Historyczny sukces Grupy Azoty Zaksy Kędzierzyn-Koźle. Finał LM to jednak nie żyła złota
Krzysztof Gaweł
25 marca 2021, 19:29·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 marca 2021, 19:29
Po dramatycznej i niezwykle zaciętej walce siatkarze Grupy Azoty Zaksy Kędzierzyn-Koźle awansowali do finału Ligi Mistrzów i 1 maja zagrają o tytuł klubowych mistrzów Europy. – W Lidze Mistrzów nie gra się dla pieniędzy, tylko dla chwały – mówi naTemat.pl prezes Sebastian Świderski, sternik najlepszej polskiej drużyny ostatnich lat. Kędzierzynianie mogą wygrać Puchar Europy jako druga polska ekipa w historii.
Reklama.
Rewanżowe starcie z Zenitem Kazań to był siatkarski horror na najwyższym poziomie. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle przegrała spotkanie 2:3 (17:25, 25:16, 25:21, 28:30, 18:20), ale wygrała kluczowego dla losów awansu złotego seta 15:13. Kędzierzynianie mieli dziewięć piłek meczowych i wykazali się wielkim hartem ducha, pokonując wreszcie rosyjską potęgę.
– Zaskoczyli mnie siatkarze tuż po meczu z Zenitem, bo nie świętowali awansu, tylko spokojnie oglądali drugi półfinał i rywala, z którym zagrają w Weronie. To wielka zasługa Nikoli Grbicia i całego sztabu, że siatkarze nie zadowalają się pojedynczymi zwycięstwami – powiedział nam Sebastian Świderski, prezes Grupy Azoty ZAKSA, który przyznał, że Itas Trentino to dobrze znany rywal, w którym gra przecież dwóch byłych kędzierzynian: Dick Kooy oraz Nimir Abdelaziz.
Świderski niemal dwie dekady temu w barwach Mostostalu Azoty bił się z europejskimi gigantami o finał LM. Wówczas udało się doskoczyć do podium (2003 rok, Mediolan), ale polska ekipa nie zagrała w finale LM. Teraz przed jego zespołem historyczna szansa.
– Mostostal walczył o ten finał przez kilka lat, ale się nam do niego nie udało awansować. Teraz jesteśmy w finale i jestem bardzo dumny z całej drużyny i z wielkiej pracy, jaka została wykonana – dodał sternik Trójkolorowych. Jak przyznał cały zespół i cały sztab wykonał wielką pracę, co zaowocowało triumfem nad najlepszą drużyną Ligi Mistrzów ostatniej dekady.
Według informacji podanych przez CEV (organizatora rozgrywek), polska ekipa może liczyć na zarobek rzędu 300-550 tysięcy euro. Wszystko zależy od tego, które miejsce nasz zespół zajmie na koniec rozgrywek. Mistrz zgarnie 500 tysięcy euro premii plus ok. 40-50 tysięcy za awans do kolejnych rund. Drugi zespół LM może liczyć na 250 tysięcy euro oraz ok. 40-50 tysięcy za awans do kolejnych rund.
– Cóż, w Lidze Mistrzów nie gra się dla pieniędzy, tylko dla chwały. Awans do czwórki czy do finału sprawia, że coś zarobimy na naszym udziale w rozgrywkach, ale i tak premię za finał chcemy przeznaczyć dla drużyny i całego sztabu – zdradził nam Świderski, zaznaczając jak kosztowny jest udział w samych rozgrywkach. Grupa Azoty ZAKSA ma za sobą wyjazdy do Civitanovy i Kazania, a przed sobą finały w Weronie.
To wszystko są koszty, które już teraz mogą się zwrócić. O zarobku będzie można mówić w przypadku końcowego triumfu. Siatkarskim rozgrywkom pod tym względem daleko choćby do piłkarskiej LM, gdzie sam awans z grupy do fazy pucharowej to zarobek rzędu 10 milionów euro. Finalista zarabia minimum 50 milionów euro, co przekracza zdecydowanie całą pulę nagród w siatkarskich rozgrywkach.
Kędzierzynianom pozostaje zatem aspekt czysto sportowy i walka o miejsce w historii. Polska drużyna wygrała Puchar Europy tylko raz, w 1978 roku dokonał tej sztuki Płomień Milowice.
– Nie jesteśmy faworytem. Mamy na rozkładzie Lube czy Zenit, ale Trento to bardzo mocna, włoska drużyna i to będzie zupełnie inna, nowa historia. Chcemy wygrać Ligę Mistrzów, ale mamy świadomość, jak ciężkie czeka nas zadanie. Nie będzie co prawda złotego seta, ale czeka nas ciężka walka – zapowiada Sebastian Świderski.
Finał Ligi Mistrzów Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Itas Trentino 1 maja w Weronie.