Tak teraz kręci się sceny seksu! Koordynatorki intymności o kulisach swojej pracy przy "Sexify"
Alicja Cembrowska
13 czerwca 2021, 18:36·15 minut czytania
Publikacja artykułu: 13 czerwca 2021, 18:36
Były i czuwały. Rozmawiały, układały choreografię. Rozumiały i dzieliły się wiedzą. Spotykały się z różnymi reakcjami, ale raczej nikogo to nie dziwi. Przy polskiej produkcji pierwszy raz pracowały koordynatorki intymności, które opowiedziały mi, jak to właściwie jest z tym nagrywaniem seksu i po co ktoś musi to koordynować.
Reklama.
Kaja Wesołek (psycholożka i terapeutka), Anna Zabrodzka (psycholożka kliniczna ze specjalizacją w diagnozie człowieka dorosłego, trenerka-arteterapeutka) i Agnieszka Laskowska-Ziemian (psycholożka, seksuolożka i psychoterapeutka) towarzyszyły ekipie nagrywającej serial "Sexify". W rozmowie z naTemat.pl zdradzają, czym właściwie jest koordynacja intymności, jak nagrywa się sceny seksu i czy aktor może nie zgodzić się niektóre sceny.
Czym jest świadoma zgoda na seks?
Anna Zabrodzka: Trzeba zacząć chyba od tego, czym jest w ogóle świadoma zgoda. Jest to zgoda, która zakłada pełny dostęp do informacji, co ma się zadziać, w jakich okolicznościach, w jaki sposób – te informacje muszą znaleźć się u podstaw tej zgody.
Zgoda nie może być wyrażona pod wpływem nacisku lub szantażu. Co również ważne, zgoda jest jednorazowa. Dotyczy tego, na co konkretnie się umawiamy. Tych warunków, tych okoliczności. Z możliwością odwołania jej w dowolnym momencie, wycofania, zmiany zdania.
Agnieszka Laskowska-Ziemian: "Świadoma" oznacza też, że jest wyrażona w stanie świadomości, który umożliwia podjęcie tej decyzji, czyli wyklucza środki odurzające.
Nie bez powodu zaczęłam od tego pytania. Jeszcze niedawno trwała dyskusja o zmianie definicji gwałtu i o świadomej zgodzie właśnie. Pojawiło się wiele żartobliwych komentarzy, że teraz zgodę na seks trzeba będzie mieć "na piśmie". Po drugie – będziemy rozmawiać o pracy aktorów. W internecie trafiłam na takie opinie: "Dla aktorów sceny seksu to norma, przecież są przyzwyczajeni", "Z takim to i ja bym się całowała, zazdroszczę tej aktorce". Przy "Sexify" pracowałyście jako koordynatorki seksualności i od was chcę się dowiedzieć, czy nakręcenie seksu, to faktycznie taka zwyczajna sprawa. Co dokładnie robiłyście na planie?
Agnieszka: Nasza praca zaczynała się jeszcze przed planem, przed nagrywaniem scen. I to jest istotne, taki jest standard pracy. Poznałyśmy się z ekipą wcześniej. Odbyłyśmy konsultacje, próby i dzięki temu mogłyśmy nawiązać relacje, poznać się w warunkach super bezpiecznych, bo indywidualnych. Byłyśmy w stanie poznać granice danej osoby, kiedy jest ona poza jakąkolwiek presją. Wie, jaka jest nasza rola, wie, że jesteśmy tam dla niej.
Od razu podkreślałyśmy też, że nie jesteśmy po to, żeby przejmować nad czymkolwiek kontrolę. To oni, aktorzy, mają kontrolę. My mamy narzędzia i możliwości, a oni mogą korzystać z tego, z czego chcą, w takim zakresie, w jakim potrzebują.
Praca na planie ma określone zasady, wiemy, co może się zadziać, a co zdarzyć się nie może. W którym momencie możemy interweniować. I w takich warunkach jest to dużo prostsze, niż gdybyśmy spotykali się dopiero na planie.
Kaja Wesołek: Nasze spotkania z aktorami odbywały się bez reżysera i bez nikogo z produkcji. Tylko my i aktorzy. Najpierw indywidualnie, a następnie z parami, które miały razem scenę – czy to delikatnego pocałunku, czy symulowanego stosunku. Aktorzy mówili nam, jakie mają oczekiwania. Czuwałyśmy, żeby ich granice nie były przekroczone i dlatego tak ważne były spotkania sam na sam. Żeby nie wykorzystać tego elementu władzy, czy presji, która może pojawić się w tej pracy. Jesteśmy też od tego, żeby aktor nie przekroczył swojej granicy.
Agnieszka: Czasami bywa, że presja nie pochodzi z zewnątrz, a to aktor ma poczucie, że coś powinien. Z różnych powodów, czasem z powodu przekonania, że jak się sprzeciwi, to będzie później miał problemy zawodowe, bo pojawi się jakaś opinia na jego temat, zostanie uznany za niewspółpracującego.
Anna: Czasami wynika to z kilkudziesięcioletniego doświadczenia: "Tak było, po prostu, nikt się nad tym nie zastanawiał, taki jest mój styl pracy". Może to być po prostu zautomatyzowane działanie.
Agnieszka: Niezgoda na "pokazanie czegoś więcej" może też wiązać się z utratą roli.
Dopiero od niedawna jest o tym głośno. Zaczęły aktorki z Hollywood, a i w Polsce kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się o skali przemocy w szkołach aktorskich. Obecność koordynatorek intymności to trochę u nas przełom. Pierwszy raz na polskim planie obecne były osoby pełniące taką funkcję. Od kilku lat, a właściwie od #MeToo praktykuje się to w produkcjach amerykańskich.
Kaja: W przypadku "Sexify" był to wymóg formalny Netflixa. Tak stacja dba o tzw. politykę szacunku. Ciężko powiedzieć, czy to się stanie standardem dla innych twórców. Na pewno taka forma dbałości o komfort aktora, by zagrał najlepiej, jak potrafi, a ktoś inny zajął się jego komfortem psychicznym, pojawiła się pierwszy raz w polskiej produkcji.
W "Sexify" wszyscy dostali koordynację intymności – nie tylko główni aktorzy, ale statyści i epizodyści. Obliczyłyśmy, że indywidualnie skoordynowałyśmy 50 osób. Każda scena, w której jest coś więcej niż dotyk dłoni, czyli pocałunek, klepnięcie pośladka, intensywne przytulenie, jest zakwalifikowana jako scena intymna.
Dlatego ten wachlarz koordynacji intymności zaczyna się od drobnego pocałunku do sceny całkowicie symulowanego stosunku. Dotyczy każdej sytuacji, która może narazić kogoś na poczucie krzywdy. Jeżeli chodzi o zakres naszych obowiązków, to nie słyszałyśmy o innych produkcjach, gdzie byłby on tak szeroki.
Czyli każdy miał możliwość skorzystania z takiej konsultacji?
Kaja: Konsultacja była obowiązkowa. To był wymóg. Mieliśmy sceny, w których były pary dotykające czy całujące się w tle, grające związki, więc ich granica cielesna była bardzo blisko.
Nie ma w Polsce koordynatorów intymności. Jesteście pierwsze, więc musiałyście zostać przeszkolone. Jak wyglądał ten proces?
Kaja: Częściowo same się doszkoliłyśmy. Nie odbyłyśmy formalnego szkolenia, które kończy się certyfikatem i trwa około 1,5 roku. Wynika to z tego, że na oficjalne szkolenia nie są przyjmowane osoby z zagranicy. Nie było również na to czasu.
Koordynacja intymności jest obarczona językowo i kulturowo. Dlatego przede wszystkim same się szkoliłyśmy i korzystałyśmy ze swojego wcześniejszego doświadczenia zawodowego. Pracowałyśmy już przy scenach przemocy w stosunku do dzieci i nastolatków. Miałyśmy wypracowane procedury, żeby dorosły aktor nie przekroczył granicy dziecka czy nastolatka. Część z nich zaczęłyśmy stosować i przekładać na koordynację intymności.
Doszkalałyśmy się z filmików, które otrzymałyśmy lub które znalazłyśmy w sieci. Najczęściej były to nagrania Ity O'Brien i Lizzy Talbot. Z każdą wątpliwością, trochę na zasadzie superwizji, z pytaniami, prośbami o sugestie, co robić, gdy np. aktor odmawia współpracy, dzwoniłyśmy do Emmy Murphy z Londynu, która koordynuje prace konsultantów i politykę szacunku Netflixa. Ona dbała, żebyśmy nie wyszły z roli psychologa i koordynatora.
Agnieszka: Dodam, że to, co okazało się bardzo istotne, to nasza baza, nasze wykształcenie. Jesteśmy psycholożkami, psychoterapeutkami, ja jestem również seksuolożką.
Zgłaszały się osoby, które szukały pomocy konkretnie u ciebie, u seksuolożki?
Agnieszka: Moja specjalizacja mi się przydała, w "Sexify" zajmowałam się unitem porno. Ćwiczyłam z dziewczynami ekspresję orgazmu, dostawałam pytania dotyczące konkretnych czynności seksualnych. I w czasie przygotowań, i już na planie.
Ta wiedza, która się nabudowuje stopniowo i wszystkie doświadczenia z pracy klinicznej, powodują, że ma się określonego rodzaju podejście i sposób myślenia, a to się przekłada na pracę w koordynacji intymności.
Doprecyzujcie, czym jest second unit, bo powszechnie uznaje się, że to druga ekipa. Tak też było w "Sexify"?
Kaja: I tak, i nie. W dużym skrócie jest główny wątek, główni bohaterowie. I są rzeczy, które bohaterowie widzą na telefonie, na komputerze. To, co widzą, można oczywiście zrobić w postprodukcji – wtedy aktorzy grają do pustego ekranu lub widzą coś, co zostało wcześniej nagrane.
W "Sexify" second unit reżyserowała Małgorzata Suwała i ona odpowiadała za wszystkie rzeczy związane z seksualnością, które aktorzy widzieli na ekranach. Więc w tym przypadku second unit to wszystkie ekstremalne sceny, które były nagrywane poza wątkiem głównym. Ta część była koordynowana, grali tam również aktorzy porno.
Agnieszka: Przyznam, że to była ogromna frajda. To było porno, teoretycznie, bo właściwie nie było to porno. To znaczy, rzeczywiście wszystkie zasady związane z koordynacją scen intymnych zostały zachowane, aktorzy mieli poczucie bezpieczeństwa.
Te sceny są fajne, było w nich dużo zabawy konwencją. To jest duża przyjemność móc zrobić takie sceny w dobrych warunkach, przy pięknym oświetleniu, z fajnymi ujęciami. Atmosfera była świetna. Miałam poczucie, że wszyscy czują się dobrze.
Kaja: Dodam, że pomimo tego, że niektórzy aktorzy byli profesjonalistami w branży porno, to i tak mieli zasłonięte genitalia. Czyli restrykcyjne zasady koordynacji były stosowane zarówno do aktorów głównych, jak i w tym przypadku.
To skoro przy zasłanianiu jesteśmy... Czym jest modesty garments, czyli "skromna bielizna"?
Kaja: W całej koordynacji intymności aktor ma wybór. Współpracujemy ściśle z osobami od kostiumów, bo my ich nie szyjemy, nie mamy zaplecza kostiumograficznego. To, co należało do naszych obowiązków, to było zebranie informacji, w jakim odsłonięciu aktor będzie czuł się najlepiej, najbezpieczniej w danej scenie i z jakim partnerem.
Więc to aktor decydował czy będzie to cielista bielizna, czy będą to stringi baletowe, czy wyklejka. Te decyzje mogły być zmieniane podczas kręcenia ujęcia. Reszta była usuwana w postprodukcji.
Czy pod okiem koordynatorek intymności sceny seksu zawsze są dokładnie zaplanowane, czy dopuszczalna jest improwizacja?
Kaja: Pamiętam, jak jedna para zgłosiła, że nie ma poczucia, że bohaterowie będą się kochać w tej konkretnej pozycji w tym momencie rozwoju ich relacji. I to była jedyna scena improwizowana. Pamiętam też rozmowę, co z tym zrobić. Baza seksuologiczna była wtedy niezbędna, bo Agnieszka powiedziała, że wie, dlaczego bohaterka ulega, dlaczego to się dzieje. Ta wiedza okazała się też niezbędna, żeby zbudować tę scenę. Agnieszka mogła wyjaśnić, jak działa popęd ludzki, jak ludzie na siebie działają...
Agnieszka: Mogliśmy omówić poszczególne etapy zbliżenia, tego jak reaguje ciało i jak to się przekłada na życie psychiczne bohaterów. Mogliśmy też razem popracować nad choreografią tych scen.
Trafiłam na zdanie, że "sytuacja jest fałszywa, ale emocje są prawdziwe". Ciało reaguje...
Agnieszka: Tak, emocje są prawdziwe, żyją w ciele, niezależnie od tego, że sytuacja jest z góry zaplanowana. Oczywiście, dopuszczalna jest spontaniczność, ale pole dla niej też jest określane wcześniej: czy dany aktor czuje się swobodnie w scenach improwizowanych, czy potrzebuje mieć ustaloną choreografię, gdzie są granice moje i partnera i w ramach czego można się poruszać. Każdej osobie coś innego daje bezpieczeństwo. To poczucie bezpieczeństwa pomaga przetrawić emocje, które podczas pracy się pojawiają.
Doprecyzujmy, czym dokładnie jest "choreografia intymności"?
Agnieszka: To konkretny przebieg sceny. Umawiamy się, jak aktorzy się poruszają, jak układają części ciała, na jakie ruchy się decydują. O przebiegu sceny decyduje głównie reżyser. Ile chce pokazać, jaką ma wizję. Aktorzy są oczywiście współtwórcami, odpowiadają na tę wizję swoją wrażliwością, swoimi wyobrażeniami i jeśli jest potrzeba, żebyśmy pomogły jakoś to ułożyć, opracować jakieś sekwencje, czy pomyśleć nad pozycjami, które pasują do postaci i scenariusza, to jesteśmy do dyspozycji.
Aniu, która scena w "Sexify" była dla ciebie najtrudniejsza?
Anna: Ta, w której dużo się działo. Scena grupowa, w której dużo par tę intymność grało. Trudność polegała na tym, że ja byłam jedna, a pary były rozlokowane w różnych miejscach. Zadbanie o każdego w tym samym czasie było wyzwaniem. Musiałam się przemieszczać, żeby przed sceną, pomiędzy dublami i po scenach z każdą parą móc porozmawiać, ewentualnie przekazać informacje zwrotne.
Na czym dokładnie polegają ćwiczenia zamykające? Czytałam, że zagraniczne koordynatorki je praktykują.
Anna: Chodzi o wejście i wyjście z roli. Wprowadzałyśmy je na próbach i zależało to od potrzeb aktorów. Jedną z naszych propozycji, wynikającą z doświadczenia klinicznego i psychoterapii, było budowanie postaci.
Aktorzy często chcą zbudować postać, oddzielając to, kim są w życiu prywatnym. W ćwiczeniach dbałyśmy o to, żeby aktor potem wychodził z roli.
Kaja: Robiłyśmy to po każdej próbie. Nie będziemy zdradzać wszystkich ćwiczeń, ale to są częste praktyki znane z innych zajęć: rozluźniających, oczyszczających. Jedno z ćwiczeń relaksujących polega na tym, że stoimy i wyobrażamy sobie, że spływa po nas wodospad, to jest ćwiczenie Ity O'Brien.
Otwieramy drzwi na próbę, a potem je zamykamy. To jest taki kontrakt psychologiczno-terapeutyczny, że to, co się dzieje na próbach, zostaje na próbach. Pewne tematy zostają zamknięte w konkretnym czasie.
Anna: Dla mnie ważne jest to, że koordynacja i to, czym się zajmuję na co dzień, pracując jako psychoterapeutka dorosłych, to konwencja, spotkanie i rozmowa o intymności. To, co się dzieje w gabinecie terapeutycznym i podczas przygotowania do sceny, jest właściwie tym samym. To jest prywatność, intymność, granice. Potrzeba w tym zaufania i szczerości.
Agnieszka: Myślę, że to, co powiedziała Ania, jest kluczowe. Podobnie jak w psychoterapii to jest praca na konkretnych przypadkach. Każda osoba jest traktowana indywidualnie: ma inne potrzeby i one muszą być wysłuchane, respektowane i to na ich podstawie opracowujemy zasady.
To nie jest tak, że ćwiczenia zawsze są takie same i że wszyscy potrzebują takich samych zadań. Niektórzy sami świetnie sobie radzą ze wszystkimi aspektami tej pracy, inni z częścią, np. właśnie z wchodzeniem i wychodzeniem z ról. Nasza pomoc jest zawsze indywidualnie dostosowana. I to odpowiada temu, jak pracuję w gabinecie.
Zgoda, aktorzy mają doświadczenie z wchodzeniem i wychodzeniem z roli, wielu opracowało swoje metody, ale nikt nie miał doświadczenia z koordynatorkami. Jakie były reakcje aktorów na waszą obecność?
Kaja: Miałyśmy do czynienia z całym wachlarzem reakcji: od entuzjazmu, ciekawość, po takie "po co mi to?", "nie czuję potrzeby".
Agnieszka: Pojawiały się czasami ostrożność czy niechęć, być może lęk. Po pogłębieniu rozmowy na temat źródeł tych reakcji okazywało się, na co wskazywali starsi aktorzy, że mają poczucie, że to powinno się wydarzyć 30 lat temu. Kiedyś tam, gdy zadziało się coś niedobrego, wtedy powinna być pomoc.
Przez lata ludzie wyuczyli się swoich mechanizmów i sposobów na radzenie sobie z tego typu doświadczeniami i nie chcą, żeby ktoś im w to ingerował, oceniał. Pojawiały się obawy, że nasza obecność może konfrontować z tym, że przez lata działy się rzeczy, z którymi trzeba było sobie radzić, może ponosząc jakieś koszty.
Anna: I tutaj my stajemy przed kolejnym wyzwaniem. Z pełną otwartością i zgodą, że aktor może skorzystać z naszej pomocy w jakimś aspekcie. Ale to jest wyzwanie, gdy poznajemy aktora podczas prób, mamy jedynie pewien wycinek wiedzy, obserwacji, jak reaguje jego ciało.
Jeżeli widzimy, że może to powodować przekroczenie granic, ale aktor mówi, że nas nie potrzebuje, to co mamy zrobić? Wkraczać, nie wkraczać? W jaki sposób? Tu jest bardzo cienka granica, żeby nie pomagać, gdy ta pomoc nie jest mile widziana.
Agnieszka: Właśnie o tym myślałam. Musimy pamiętać, że mamy funkcję pomocniczą. Mamy pomóc, więc to jest niezwykle istotne, czy ta pomoc jest chciana i pożądana. Na to trzeba być uważnym.
Po ostatnich doniesieniach o tym, co przez lata działo się w szkołach aktorskich, ale też czytając komentarze w sieci, mam wrażenie, że mocno znormalizowaliśmy pewne formy przemocy, a ofiary "przyzwyczajone" do pewnych schematów wolą milczeć.
Anna: Tak, to jakby stała się norma.
Kaja: Odpowiem, nie odnosząc się do serialu "Sexify", bo przeprowadzałam wiele rozmów z aktorami. Byłam kiedyś w szkole teatralnej, studiowałam tam rok i rzeczywiście tak jest, że te granie są przekraczane i to jest uznawane za normalne, naturalne. Psychologia zastraszania i władzy.
Są wykładowcy, którzy powoli wprowadzają w rolę, a są tacy, co uważają, że trzeba wgnieść człowieka w ziemię, a jego zadaniem jest się podnieść. To się często kończy traumą, lękami, depresją, kilkuletnią terapią. Musimy też pamiętać, że często osoby tak traktowane mają zaledwie 18-19 lat. One jeszcze nie do końca są ukształtowane. Myślę jednak, że takie podejście często nie wynika ze złej intencji.
Że to nie było świadome znęcanie się. Ktoś tak był uczony, to się sprawdzało, więc też tak uczył. Niektóre pokolenia nie miały dostępu do narzędzi i te mechanizmy przemocowe były przekazywane z powodu tych braków.
To też chyba sprawiło, że mamy dosyć mocny stereotyp "aktor to aktor, jest przyzwyczajony", "przecież wiedział, na co się pisze".
Anna: Aktor jest w pierwszej kolejności człowiekiem. Każdy człowiek ma swoje granice. Możemy mówić o granicach fizycznych, które są jakoś opisane, że na przykład granica intymności to 45 cm od drugiego człowieka. I to jest odległość, która jest przypisana tylko dla najbliższych osób.
Ale są też granice psychologiczne. Każdy ma je gdzie indziej. U jednych są one bardziej elastyczne, a druga osoba potrzebuje więcej czasu, żeby z kimś się oswoić. Mam wrażenie, że trochę zapominamy, że jeżeli mamy oczekiwania wobec kogoś, chcemy, żeby wykonał swoje zadanie, za które ma dostać wynagrodzenie, to nadal są to oczekiwania, które ma spełnić człowiek. Po prostu człowiek. A raczej przede wszystkim człowiek.
Agnieszka: Do wykonania zadania każdy może dochodzić w innym tempie, w inny sposób i powinien mieć do tego prawo. Mam też na myśli prawo do wycofania się ze zrobienia czegoś.
Czy po tych doświadczeniach uważacie, że w "mniej odważnych" filmach, w których po prostu dochodzi do kontaktu fizycznego, powinna być koordynacja intymności?
Agnieszka: Od niektórych osób słyszałam, że dobrze, żeby psycholog był na planie, niezależnie od tego, jakie to są sceny. Ale pewnie są też osoby, które uważają, że nie jest to potrzebne.
Anna: Zaczęłabym od tego, że wymagałoby to konkretnego, zrozumiałego doprecyzowania, kim koordynator intymności jest, a kim nie jest. Nasza wiedza jest bazowa, to podstawa do tego, co robimy. Dalsze szkolenia do koordynacji dają narzędzia.
Problemem też jest społeczne rozumienie, kim jest psycholog czy terapeuta. My na planie nie jesteśmy psychoterapeutami. Jeżeli aktor słyszy, że może mieć dostęp do koordynatora intymności czy psychologa, to mam wrażenie, że bardziej słyszy psycholog niż koordynator.
Niewiedza, czym się ten koordynator zajmuje dokładnie, brak pełnej informacji, może nasuwać różne pomysły. Jeżeli coś jest nowe, ma prawo budzić lęk. Więc taka nowość wcale nie musi kogoś zachęcać, do tego, żeby z tego skorzystać.
Czyli nie jesteście na planie po to, żeby przeprowadzać terapię. Czytałam o aktorce, która zgodziła się na pewną scenę, a dwa dni przed jej nagrywaniem, była molestowana. Co w takiej sytuacji robi koordynator? Jak reaguje?
Kaja: To ważna informacja, jednak nie oznacza, że scena nie powstanie. Z tego, co pamiętam, w tym przykładzie chodziło o nadgarstki. Aktorka nie pozwoliła na pewien ruch aktora, który kojarzył jej się z traumą. Choreografka musiała ponownie ułożyć scenę tak, żeby nie retraumatyzowała aktorki.
Anna: Oczywiście elementy wsparcia i interwencji, jeżeli jest kryzys, mieszczą się w zakresie pracy koordynatorki.
Kaja: Powiem jeszcze, że żeby dostać się na oficjalny kurs koordynacji intymności w Wielkiej Brytanii, trzeba wcześniej skończyć 6 kursów, żeby w ogóle móc aplikować. Jednym z kursów jest "apteczka pierwszej pomocy psychologicznej", czyli wyposaża się koordynatorów w narzędzia psychologiczne, które nam są znane ze względu na wykształcenie.
Koordynatorka ma prawo przerwać scenę, jeżeli dochodzi w niej do nadużycia?
Anna: Jeżeli chodzi o zasady, to ma prawo to zrobić, ale po to jest czas na przygotowania, żeby zminimalizować ryzyko skorzystania z tego prawa. Muszę jeszcze podkreślić, że koordynator jest trochę jakby mediatorem – znajduje się pomiędzy ekipą a aktorem. Jeżeli pojawia się potrzeba, ale nie do końca wiadomo, jak to przekazać,
rolą koordynatora jest dbałość o język.
Dostałyśmy wytyczne nazywane "polityką szacunku" i w praktyce oznacza to, że nikt na planie nie może używać określeń kolokwialnych, wyśmiewać innych, nie ma tutaj mowy o żarcikach i śmieszkach z intymności. I to jest też część naszej pracy. Musimy przypominać, żeby traktować pracę poważnie, pamiętając, że język kształtuje świat.
Takie reakcje, śmieszkowanie, żartowanie, kolokwializmy to chyba często nieoswojenie tematu, nieumiejętność rozmawiania o seksie i ciele...
Anna: Dobrze, że o tym wspomniałaś. To są dwa aspekty. Dla jednej strony, tej, która nie radzi sobie z tym tematem, to jest "mechanizm adaptacyjny". Dla drugiej strony, aktora, który ma wykonać pracę, jest to rozpraszające, może być także krępujące.
Agnieszka: I to nie chodzi tylko o język. Dlatego skład ekipy nagrywającej sceny intymne był bardzo ograniczany, żeby nie naruszać intymności, żeby nie patrzył nikt, kto nie musi. To nie jest rozrywka. To bardzo wymagające sceny, które muszą być bezpieczne.
Kaja: Każda kolejna osoba może rozpraszać aktora. A on potrzebuje koncentracji. To jest podstawowa zasada higieny pracy.
Nakręcenie sceny seksu nie jest zatem takie proste, jak mogłoby się wydawać. Niektórzy mówią, że lepiej w ogóle zrezygnować z takich scen…
Anna: To jest taki popularny argument w dzisiejszym świecie, żeby zrezygnować z czegoś, co jest trudne. A trudności i konflikty trzeba rozwiązywać, a nie z nich rezygnować.
Kaja: Wyobraźmy sobie teraz "Sexify" bez żadnej sceny intymnej (śmiech). Trzeba pamiętać, że każda scena intymna jest po coś. Ona opowiada historię bohaterów, wprowadza widzów w ich świat, pokazuje, jak dana osoba podchodzi do seksualności. Te sceny wymagają większego zaangażowania, ale też to one prowadzą widza przez fabułę.
Anna: Intymność i seksualność są częścią naszego życia, więc nie da się ich usunąć.
Agnieszka: Wykreślenie tego typu scen czy niedopuszczanie do tego, żeby seksualność pojawiała się w kinie czy na lekcjach, prowadzi do tego, że wokół naturalnej funkcji życiowej powstaje tabu. A w efekcie w tej sferze pojawiają się patologie.