
De facto tak, musimy tutaj pamiętać o różnicy między uzyskaniem pozwolenia na budowę a samym zgłoszeniem. Pozwolenie mówi, że musimy otrzymać pozytywną decyzję, na którą trzeba czekać do skutku. W przypadku zgłoszenia wystarczy brak reakcji urzędu w określonym czasie. Na podstawie tego drugiego już teraz stawiane mogą być domy do 35m2 powierzchni. To procedura uproszczona, ale nadal procedura. Jeżeli sprawa ma wyglądać podobnie w przypadku nowych reguł, to głosy o wzmożonym chaosie przestrzennym, czy wręcz o powstawaniu polskich slumsów, są przesadzone.
Według Prawa budowlanego z pozwolenia na budowę są zwolnione wolno stojące parterowe budynki o powierzchni zabudowy do 35m2. Takie samo zwolnienie dotyczy wolno stojących parterowych budynków gospodarczych i garaży (zgodnie z art. 29 ust. 1 pkt 2). Powyższe budynki można wybudować na podstawie zwykłego zgłoszenia, czyli bez projektu budowlanego.
Pracował pan w wydziale architektury starostwa powiatowego, jak wygląda w praktyce udzielanie takich zgód?
Obecny rząd ma wyjątkowo dobrych doradców. Myślę, że doskonale wiedzieli, że jest to świetny ruch wizerunkowy. Pokazuje przeciętnemu Polakowi - którego nie obchodzi ani dyskusja o ładzie przestrzennym, ani interesy deweloperów - że rząd zadba o jego przyszły byt pozwalając szybko, tanio i bez problemów wybudować dom. Jestem przekonany, że w rządzie zdawano sobie sprawę, że wprowadzenie takiego zapisu niewiele zmieni. Natomiast ewentualne pretensje ludzi o martwy przepis, przerzucone zostaną na samorządowców. Powiedzą, że chcieli dobrze, a starostwa utrudniają sprawę.
Nie ma tu dla nich żadnej korzyści, a wiem gdzie je znajdują, bo zajmuje się doradztwem na rynku nieruchomości od lat. Dlatego uważam, że deweloperzy nie rzucą się nagle na dzielenie działek i budowanie tam domków wielkości mieszkania. Po pierwsze podział działki na mniejsze jednostki również wymaga zgody urzędu. Po drugie budowanie bez pozwolenia nie przynosi bezpośrednich oszczędności, za to podnosi ryzyko inwestycji z perspektywy dewelopera. W każdym momencie można się bowiem spodziewać interwencji urzędu, wymuszonych zmian projektowych, kontroli i wstrzymania budowy.
Mówiąc brutalnie: ładu przestrzennego w Polsce i tak nie ma, więc nie ma czego niszczyć. Z resztą tak niewielkie zmiany prawne nie powinny dostrzegalnie pogłębić istniejącego chaosu. Patrząc na bilans korzyści i strat, powiedziałbym, że jest to rozwiązanie, które zachowuje status quo. Niewiele daje, ale też niewiele zabiera. Wysyp inwestycji o takim metrażu i zniszczenie krajobrazu miast i wsi wydaje się mało prawdopodobny.
W moim przekonaniu jest to przede wszystkim zasłona dymna. Polski Ład wprowadza wiele różnych elementów, często bardziej znaczących. W tym kontekście zapis o ułatwieniu budowy małych domów jawi się jako ten, który miał skupić uwagę i wzbudzić emocje. I to się udało. Myślę że rządzący liczyli na to, że dzięki temu mniejsza uwaga skupi się na innych zapisach, np. podwyższaniu podatków dla osób zamożnych. Poza tym to może być to postrzegane, jako swoista rekompensata dla zamożniejszych. Na swój sposób możliwość budowy małego domu, w uproszczonej procedurze administracyjnej, brzmi szalenie atrakcyjnie w czasach pandemii, gdy ludzie chcą wyprowadzać się z miast na stałe lub mieć do dyspozycji drugi dom. Ale nie mam wątpliwości, że to nie osoby majętne są adresatem tego pomysłu.
Planowanie przestrzenne jak najbardziej obejmuje również gminy wiejskie - choć często tego po nich nie widać, ponieważ w większości kraju mamy do czynienia z rozlewaniem się zabudowy na podstawie decyzji o warunkach zabudowy (tzw. wuzetek).
Kiedy pracowałem w urzędzie, ogromna liczba pozwoleń na budowę domu jednorodzinnego dotyczyła właśnie takich osób. Przychodzili do mnie młodzi ludzie z małych miejscowości, którzy po prostu chcieli stworzyć sobie miejsce do życia. Nie reprezentował ich architekt, bo projekt kupili z katalogu. I rzeczywiście doświadczali problemów z procedurą administracyjną i pozwoleniem na budowę, ponieważ dla osób niedoświadczonych jest to bardzo skomplikowane i niezrozumiałe. I to właśnie dla nich, a nie deweloperów, może być dobra zmiana - choć, jak już wspominałem, niewielka.
Brak kierownika może doprowadzić do tego, że budynek zostanie wykonany źle i w najgorszym razie grozi zawaleniem. Ponownie jednak nie dostrzegam tutaj pogorszenia się sytuacji względem tej już funkcjonującej. Wiele osób w Polsce buduje domy własnymi rękami, a kierownik budowy występuje w charakterze usługodawcy na telefon, która raz na jakiś czas przychodzi, bierze kilkaset złotych, przybija pieczątkę i sobie idzie. Poza tym, jeśli zmiana wejdzie w życie, to zapisy dotyczące sposobu i charakteru tych nieruchomości zostaną zapewne doprecyzowane, np. będą to tylko domy parterowe z płaskim dachem – to ogranicza pole do popełniania błędów.
Doświadczenie podpowiada mi, że nie będzie to duża zmiana. Mam tylko nadzieję, że nawet w tej niewielkiej skali przyniesie więcej dobrego niż złego - ułatwienie budowy małych domów może niektórym pomóc, za to nie wydaje mi się, aby ktoś na tym stracił. Za to z pewnością nie powinniśmy oczekiwać rewolucji w procesie budowlanym ani znaczącego pogłębienia się chaosu przestrzennego.
Tomasz Bojęć - architekt i strateg. Specjalista w obszarze wpływu ekonomii behawioralnej na rozwój miast. Studiował na Uniwersytecie i Politechnice we Wrocławiu. Doświadczenie zdobywał jako projektant, urzędnik, dziennikarz, konsultant, broker i badacz. Obecnie współzałożyciel i partner zarządzający w ThinkCo, firmie consultingowej specjalizującej się w rynku nieruchomości.