Dziennikarz i aktywista Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut nie przebywa już w mińskim areszcie Wołodarka. Jego żona przekazała, że mąż został przeniesiony do aresztu w Żodzino. Jest to placówka znana z dużego rygoru.
"Gazeta Wyborcza" opublikowała treść wpisów, które zamieściła żona Andrzeja Poczobuta – Oksana Poczobut na Facebooku. "Moje niepokoje i straszne przeczucia się potwierdziły. Andrzej jest w areszcie Żodzino" – napisała.
"Jakiś czas temu przestałam otrzymywać listy od Andrzeja. Wcześniej przychodziły regularnie, a w pewnym momencie kontakt zupełnie się urwał. Ostatni list, który od niego dostałam, Andrzej napisał jeszcze w kwietniu" – relacjonuje kobieta.
"Nie mam właściwie żadnych wiadomości od niego. Z listów dało się wyczytać, że warunki są trudne. Nie przekazywali mu kodeksów, które są konieczne, by przygotować się do obrony w sądzie. Nie pozwalali mu wysłać do syna listu po polsku (a z synem Andrzej rozmawiał tylko po polsku). Śledczy odmawiał mi prawa do widzenia" – dodała.
Oksana Poczobut zacytowała także fragment ostatniego listu, który otrzymała od męża. "To, przez co teraz przechodzę, jest też dla Was. Uwierz mi, wierz w to, co robię i jak się zachowuję. Inaczej się nie da. Wiem, że to trudne. Ale jeśli jest trudno, to nie powód, by płakać i lamentować, targować się, wykręcać" – miał napisać w kwietniu Andrzej Poczobut.
Jak podaje gazeta, Żodzino to jedyna na Białorusi placówka, w której jednocześnie przetrzymuje się osoby będące w trakcie postępowania karnego, jak i skazanych, nawet na dożywocie. Poczobut został aresztowany w marcu tego roku. Wtedy też milicja zatrzymała Andżelikę Borys, prezes ZPB oraz działaczki Irenę Biernacka i Marię Tiszkowską.
Postawione przedstawicielom mniejszości polskiej na Białorusi zarzuty dotyczyły "podżegania do nienawiści na tle etnicznym" i "rehabilitacji nazizmu". Grozi im od 5 do 12 lat więzienia.