Edukacja seksualna to zbiorowe molestowanie młodzieży – twierdzi pedagog prof. Aleksander Nalaskowski. Jego zdaniem, przez takie lekcje polskie społeczeństwo może stać się równie rozpustne, co w osławionej powszechną prostytucją Tajlandii. – Edukacja seksualna uczy bronić się przed molestowaniem – odpowiada Aleksandra Józefowska z Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton.
Edukacja seksualna od wielu lat niezmiennie budzi wielkie emocje. Choć coraz więcej Polaków nie szokuje, że ich dzieci uczęszczają w szkole na taki przedmiot, spór o to wciąż jest żywy. Na nowo rozgrzała go decyzja władz Łodzi o sfinansowaniu pracy edukatorów seksualnych w miejskich szkołach. Środowiska prawicowe natychmiast oburzył fakt, że z publicznych pieniędzy finansowane jest uczenie młodych, jak nakładać prezerwatywę i że na tego typu lekcjach używa się sztucznych członków.
Wyjątkowo ostro skomentował to prof. Aleksander Nalaskowski z Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu. "Z punktu widzenia pedagogiki takie działania są sprzeczne z wszelkimi zasadami edukacji. I za to powinna odpowiedzieć dyrekcja szkoły. Winno się odpowiedzialnych za wpuszczenie do placówki dewiantów (zapewne zabawy ze sztucznym członkiem na oczach małolatów nieźle ich podniecały) po prostu dyscyplinarnie zwolnić jednocześnie opatrując „wilczym biletem” na oświatę z szansą zatrudnienia w klubach „go-go” czy „sex-shopach” – twierdzi prof. Nalaskowski.
"Jeśli dla władz Łodzi nie jest to oczywiste to znaczy, że zgnilizna władzy jest głębsza niż wykazuje to afera z „Amber Gold”, OLT czy publiczne zapewnienia o staniu „ramię w ramię” z anatomopatologami identyfikującymi ofiary Smoleńska" – pisze pedagog na portalu wPolityce.pl.
Polska stanie się drugą Tajlandią?
Prawicowy publicysta dodaje, że w jego opinii, edukacja seksualna w szkole ma "wymiar zbiorowego molestowania seksualnego młodzieży". Pedagog twierdzi, że uczeni w prowadzonej przez niego placówce gimnazjaliści rumienią się, gdy mowa o sprawach seksu. "Używają na co dzień polszczyzny wolnej od tzw. „skojarzeń”, [...] jeżdżą na Oazy i uczestniczą w porannej, szkolnej modlitwie [...]. Wyobrażam sobie ich w sytuacji łódzkich gimnazjalistów, którzy zapewne w znacznej mierze są równie niewinni jak moi" – ocenia Nalaskowski.
Profesor twierdzi, że w ten sposób zostaje życiowa postawa młodych ludzi "zostaje zgwałcona przez lewackich zwolenników wyzwolenia", którzy podświadomie przekazują komunikat „p••prz się byle bezpiecznie”. "Gospodarczo mamy być kolonią taniej siły roboczej, o czym przekonujemy się co dnia, a obyczajowo europejską Tajlandią, w której trzeba tak przygotować młodzież aby nie miała oporów przed zabawianiem się w seks o dowolnej orientacji. Młode i młodzi niewinni to pole łowne, mocno dotąd niewykorzystane, to inny rodzaj naturalnego bogactwa" – uważa doświadczony pedagog.
To edukacja seksualna molestowaniu seksualnemu zapobiega
A co na to ci, którzy doświadczenie mają w edukacji seksualnej młodzieży? – To nieprawda, co mówi ten pan. Edukacja seksualna nie polega na zachęcaniu do podejmowania kontaktów seksualnych. Właściwie prowadzona przede wszystkim uczy obrony własnych granic, asertywności – mówi nam Aleksandra Józefowska z Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton.
– Edukatorzy seksualni uczą młodzież, by nie podejmowała kontaktów wtedy, gdy ktoś nie jest na to gotowy, wywierana jest na nim presja przez partnera, czy środowisko – przekonuje Józefowska.
Koordynatorka grupy podkreśla też, że do Pontonu nigdy nie przyszedł ani żaden rodzic, ani młody człowiek, który lekcją edukacji seksualnej poczuł się dotknięty czy molestowany.
– To własnie osoba potrafiąca nie godzić się na rzeczy, których nie chce, jest w stanie bardziej niż osoba niewyedukowana obronić się przed molestowaniem, czy przemocą seksualną. Dlatego, że na wczesnym etapie jest w stanie poznać tego symptomy. To nie jest więc "zbiorowe molestowanie seksualne młodzieży" – wyjaśnia Aleksandra Józefowska.
– To dla mnie kuriozalne, co twierdzi prof. Nalaskowski. Jest to także sprzeczne z prawem, które nakłada na państwo obowiązek prowadzenia takich zajęć – ocenia nasza rozmówczyni. I dodaje: – Jestem zaskoczona i zbulwersowana, że takie słowa padają z ust pedagoga o tytule profesora.
Reklama.
prof. Aleksander Nalaskowski
Profesor pedagogiki z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
Winno się odpowiedzialnych za wpuszczenie do placówki dewiantów (zapewne zabawy ze sztucznym członkiem na oczach małolatów nieźle ich podniecały) po prostu dyscyplinarnie zwolnić jednocześnie opatrując „wilczym biletem” na oświatę z szansą zatrudnienia w klubach „go-go” czy „sex-shopach”.
Aleksandra Józefowska
Koordynatorka Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton
Jestem zaskoczona i zbulwersowana, że takie słowa padają z ust pedagoga o tytule profesora.