Czechy podjęły decyzję o wydaleniu z Pragi aż 18 rosyjskich dyplomatów. Mieli być oni zaangażowani w eksplozję sprzed siedmiu lat, w wyniku której zginęły dwie osoby. Rosyjskie MSZ skrytykowało działania Czechów, a nieoficjalne źródła mówią, że w odpowiedzi z Moskwy usunięci zostaną czescy dyplomaci.
W sobotni wieczór premier Czech Andrej Babiš poinformował o wydaleniu 18 rosyjskich dyplomatów z Moskwy, uznanych przez czeskie służby za szpiegów. Podkreślił, że istnieje uzasadnione podejrzenie zaangażowania rosyjskiego wywiadu GRU w eksplozje składów amunicji w Vrtebicach, do której doszło w 2014 roku. Zginęły wtedy dwie osoby, pracownicy prywatnej firmy wynajmującej skład.
Minister spraw wewnętrznych Jan Hamaczek zaznaczył, że pracownicy ambasady zostali zidentyfikowani jako szpiedzy wojskowi i mają 48 godzin na opuszczenie terenu Czech. Zaapelował o wsparcie do sojuszników – Unii Europejskiej i NATO.
Decyzję Czechów potępiła rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa, która stwierdziła, że "Praga dobrze wie, jakie będą skutki takich sztuczek". Oficjalnie Rosja nie zapowiedziała jeszcze żadnych ruchów, jednak szef komisji spraw zagranicznych w Dumie Państwowej Leonid Słucki stwierdził wprost, że "nastąpią kroki odwetowe".
W ostatnich dniach do tarć dyplomatycznych, choć na znacznie mniejszą skalę, doszło też na linii Warszawa–Moskwa. W piątek polskie MSZ poinformowało o uznaniu za persona non grata trzech rosyjskich dyplomatów. Reakcją Rosji była zapowiedź wydalenia z Moskwy pięciu pracowników polskiej ambasady.