"Szkoda, że nikt nie wymyślił robotów, które zmywałyby i sprzątały w domu." - powiedziała mniej więcej Jolanta Pieńkowska. "Są takie, nazywają się Ukrainki" - odparł Bartosz Węglarczyk. Swoją wypowiedź okrasił jeszcze rubasznym śmiechem, który mam nadzieję był śmiechem zakłopotania po usłyszeniu własnych słów. Czy była to tylko wpadka, czy może przejaw szerszego zjawiska? Jak postrzegamy Ukrainki? Jak wygląda ich praca w Polsce?
Bartosz Węglarczyk, naczelny miesięcznika Sukces, który w programie śniadaniowym "Dzień Dobry TVN" prowadzi przeglądy prasy, szybko przeprosił za swoje słowa na Facebooku.
Wielu komentujących przeprosinowy wpis podkreślało, że Węglarczyk szybko przyznał się do błędu i wyraził skruchę. Inni nie uznali jego tłumaczeń i pisali m.in. że "niesmak pozostał" oraz, a dziennikarz powinien przeprosić na wizji.
Tłumaczenia dziennikarza po tych słowach nie brzmią może bardzo wiarygodnie, ale nie sposób dojść szczerości jego intencji. Fakty są takie, że Ukrainki rzeczywiście są bardzo źle traktowane przez polskich pracodawców. Określenie "roboty" jest jednym z łagodniejszych, które można użyć na określenie ich pracy. W wielu przypadkach należałoby raczej nazywać je niewolnikami. Bezosobowymi, bez nazwiska, skupionych tylko na pracy.
Praca, praca, praca
Ukrainki przyjeżdżają do Polski zarobić. Legalnie czy nie, imają się prac, które są akurat dostępne. Rzadko pracują w swoim wyuczonym zawodzie. I tak magister Uniwersytetu Lwowskiego, doświadczona księgowa, która w kraju prowadziła swój bar - pracuje jako sprzątaczka, opiekunka do dzieci i kucharka.
Mieszka u pracodawcy, ten ma ją na każde zawołanie, więc na nogach jest przez często ponad dwanaście godzin na dobę. Nie może odmówić, bo o pracę ciężko. Zarabia około siedmiu złotych na godzinę. Musi to robić i godzić się na wykorzystywanie. Na Ukrainie ma córkę studiującą prawo. Każde pieniądze przesyła na jej naukę i utrzymanie reszty rodziny. Nie jest to wymyślona postać ze smutnego filmu, ale prawdziwa osoba pracująca pod Warszawą.
Dlaczego Polska?
W Polsce zarobki są dużo większe od tych u naszych wschodnich sąsiadów. Nawet czterokrotnie. Dlatego opłaca się i sprzątać, i zbierać owoce, a nawet w wyjątkowych przypadkach żebrać. Ukrainki często zajmują się pracą na wsiach (tylko sezonowo), ale najwięcej jest ich w bogatych dzielnicach aglomeracji.
I to naprawdę dużo. 90% wszystkich obywateli innych krajów pracujących w Polsce to Ukraińcy. Mężczyzn jest dużo mniej i często zajmują się mało eksponowanymi społecznie zawodami fizycznymi. Kobiety najczęściej opiekują się dziećmi, osobami starszymi czy sprzątają - utrzymując za to rodziny w kraju (nierzadko mężów, od których uciekają). Ukraińscy emigranci przesyłają, aż 7 miliardów dolarów rocznie! Dlatego część tamtejszych publicystów zastanawia się, czy nie jest to na rękę państwu.
Choć Ukrainkom jest trudno w Polsce, to części z nich udaje się wydostać z niskopłatnych zajęć. Wizerunek pracownicy z Ukrainy powoli pada pod naporem rzeczywistości. Duża część Ukrainek pracujących w Polsce m.in. uczy angielskiego. I przyjeżdżają do nas mimo kryzysu - ten prawie wcale nie wpłynął na przepływ ludności.
Ukrainki w pop-kulturze
Ukrainki-sprzątaczki i opiekunki do dzieci wdarły się nawet do pop-kultury. W serialu "Usta usta" jedną z bohaterek była Oksana (znana tylko z imienia) zajmująca się domem bogatych "państwa". Olena Leonenko w Barwach szczęścia gra kobietę (także o imieniu Oksana), która przyjechała do Polski, by zarobić na operację chorego syna. Obie postacie zupełnie się od siebie różnią. Pierwsza jest żywiołową, komediową postacią, której nie sposób nie polubić. Druga to ciepła i dobra osoba - jej historia jest typowym wyciskaczem łez. Choć obie są przedstawione pozytywnie, ugruntowują stereotyp Ukrainki-pomocy domowej.
Polki w Niemczech jak Ukrainki w Polsce
Komentatorzy przeprosin Bartosza Węglarczyka zauważyli też jedną rzecz - podobnie o naszych rodaczkach mówią w innych krajach. Polak-mechanik, Polka-sprzątaczka to częste stereotypy na Zachodzie. Także zdarza się je traktować jak roboty-niewolnicy. Doktor socjologii, pracujący po kilkanaście godzin dziennie na zmywaku - to coś co na pewno znamy z przynajmniej ze słyszenia. Ale i z takich doświadczeń może wyniknąć coś ciekawego. Polka pisząca pod pseudonimem Justyna Polańska, która sprzątała u naszych zachodnich sąsiadów, napisała książkę o tym, jakimi wbrew pozorom są brudasami ("Pod łóżkiem Niemców") oraz jak traktują polskie pracownice. Książka stała się bestsellerem. Czekam na to, aż kiedyś jakaś Ukrainka opisze swoje życie i pracę w Polsce. Może otworzy nam to oczy.
Trudne losy czarnej służącej w Ameryce lat sześćdziesiątych, która opowiedziała o swoim życiu pokazano w kasowym hicie zeszłego roku - Służące (The Help).
Bartek czasem klasę poznaje się po reakcji na wpadkę. Pokazałeś, że klasę masz! ;-)
Roman Tovarnitskyi
a tak Pana lubiłem... a teraz za obrażenie Ukrainek w ramach protestu w dni z pana udziałem w DDT zmienię kanał na program śniadaniowy innej stacji... "Słowo nie wróbel gdy wyleci nie złapiesz z powrotem" (Ukraińskie porzekadło ludowe) Pozdrawiam.
Olesya Shcherba
Замало вибачень! Замало! Я вже ніколи не подивлюсь TVN. І ніколи не скажу, що польське телебачення є добрим (як було до цього часу). [Za mało takie przeprosiny! Za mało! Już nigdy nie włącze TVN. I nigdy nie powiem, że polski program jest dobry (jak było do tego czasu).]