Bolesna porażka w Holandii. Biało-Czerwoni i tak awansowali na mistrzostwa Europy
Krzysztof Gaweł
02 maja 2021, 19:47·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 02 maja 2021, 19:47
Biało-Czerwoni szczypiorniści przegrali w niedzielę w Holandii 30:32 (16:17) ostatni mecz kwalifikacji mistrzostw Europy, ale i tak jadą na przyszłoroczne ME, które odbędą się na Słowacji i Węgrzech. Drużyna Patryka Rombla ma przed sobą wiele pracy, by w styczniu odegrać jakąś rolę w turnieju finałowym.
Reklama.
Reprezentacja Polski w niedzielę mogła zapewnić sobie awans na mistrzostwa Europy, a przy okazji wziąć w Almere rewanż na Oranje za porażkę we Wrocławiu 26:27. W grupie 5 eliminacji ME Biało-Czerwoni zajmowali miejsce trzecie, byli bardzo blisko awansu, ale by być pewnym występu w przyszłorocznym turnieju na Węgrzech i Słowacji, musieli pokonać Holendrów.
Początek meczu był dla naszej drużyny udany, po rzucie Tomasza Gębali prowadził zespół Patryka Rombla 4:3, a chwilę później Michał Daszek podwyższył na 7:5. Oranje mieli jednak w składzie kapitalnie grającego Luca Steinsa, który trafiał jak najęty i dręczył nasz zespół szybkimi kontrami. Gra była bardzo zacięta i wyrównana, Polacy nie mogli jednak odskoczyć.
Od stanu 11:11 zaczęły się kłopoty Polaków, bo grali nieskutecznie, a rywale rzucali raz po raz. Nasz zespół cały czas ścigał i odrabiał straty, ale przy stanie 16:16 ostatnią akcję zamienił na trafienie Bobby Schagen i to Pomarańczowi prowadzili do przerwy jedną bramką. Patryk Robel musiał skorygować ustawienie zespołu, by wygrana stała się realna.
Niestety początek drugiej odsłony był dla naszej drużyny bardzo słaby. Zacięli się w ataku Polacy, słabo spisywali się w defensywie i rywale szybko zbudowali wysokie prowadzenie (23:18). Co gorsza dalej dręczył nas w ataku Luc Steins i zrobiło się bardzo nieciekawie dla Biało-Czerwonych. Trener Rombel poprosił o przerwę i ruszył pościg za Oranje.
Nie grało się łatwo naszej drużynie, ale coś drgnęło i po rzucie Arkadiusza Ossowskiego było już tylko 22:24. Chwilę później wyrównał Tomasz Gębala (24:24), do końca meczu pozostał kwadrans. Niestety w kluczowym momencie nasz zespół się rozsypał, zaczęły się miny i spory, a rywale trafiali raz za razem, prowadząc już 29:25.
Już tylko jakiś zryw w samej końcówce mógł uratować Biało-Czerwonych, do końca starcia pozostawało pięć minut, a strata wynosiła cztery bramki (26:30). Niestety rywale nie ułatwiali nam zadania, a Polacy grali nierówno, popełniali mnóstwo błędów i z każdą minutą byli dalej od celu. Jeszcze Arkadiusz Moryto zmniejszył straty (29:31), ale górą byli Pomarańczowi, którzy spotkanie wygrali 32:30.
Biało-Czerwoni nie popisali się w eliminacjach ME, grali bardzo nierówno, ale awansowali do przyszłorocznych finałów mistrzostw Starego Kontynentu, które w styczniu odbędą się na Słowacji i Węgrzech. Drużyna Patryka Rombla ma przed sobą wiele pracy, by w styczniu odegrać jakąś rolę w turnieju finałowym.