Ponad 400 tysięcy złotych wykorzystali pracownicy rządu za pomocą kart kredytowych. Najwięcej plastików do wydawania pieniędzy ma Jacek Rostowski. W dobie kryzysu i gigantycznych długów publicznych taka forma płatności może budzić oburzenie. "Dzięki temu wydatki są bardziej przejrzyste" - broni kart Joanna Kluzik-Rostkowska.
- Użytkownik jest upoważniony do dokonywania płatności przy wykorzystaniu służbowej karty płatniczej wyłącznie za nabycie towarów lub usług związanych z wykonywaniem obowiązków służbowych - wyjaśniła "Faktowi" rzeczniczka ministerstwa finansów Małgorzata Brzoza. Czy zaciąganie kolejnych długów w postaci kart kredytowych jest rozsądne w dobie kryzysu?
Rostowski rekordzistą
Pod względem wydawanych pieniędzy, jak i liczby kart, resort finansów zdecydowanie dominuje. Ministerstwo ma tam do dyspozycji aż 27 plastików i bez zahamowań z tego korzysta. Sam szef MF wydał w zeszłym roku trochę ponad 6 tysięcy złotych, razem z pracownikami zaś około stu tysięcy.
Niewiele mniej wydaje Ministerstwo Skarbu. Za pomocą kart wydano tam ponad 80 tysięcy złotych - opisuje "Fakt". Transport, hotele, jedzenie - to najczęstsze artykuły i usługi kupowane przez rząd za pomocą kart kredytowych.
Mniej komplikacji...
Tabloid pisze z nutą oburzenia, że niektóre resorty, na przykład zdrowia i rolnictwa, w ogóle nie mają swoich kart. Czym zaoszczędzają nam dużo wydatków. Czy aby na pewno? Eksperci oceniają rząd na trzy z małym plusem
Do tej pory pracownicy ministerstw wszelkie koszty podróży, jak jedzenie i hotele, pokrywali sami. Dopiero potem otrzymywali rekompensatę za wydane pieniądze. Taki system był drogi, mało efektywny i czasochłonny. Taki właśnie system nadal panuje w resortach nie objętych plastikowymi płatnościami.
… I większe oszczędności?
- Oczywiste jest, że administracja państwowa kosztuje. A karty kredytowe w tych wydatkach pełnią bardzo ważną rolę. Są łatwiejsze w obsłudze, upraszczają wszystkie procedury - mówi nam Joanna Kluzik-Rostkowska. - Karty zapewniają przejrzystość wydatków. Używając ich, od razu wiadomo na jaki cel pieniądze zostały przeznaczone - podkreśla posłanka i dodaje, że "jest to element nowoczesności".
Zdaniem byłej minister, rząd zdecydował się na karty z jeszcze jednego powodu. - Chodzi o obrót bezgotówkowy. Każde państwo dąży do jak największego obrotu bez gotówki - twierdzi Kluzik-Rostkowska. W jej opinii dzieje się tak z dwóch przyczyn. - Po pierwsze, nie trzeba wtedy dodrukowywać pieniędzy. Po drugie, taki system jest po prostu tańszy.
Komu spada poparcie po studniówce gabinetu Tuska?
Na pewno jest taniej niż za rządów PiS, chociaż przyczyn takiej sytuacji należy upatrywać gdzie indziej. W latach 2006-2007 ministrowie wydali grubo ponad milion złotych i to na cele prywatne. Ujawniła to Julia Pitera jako pełnomocnik ds. zwalczania korupcji. Od tamtej pory Platforma bardzo się pilnuje, by nikt ze świty Tuska przypadkiem nie próbował oszukać państwa.