gospodarczej są konieczne, w myśl zasady "lepszy rydz niż nic".
Aleksandrowicz znalazł sposób na rozwiązanie tego problemu. Sugeruje, by wziąć przykład z nauk amerykańskiego ekonomisty Martina Fildsteina. Tłumaczył on, że aby podreperować budżet nie trzeba wcale podnosić podatków. Należy zredukować wydatki
podatkowe czyli ulgi i zwolnienia.
Piotr Aleksandrowicz powołuje się na raport wiceministra finansów Macieja Grabowskiego z 2011 roku. Zsumowane ulgi przez rok kosztowały państwo 73,8 mld złotych. To 5,2 proc. PKB - tyle, ile w 2011 roku wyniósł deficyt finansów publicznych. Metoda prezentowana przez Fildsteina jest, zdaniem Aleksandrowicza, bardziej elastyczna. I co ważne nie jest tak szkodliwa jak "ozusowanie umów śmieciowych".
Tusk nie wycofał się jednak ze swojego pomysłu. – Puścił argumenty Gowina mimo uszu i porządnie go zrugał. Wyglądało to tak, jakby wbijał go w ziemię CZYTAJ WIĘCEJ
Piotr Aleksandrowicz
To niewątpliwie dotknie najbardziej ludzi młodych i o najniższych dochodach. Albo stracą pracę, albo jej nie znajdą, albo będą mieli obniżone zarobki, bo nie ma cudów – pracodawcy i zleceniodawcy nie wezmą nowego podatku na siebie, a na pewno nie całość. CZYTAJ WIĘCEJ
Piotr Aleksandrowicz
Często umowy „śmieciowe" są jedyną szansą na pracę. To prawda, są niskie i nie dają zabezpieczenia socjalnego, ale gdy wzrost gospodarczy jest słaby, a bezrobocie dobiło do 13 procent , pojawia się natychmiast pytanie, czy lepsza taka praca i płaca, czy żadna. CZYTAJ WIĘCEJ