Reklama.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Bellona
– Panie Alojzy, a co właściwie się działo z panem po drugiej wojnie światowej?
– Koniec drugiej wojny światowej zastał mnie w Berlinie. Gdzie dokładnie, tego wolałbym nie mówić. Niech to pozostanie moją tajemnicą. Miałem wtedy dwadzieścia jeden lat i byłem już świadomym młodym człowiekiem. Niestety, jednego dnia zostałem pozbawiony rodziny, podobnie zresztą jak wielu moich rówieśników. Co prawda, mój ojciec tego dnia nie zginął, tylko uciekł poza granice Trzeciej Rzeszy. Podobnie zresztą moja macocha Ewa Braun.
– Dlaczego nie zabrali pana ze sobą?
– Ojciec uważał, że przede mną jeszcze całe życie, dlatego nie powinienem spędzić tego czasu w ukryciu. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że nikt nie wie, kim jestem. Tym bardziej że zawczasu przygotowano mi dokumenty na nazwisko Alojzy Dawis. W związku z tym nie musiałem się bać, że alianci wezmą mnie do niewoli albo będą chcieli
wyciągnąć ze mnie informacje na temat ojca. Zresztą i nawet na ten wariant byliśmy gotowi.
– W jaki sposób?
– To bardzo proste. Zastosowaliśmy mechanizm, z którego korzystało dotychczas wiele siatek szpiegowskich. Chodziło o to, by ograniczyć dostęp do informacji. Załóżmy, że mamy tort przecięty na cztery kawałki. I każdy z czterech szpiegów ma dostęp tylko do jednego kawałka tortu, czyli do jednej czwartej banku informacji. Dzięki temu, gdy zostaje schwytany, nie posiada wystarczającej wiedzy, by wydać swoich mocodawców, nawet gdy jest poddawany najgorszym torturom. Ze mną było tak samo. Wiedziałem, że ojciec z macochą uciekają, ale kompletnie nie miałem pojęcia, dokąd.
– Nigdy to pana nie interesowało?
– Niekoniecznie. Chciałem jak najszybciej puścić ten cały fragment życia w niepamięć. Było mi o tyle łatwiej, że nikt mnie o to nie pytał. Poza tym wmówiłem sobie, że rodzice zmarli. Przykra sprawa. Nie byłem ewidentnie na to gotowy. Zresztą… Nikt nie jest gotowy na śmierć swoich rodziców, na takie dramaty życiowe nie da się przygotować.
– To gdzie pan się podziewał tuż po kapitulacji Trzeciej Rzeszy, gdy wojna w Europie się zakończyła?
– Tak jak wcześniej mówiłem, nie mogę za wiele opowiadać na ten temat. Zdradzę jedynie, że wielu zamożnych Niemców zachowało sentyment do nazizmu. Znalezienie
szczodrych opiekunów, którzy zaopiekowali się mną po wojnie, nie należało do trudnych zadań. Miałem wtedy wszystko, czego potrzebowałem.
– To było niemożliwe. Słyszałem, że układ między matką a ojcem był następujący. On bierze mnie pod swoją opiekę, a w zamian matka już nigdy nie podejmie próby kontaktu. W grę wchodził jedynie jeden list rocznie. Dlatego też wymieniliśmy tylko dwa listy, a trzeciego już nie zdążyliśmy. I już to się nie zmieni…
– Wielu ludzi do dzisiaj roztrząsa, czy Adolf Hitler wiedział o obozach koncentracyjnych i holokauście. No to, jak było naprawdę?
– Zacznijmy od tego, jak wyglądał styl rządzenia mojego ojca. Otóż bardzo często wydawał rozkazy w formie ustnej. Dzięki temu nie da się dzisiaj potwierdzić, które działania były jego osobistą decyzją. Co więcej, wielu nazistów chciało się wykazać przed mym ojcem, dlatego często zachowywali się z dużą dozą nadgorliwości.
– Panie Alojzy, do brzegu proszę… Hitler wiedział o holokauście czy nie?
– Odpowiem krótko i na temat. W mojej ocenie Adolf Hitler wiedział o holokauście i sam go uruchomił. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej. Moim zdaniem to niemożliwe, by najpotężniejszy człowiek w Trzeciej Rzeszy nie miał pojęcia o machinie śmierci, wpisującej się w jego politykę eliminowania ras, które jego zdaniem były nieczyste. Nawet jeśli Himmler był nadgorliwy, nie mógł sam zadecydować o budowie obozów koncentracyjnych i obozów zagłady.
– To dlaczego nie ma na to dowodów?
– To proste. Mój ojciec był przebiegły i na pewno nie zależało mu na tym, by takie dowody się zachowały. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w przyszłości historia go osądzi. Zapewne już wtedy uważał, że łączenie go z obozami koncentracyjnymi nie będzie dla niego korzystne. Powiem zresztą więcej! W Trzeciej Rzeszy, gdy działo się coś złego, ludzie często tłumaczyli to sobie słowami: „Gdyby tylko Hitler wiedział, to na pewno zrobiłby z tym porządek”. W ten sposób wszystko, co złe, nie było zazwyczaj wiązane z moim ojcem. On od tego umywał ręce. Muszę coś wtrącić w tym miejscu. Strasznie boli mnie określenie „polskie obozy koncentracyjne”. Nic takiego nigdy nie miało miejsca. To nie są polskie, a niemieckie, nazistowskie obozy. Powinniśmy o tym pamiętać i na każdym kroku to podkreślać,by kolejne pokolenia o tym pamiętały.