Wydaje się, że po expose Donalda Tuska katalog politycznych epitetów, takich jak "socjalista" i "populista", poszerzył się o kolejny zwrot, który w ustach gospodarczych liberałów może brzmieć niczym obelga. To "etatysta". Czy Tusk powinien się za nią obrażać? Pytamy o to Waldemara Kuczyńskiego.
Wśród medialnych komentarzy do najnowszych gospodarczych pomysłów premiera pojawiły się już głosy o "socjalizmie", "modelu chińskim" i "powrocie do czasów PRL". Witold Gadomski porównał nawet Tuska do premiera Jaroszewicza. Powołując się właśnie na Gadomskiego inny dziennikarz "Wyborczej", Adam Leszczyński, napisał zaś tak: "Jak zauważył mój redakcyjny kolega Witold Gadomski, Tusk był kiedyś liberałem, który receptę na szybki rozwój widział w prywatyzacji. Dziś stał się etatystą – to niemodne słowo warto dziś odświeżyć." Idąc za radą publicysty "Gazety Wyborczej", postanowiłem o etatyzmie i etatystach porozmawiać z ekonomistą, dziennikarzem, publicystą, Waldemarem Kuczyńskim.
Czy pana zdaniem premier Tusk zasłużył sobie na miano etatysty?
b]Waldemar Kuczyński:[/b] Osobiście nie nazwałbym go w ten sposób, ale przede wszystkim uważam, że trzeba doprecyzować, co dokładnie znaczy to określenie.
No właśnie, kim więc jest etatysta?
W szerszym rozumieniu etatysta to państwowiec, czyli osoba, której bliska jest idea państwa oraz etos służby państwu. W tym sensie bardzo życzyłbym sobie, żeby wszyscy politycy byli etatystami.
A węższe, bardziej ekonomiczne znaczenie tego słowa?
W rozumieniu ekonomii za etatystę uznalibyśmy tego, kto uważa, że ważnym instrumentem sterowania gospodarką jest państwo. Byłby on przeciwieństwem liberała, dążącego do ograniczenia roli organizmu państwowego w życiu gospodarczym kraju.
Nie sądzę. Premier zajął raczej pozycję pośrednią między etatyzmem a liberalizmem. To taka mądra ewolucja od ideologicznego zachwytu nad liberalnym podejściem do gospodarki w stronę umiarkowanego etatyzmu. Tuska nazwałbym więc raczej pragmatystą, który czasami polega na siłach rynku, ale dopuszcza także możliwość interwencjonizmu państwowego. To bardzo ważne, aby państwo działało tak, żeby nie tłumić mechanizmów rynkowych.
Ale czasem jego interwencja może być niezbędna?
Tak. Uważam, że wolny rynek to rzecz cudowna, bo jego mechanizmy opierają się na decyzjach i zachowaniach wolnych podmiotów. Niemniej jednak czasami zdarza się tak, że "niewidzialna ręka rynku" może się zablokować. I wtedy mamy kryzys. Niezmiernie ważne jest wtedy takie działanie państwa, które może mechanizmy rynkowe mądrze "odblokować".
Czy sądzi pan, że proponowane przez Tuska rozwiązania idą więc w dobrym kierunku?
Trudno w całości komentować plany rządu, ponieważ zostały one jak na razie przedstawione dość ogólnie, ale na pierwszy rzut oka finansowe zaplecze planu inwestycyjnego prezentuje się całkiem rozsądnie. Plan Tuska, przedstawiony w expose, przypomina mi nieco "New deal" Roosevelta czy działania Eugeniusza Kwiatkowskiego z czasów międzywojennych.
Twierdzi pan, że Tusk chce zbudować nam drugi Centralny Okręg Przemysłowy i port w Gdyni?
Myślę, że pewne analogie są tu widoczne i posiłkując się cudzysłowem można powiedzieć, że oto przed nami plan stworzenia "COP bis". Podobieństwo dostrzegam w analogicznej do podjętej w międzywojniu próbie zgromadzenia "arsenału inwestycyjnego", który ma wzmocnić i pchnąć do przodu procesy rynkowe. To dobra idea.
A jak pan skomentuje takie głosy, jak redaktora Tomasza Wróblewskiego, który twierdzi, że plan Tuska to socjalizm i powrót do realiów PRL?
Mam wrażenie, że Tomasz Wróblewski przypomina nieco muzyka grającego tylko na jednej strunie – liberalizmu. Nie zgadzam się z jego opinią i myślę, że Tusk uniknie pokus pójścia w stronę socjalizmu. Nie wydaje mi się, żeby rząd chciał wrócić do gospodarki nakazowej w jakiejkolwiek formie.
Wróćmy więc jeszcze na chwilę do samego etatyzmu. Czy skoro Tusk etatystą nie jest, może pan wskazać jakieś państwa, gdzie polityka etatystyczna jest w jakiejś formie realizowana?
Nie lubię przyklejania takich "etykietek". W UE większość państw jest urynkowiona w mniej więcej tym samym stopniu. Oczywiście w Skandynawii państwo odgrywa gospodarce większą rolę niż w Wielkiej Brytanii, ale jednak wszystkie kraje poruszają się w podobnym paśmie rynkowej wolności.
Premier ma pomysł "prostszy" - zamierza wprowadzić elementy gospodarki nakazowej, takiej jak w PRL. Inwestować będzie państwowy moloch, a zadania dla niego wyznaczą odpowiedni ministrowie. Ciekawa ewolucja dawnego liberała, który przed 24 laty w Gdańsku na I Kongresie Liberałów mówił o konieczności sprywatyzowania gospodarki. CZYTAJ WIĘCEJ
Tomasz Wróblewski
"Rzeczpospolita"
Donald Tusk zaproponował nam wczoraj dramatyczny zwrot. Ostateczne odejście od wartości rynkowych na rzecz interwencjonizmu państwowego. Propagowanie etatyzmu, regulacji i ograniczenia przedsiębiorczości. Model, który jest znaczącym krokiem w tył. W stronę rzeczywistości, jaką znamy z PRL. CZYTAJ WIĘCEJ