
Jest to niezwykle ciekawe doświadczenie, bo wymaga pewnego powrotu do przeszłości. Ale nie robiłam niczego na siłę, mam dużo dziecka w sobie, no i dobrze pamiętam te czasy, więc nie było to trudne zadanie. Bardzo pomogli mi też aktorzy z planu, którzy byli ode mnie młodsi. Poza tym reżyser świetnie prowadził aktorów, więc tworzenie postaci Moniki to była sama przyjemność.
Monika doświadcza pierwszej fascynacji drugim człowiekiem, jak większość z bohaterów. Jest zbuntowaną i niezależną nastolatką, ale przy tym dosyć wrażliwą i czułą. Myślę o niej jak o bardzo silnej osobie.
Dobrze znam się z reżyserem filmu, przyjaźnimy się od lat. Uczestniczyłam przy tym projekcie praktycznie od początku, odkąd pojawił się pomysł na film. Z łatwością weszłam w rolę. Dawid ma taką niesamowitą intuicję, że po prostu wie, kogo obsadzić. Nie było castingu, on nie lubi nawet tego słowa.
To jest historia o wszystkim co pierwsze, a co za tym idzie - najintensywniejsze...pierwszy joint, pierwszy seks, pierwsze zakochanie i złamane serce. Miejscem akcji jest małe miasto, blokowe osiedle i miejski basen, na którym najchętniej przesiadują nasi bohaterowie.
To film o pierwszej fascynacji drugim człowiekiem, o poznawaniu siebie i wchodzeniu w młodocianą dorosłość. O tym, czego młodzi ludzie doświadczają w tym wieku. Widz tych ludzi nie ocenia, patrzy na nich z bardzo dużą, wrażliwością, czułością i akceptacją. Jest bardzo blisko bohaterów, przeżywa razem z nimi ich emocje. Zaletą "Ostatniego Komersu" jest przede wszystkim unikalność. W Polsce bardzo mało robi się filmów o młodych ludziach w wieku gimnazjalno-licealnym, o ich problemach i codzienności. Są pomijani. A ten film daje im głos.
Bardzo dobrze nam się pracowało, Obsada jest bardzo młoda. Mikołaj Matczak był na II roku szkoły aktorskiej, Nel Kaczmarek i Zosia Świątkiewicz zdawały wtedy do Akademii, jedynym naturszczykiem był Michał Sitnicki. Atmosfera na planie była świetna! To jest jednak film niskobudżetowy, zrealizowany za 700 tys. złotych. Doskonale wiedzieliśmy, że nikt z nas kokosów na tym nie zbije, dlatego żeby wszystko się udało, trzeba było zgromadzić wokół siebie przyjaciół, którzy będą chcieli zrealizować ten film mimo wszystko. I Dawidowi to się udało.
Żeby trafić do filmu nie wystarczy mieć konto na Instagramie. Nie weryfikuje to, jakim jesteś aktorem. Rzeczywiście chyba jest lepsza dostępność do publiczności, widzów. Co jest akurat super.
Półtora roku temu we wrześniu, dużo wcześniej przed rolą w "Sexify".
Mam psa – tak się zmieniło moje życie. Kiedy wchodziło “Sexify”, mój chłopak znalazł Kropkę. Jest szczeniakiem, mieszka z nami i to jej poświęcam czas. Teraz całe moje życie kręci się wokół niej.
Na początku było to dla mnie szokujące, ale zostałam od tego w pełni oderwana przez szczeniaka. Miałam ważniejsze rzeczy do roboty. Bardzo się cieszę, że to się wszystko dzieje. Było to ekscytujące doświadczenie. Ale prawda jest taka, że jest się na tych billboardach przez miesiąc, a za miesiąc będzie ktoś zupełnie inny. Nie ma co się tym ekscytować, bo można zapędzić się w kozi róg. Bardzo szanuje swoje życie, swoją prywatność, że mogę wrócić i być spokojna w domu. Doceniam, że mam przyjaciół i mogę z nimi porozmawiać. Mam Kropkę, która darzy mnie bezinteresownym uczuciem. To jest super, bardzo to szanuję i chcę, aby tak było zawsze.
Kina są znowu otwarte! Czy trzeba zachęcać bardziej? Nie… nie jestem dobra w promocję, nawet siebie.
Dawno już nie widzieliśmy takiego polskiego filmu o dojrzewaniu, w którym cała nastoletnia obsada brzmi naturalnie i aż chce się ich oglądać.
Moją najlepszą promocją jest chyba to, jak zagram daną rolę. Co prawda mam konto na Instagramie, ale bardziej traktuję go jako pamiętnik i zapis wspomnień, a nie narzędzie do własnej promocji. Nie do końca się w tym czuję, zawstydza mnie to. Może trochę, czuję się w tym niekomfortowo, ale podziwiam też ludzi, którzy potrafią to robić i robią to świetnie. Ja nie umiem.