Ten samochód pokochają wszystkie kobiety, którym nie są obojętne auta. Zwłaszcza za te małe gadżety
Michał Mańkowski
15 stycznia 2018, 08:33·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 15 stycznia 2018, 08:33
Coś, co jeszcze kilka lat temu wydawało się nie do pomyślenia, staje się faktem. Jaguar wypuszcza SUV-a. I to nie pierwszego, a już kolejnego. Ba, to SUV, który jest mrugnięciem kociego oka do klientów, którzy chcieliby wskoczyć do szuflady z etykietą „premium”. Nowy Jaguar E-Pace to samochód mały i… duży jednocześnie. Ale po kolei.
Reklama.
Jeździłem wieloma samochodami, ale nigdy tak nowym i świeżym w najprostszym tego słowa znaczeniu. Gdy po raz pierwszy wsiadłem do tego Jaguara, miał na liczniku zaledwie 30 przejechanych kilometrów. Oddając kluczyki na tym samym liczniku był okrągły tysiąc więcej, które zrobiłem nim po Polsce i warszawskich ulicach. Auto przyciągało wzrok i w korkach w Warszawie, i dalekich polskich górach. Nie dlatego, że jest wyjątkowo szalony. To po prostu model, którego Polacy jeszcze na ulicach widzieć nie mogli. Oficjalna premiera w Warszawie miała miejsce tydzień później! Poza tym to nowy SUV, w których tak się lubujemy i… Jaguar. Marka z logotypem, na którym zawsze mimochodem zawiesi się oko. I ten element producent wykorzystuje na każdym kroku. Zaraz zobaczycie gdzie.
Gdy Jaguar parę lat temu zapowiedział swojego pierwszego SUV-a w historii, niektórzy pukali się w głowę. „SUV od Jaguara? Wolne żarty, to przecież tylko limuzyny”. Jakiś czas potem zadebiutował pierwszy w gamie brytyjskiego producenta SUV o nazwie „F Pace”. Intrygująco wyglądające auto, które świetnie jeździ, ale niestety kosztuje za dużo, a w środku wcale nie wygląda na auto premium.
Minął nie tak długi czas i obok F-Pace’a pojawił się jego młodszy i mniejszy brat z literką „E” z przodu. Projektanci odrobili pracę domową, wyciągnęli wnioski i stworzyli SUV-a dla ludzi, którzy jeszcze nie wiedzą, że w sumie to mogą jeździć Jaguarem. Najtańszy E-Pace zaczyna się już od 150 tys. złotych, a rozsądnie skonfigurowany z paroma dodatkami może zamknąć się już w 200 tysiącach.
Sama premiera E-Pace’a była w Warszawie wydarzeniem niejako show-biznesowym. Pojawiła się na niej m.in. Małgorzata Socha i Borys Szyc. Ta pierwsza swoją drogą została ambasadorką nowego „kota”. I pasuje idealnie, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to model, który ma trafić przede wszystkim w gusta kobiece. Swoją drogą, zupełnie przypadkiem dowiedziałem się, że przy okazji światowej premiery E-Pace pobił rekord Guinessa, wykręcając absurdalną „beczkę” na specjalnie przygotowanej skoczni. Powiedzcie mi tylko, że to nie robi wrażenia?!
Trudno mi powiedzieć, czy E-Pace to auto duże czy małe. Bo patrząc na nie z boku, wyraźnie widać, że to jeden z tych mniejszych kotów. Wydaje się być wręcz kompaktowym samochodem. Tymczasem rzut oka z przodu lub z tyłu wprawia w konsternację, bo tam prezentuje się już jako kawał solidnego i potężnego kocura. To efekt charakterystycznego grilla z efektowną osłoną chłodnicy, jak i wysokiego, „opancerzonego” tyłu z podwójnym wydechem, gdzie nieco wyżej zamontowano także spoiler na dachu . Mimo bycia Jaguarem, to nie jest drapieżny samochód. To raczej ładny kociak domowy, żaden tam dziki zwierz, który spodoba się paniom.
Pamiętacie, jak na początku wspomniałem o tym, że Jaguar bez krępacji odwołuje się do swojej kociej spuścizny? W całym samochodzie jest sporo mniejszych lub większych akcentów, które dają temu wyraz. I nie chodzi mi tyko o logotypy. Wrażenie zawsze robią hologramy z logotypem producenta wyświetlające się z bocznego lusterka w nocy na parkingu. Tutaj mamy nie tyko logo, ale obrazek dwóch kotów: większego Jaguara i drepczącego za nim małego kotka. Identyczny rysunek mamy także na przedniej szybie. Niby nic nie znaczące gadżety, a jakie wymowne. Podobnie jak cętkowane powierzchnie w niektórych schowkach wewnątrz samochodu. Jaguar gra w to, co jest jego przewagą: stawia na swoją mocną markę i tam, gdzie może, przypomina o tym kierowcy.
Gdy pierwszy raz wszedłem do środka E-Pace’a, tego miejsca wydawało mi się jakoś mało. To przez to, że z tyłu głowy ciągle dzwonił stereotyp Jaguara, jako skrajnie luksusowego, wielkiego i dynamicznego samochodu. Sęk w tym, że po tym tysiącu przejechanych kilometrów to w ogóle nie jest temat. Mam 183 cm wzrostu, gdy jest ciasno, szybko to czuję. Tutaj tego nie stwierdziłem, w trasie zatrzymując się jedynie na tankowanie. Z tyłu wyżsi kierowcy nie będą mieli problemów z nogami, ale trochę za szybko mogą spotkać się z sufitem. To nie jest wielki rodzinny SUV, którym 5-osobowa rodzina chce komfortowo pojechać na wakacje gdzieś w Europie. To kompaktowy SUV, w którym rodzina oczywiście się zmieści, ale raczej 4-osobowa.
Jakie spostrzeżenia ze środka E-Pace’a?
- wygodne mięsiste fotele i solidna kierownica (choć jakoś dziwnie było mi, ze panel z przyciskami i logotypem nie jest zamontowany idealnie na środku)
- czarna skóra jest elegancka i praktyczna, ale… zwykła. Jeśli chcecie trochę szaleństwa od swojego Jaga, pobawcie się inną kolorystyką
- świetne, miękkie w dotyku wykończenie
- tradycyjny drążek zmiany biegów, który nie jest wysuwającym się pokrętłem jak w przypadku innych Jaguarów. Dobrze leży w ręce, ale nie robi już takiego „wow” w stylu premium jak owe pokrętło
- panel multimedialny jest intuicyjny i przejrzysty, przypomina trochę Windowsa
- świetna półeczka np. na telefon czy klucze przy schowku pomiędzy przednimi fotelami. W dowolnej chwili można ją zdemontować i zostawić miejsce na napoje
- niefortunne miejsce na przycisk start/stop, mało widoczne, zasłonięte przez kierownicę
- dziwne umiejscowienie gaśnicy pod fotelem pasażera. Była bardzo wysunięta do przodu, przez co fizycznie przeszkadzała pasażerowi
- przyjemne dla oka animacje i ogólna stylistka na elektronicznym wyświetlaczu
- nie wszystkim sterujemy dotykowo. Mamy do dyspozycji trzy eleganckie pokrętła do regulacji temperatury (uff!)
Model, którym jeździliśmy, miał pod maską 2-litrowy silnik diesla o mocy 180 koni mechanicznych z automatyczną skrzynią biegów i napędem AWD, czyli na wszystkie koła. To w całej stawce średniak, który podejrzewam będzie najpopularniejszą konfiguracją. Nie jest to w końcu biedne 150 koni z napędem jedynie na przód, ale wcale też nie najbrutalniejsza 300-kona jednostka. Do wyboru mamy także silniki 240- i 249-konne. Wszystkie jednostki są dwulitrowe, a niemal wszystkie – co zasługuje na pochwałę - z napędem AWD. Na przód napędzane są jedynie te najmniejsze wersje 150-konne, choć i one za dopłatą ok. 11500 zł mogą mięć napęd AWD. W efekcie niemal w ogóle nie mamy tutaj do czynienia z „udawanymi” SUV-ami, ale pełnoprawnymi autami z napędem na obie osie.
Testowany model rozpędza się do pierwszej setki w 9,3 sekundy, co może wydawać się wynikiem rozczarowującym. Wysoki moment obrotowy i napęd na cztery koła rekompensuje jednak papierowe dane i z perspektywy widzenia kierowcy, nie jest źle. Auto mimo swoich rozmiarów dobrze, zwinnie i pewnie składa się w zakrętach, o czym miałem okazję przekonać się na krętych górskich drogach. Przyspiesza miarodajnie, bez nerwowych ruchów, choć nie jest idealnie wyciszone. Spalanie, które udało się wygenerować to 8,3l/100km, ale nie starałem się celowo osiągać jak najmniejszego wyniku, dlatego tutaj na pewno można jeszcze nieco trochę zbić, jeśli ktoś jest eko-maniakiem. Ale przecież nie kupujemy Jaguara, żeby szarpać się o litr w jedną czy drugą stronę.
Najtańszego Jaguara E-Pace można wyrwać już za 145 900 zł. W tej cenie dostaniemy 2-litrowego diesla z manualną skrzynią biegów i mocą 150 koni mechanicznych. Zapomnijcie o tym. Automat z napędem na obie osie to w tym przypadku minimum, dobrze też, żeby miał te 180 koni. Tutaj podstawowa wersja zaczyna się od 178 tys. złotych. Mało kto jednak chce jeździć wyposażeniowym „golasem”, więc cena zależnie od wyposażenia podskakuje w okolice 200-230 tys. złotych. Najdroższy, 300-konny benzyniak, w standardzie R-Dynamic, zaczyna się od 277 tys. złotych.
Jaguar E-Pace to jednak nie jest samochód stworzony do dynamicznej i agresywnej jazdy. To trochę taki milusiński kociak, który wygodnie i bez żadnych przebojów dowiezie ciebie tam, gdzie tylko masz ochotę. Ukłon w stronę kobiecej części kierowców lub tych, którzy zawsze chcieli mieć Jaguara, ale nie wiedzieli, że go na niego stać. Choć z drugiej strony od ok. 230 tys. złotych można mieć już najtańsze Porsche Macan…