Nie przepadam za kotami. W odwiecznej walce zwolenników kociarzy i psiarzy zawsze stanę w grupie tych drugich. Od tej zasady jest jeden wyjątek, który potwierdza regułę. To obłędny Jaguar F-Type, które na polskie standardy łapie się już do kategorii „supersamochodu”, ale na szczęście dla fanów motoryzacji, jego cena wcale nie jest aż taka zaporowa. Bo reakcje, które wzbudza wszędzie tam, gdzie się pojawi, sugerują, że wygląda na duuużo droższego.
Jaguar na przestrzeni ostatnich lat przechodzi ciekawą metamorfozę. Z limuzynowatych samochodów raczej dla starszych panów-prezesów, stał się sexy marką premium z ofertą dla młodszego i już bardziej masowego klienta (
świetny model XE, nowe SUV-y
F-Pace i
najnowszy E-Pace). Ma także jedną przewagę, której nie ma konkurencja: jest Jaguarem. To wciąż marka, która w Polsce nie jest aż tak oczywista, a wokół niej unosi się obłok ekskluzywności i prestiżu.
No i jest oczywiście zjawiskowy Jaguar F-Type. Wygląda trochę jak ze stereotypowej przyszłości, ale to wciąż młody model produkowany zaledwie od 2013 roku. „Kot” ten jest dostępny w dwóch wersjach: cabrio (+10 do lansu i prestiżu) oraz coupe. W ręce naTemat wpadł ten drugi wariant w niesamowitym kolorze metalik Ultra Blue.
Gdy widziałem go na zdjęciach przed odbiorem, nie byłem do końca przekonany. Wiadomo, stara zasada głosi, że auto od pewnego pułapu cenowego i osiągów wręcz powinno być w jakimś „szalonym” kolorze, ale tutaj ten niebieski nie wywoływał szybszego bicia serca. Jakże bardzo się myliłem! Wystarczyło pół sekundy spojrzenia na żywo, by zakochać się w tym odcieniu. Robi robotę. Dopłata 5200 zł za ten lakier jest warta każdej wydanej złotówki.
Na ten samochód – zwłaszcza w takim kolorze – nie sposób nie zwrócić uwagi. Zostałem zaczepiony już wtedy, gdy wysiadłem z niego po raz pierwszy chwilę po odebraniu auta. Dzieci wskazują go palcami i szerzej otwierają oczy, nastolatkowi szturchają się łokciami i sugestywnie wskazują głową, a dorośli czasami nawet zagadują. Jednocześnie mimo tego wszystkiego auto nie ma nawet pierwiastka „buraczaności” i reakcję są w większości pozytywne. To zdecydowane zasługa brytyjskiej marki.
Mimo że F-Type pozycjonuje się jako roadster (ten w wersji bez stałego dachu), to wizualnie auto jest sporo większe niż popularne roadstery. Niepowtarzalny wygląd nie zostawia żadnych wątpliwości: to bardzo sportowe auto.
Designerzy tego modelu mogą spać spokojnie, bo F-Type nie zestarzeje się jeszcze przez parę długich lat. To ponadczasowe auto, wyglądem i kształtem przypominające nieco Mercedesa AMG GT. Wyważone proporcje i odpowiednie załamania sprawiają, że wygląda bardzo solidnie, a jednocześnie nie odbiera mu to gracji.
Zastosowano tutaj ciekawe zabieg klamek chowających się do wnętrza nadwozia, ale choć to rozwiązanie ciekawe wizualnie, mało praktyczne. Ich otwarcie jest dość karkołomne, bo chwyta się od spodu. Każdy, kto miał z nimi do czynienia, wskazał to jako coś średnio wygodnego. Dziwnie jest także zestrojony pilot, otwierając auto, po jednym kliknięciu pilotem otwierają się jedynie drzwi kierowcy. Dla pasażera trzeba kliknąć drugi raz.
Jeśli potencjalny właściciel F-Type’a chce zrobić swojego Jaguara jeszcze „bardziej”, może dopalić go wersją R-Dynamic, która jest bardziej sportową i efektowną stylizacją nadwozia (tak, felgi wtedy też są większe) oraz wnętrza (np. sportowe fotele).
Auto przykuwa uwagę z każdej strony: z przodu, gdzie są charakterystyczne reflektory LED z jeszcze bardziej charakterystycznym i wciąć nieco enigmatycznym, kocim logotypem. Z boku, bo z tej perspektywy docenia się proporcje auta z fenomenalną linią dachu, która w atrakcyjny sposób ciągnie się od przedniej szyby aż do samiuśkiego końca.
No i z tyłu, gdzie po prostu nie można się napatrzeć. Sam nie wiem, co tak naprawdę tam króluje: reflektory, gigantyczny i wycentrowany pojedynczy wydech czy może spoiler, który kierowca może schować i wypuścić w dowolnym momencie?
Nie jestem fanem spoilerów, ale ten – mimo że jest nawet trochę przerysowany – naprawdę daje radę, przykuwając ciekawskie spojrzenia w trakcie wysuwania się z bagażnika. No właśnie, bagażnik. Niby wąski, ale dość długi i w zupełności wystarczający na podróż na dwójki dorosłych osób. Z tej perspektywy bardziej dociekliwi zobaczą też wielgachne i szerokie „kapcie”, które pokazują potęgę tego samochodu.
F-Type to samochód dwuosobowy. Nie ma żadnej „oszukanej” kanapy z tyłu, która w praktyce często nadaje się tylko do przewożenia bagaży, nie osób. Jeśli jedziecie w dłuższą podróż, za fotelami dacie radę poupychać trochę dodatkowych rzeczy.
Są także małe haczyki, żeby coś powiesić. Trzeba uważać jednak, żeby nie pognieść sobie tego, podczas ustawiania fotela. Gdy zerknięcie do tyłu zobaczycie też dwa solidne słupki, które wystają za Waszymi głowami, co od razu przynosi na myśl sportowe skojarzenia z klatką.
Mimo tego wszystkiego w środku wcale nie jest mało miejsca. Nie czujesz się ściśnięty i ograniczony. Co ciekawe, choć siedzi się bardzo nisko i czasami trzeba namachać się głową, by zobaczyć sygnalizację świetlną, nie ma poczucia, że leci się tyłkiem po podłodze. Podróż nie męczy, co w sportowych autach nie jest oczywiste. To być może zasługa opcjonalnych foteli Performance za dodatkowe 11 500 zł.
Wewnątrz bardzo szybko poczujecie się premium. Jakoś wykończenia jest iście brytyjska. Miła w dotyku i gruba obszyta skóra (dopłata ok. 10 tys. złotych za pakiet skór premium), przyjemne metale, a plastiki jedynie na części przycisków.
Uwagę bardzo szybko zwraca sporych rozmiarów panel z wywietrznikami, który wysuwa się z deski rozdzielczej! Mały efekt wow. Biegi zmieniamy standardowym drążkiem, a nie pokrętłem, jak to często ma miejsce u tego producenta, co akurat w przypadku tego auta jest dobrym rozwiązaniem.
Zabrakło mi za to sensownych schowków pod ręką na telefon, klucze i portfel. Nie do końca wygodne jest także zmienianie trybów jazdy przyciskiem, który ni to nie jest pokrętłem, ni to guzikiem, ni to wajchą.
Poza powyższych kierowca ma do dyspozycji dwa magiczne przyciski. Jeden odpowiada za wysuwanie i chowanie wspomnianego spoilera, drugi na zmianę charakteru wydechu, co bardzo szybko wyłapie nawet niewprawione ucho. Dźwięk jest potęgowany poprzez głośniki, ale nie mam z tym żadnego problemu. To popularne rozwiązanie u wielu producentów, a jeśli przyjemnie cieszy ucho, to dlaczego by tego nie używać?
Choć model, który widzicie na zdjęciach, wygląda na „szaleńca”, to wcale nie jest najmocniejsza wersja. Ba, pod maską gra „tylko” 300 koni mechanicznych przy 2-litrowym silniku. To ta bardziej „cywilna” wersja F-Type’a, zaczynająca się od 275 tys. złotych (wersja cabrio zaczyna się od 30 tys. więcej).
Wyżej możemy celować w 3-litrowe silniki V6 o mocy 340 i 380KM, a także w 5-litrowe potwory V8 z 550 i 575 końmi pod maską (wersja SVR). To już soczyste konfigi za soczyste pieniądze, sięgające kilkuset tysięcy złotych. Możemy dowolnie żonglować rodzajem skrzyni biegów (manual/automat), natomiast napęd na cztery koła pojawia się dopiero przy silnikach od 380KM wzwyż.
Niższe jednostki, w tym a testowana, mają napęd na tył, co w tym aucie jest oczywiście zaletą, ale ja osobiście jestem zwolennikiem czteronapędowców. Większa pewność i bezpieczeństwo. A może po prostu nie umiem tak dobrze prowadzić?
Testowany Jaguar F-Type osiąga pierwszą setką po 5,7s, co na papierze wydaje się wynikiem poniżej oczekiwań, względem tego jak wygląda. Na szczęście teoria a praktyka to dwie totalnie różne rzeczy i to, jak to przyspieszenie odczuwa się w środku, to zupełnie inna bajka.
Auto jest lekkie, nie tak duże, gdy dodatkowo podkręcimy dźwięk, wrażenia są, jakby wszystko działo się dużo szybciej. Brzmi obłędnie, jedzie wystarczająco dynamicznie, ale nie brutalnie. Jest bardzo zwinne, a do zakrętów składa się niczym kot: szybko, sprawie i pewnie.
Fani mocy i sprawniejsi kierowcy na pewno pójdą w te mocniejsze wersje silnikowe. Tymczasem F-Type to świetny wybór dla każdego, kto chce wejść do dwóch nowych rodzin: Jaguara i supersamochodów. Bo choć prawdziwej definicji tych ostatnich nie spełnia, to na polskie standardy drogowe to wciąż auto nietuzinkowe i w pełni zasługujące na to miano.
Można to zrobić za stosunkowo niewielkie pieniądze, jak za takie auto.
Testowany model w wersji R-Dynamic zaczyna się od 297 tys. zł, a dodatki to kolejny 70 tys. zł. To powinien być Wasz pierwszy samochód w rodzinie, ale jeśli jesteś młody i na razie nie planujesz rodziny, to… czemu nie?