Białowieża – to brzmi jakoś tak… daleko, prawda? Ta mistyczna kraina gdzieś daleko na wschodzie Polski, o którą walczą ekolodzy, gdzie żyją legendarne żubry, ale tak w sumie jak zapytacie dziesięciu Polaków, czy tam byli, to zapewne statystycznie wyjdzie jakieś pół osoby. Tylko że to naprawdę wcale nie tak daleko.
Żeby dostać się z Białowieży choćby z Warszawy, czeka nas raptem trzygodzinna (z niewielkim okładem) podróż. Z centrum stolicy to dokładnie 237 kilometrów. Nagroda za tę podróż jest jasna. Dziewicza przyroda, prastary las i żubry. Wszędzie żubry. Przynajmniej w teorii. Ale o tym później.
Droga w stronę puszczy – przynajmniej od Warszawy – mimo wszystko nie zachwyca. Choć ze stolicy “wyskoczyliśmy” nową trasą ekspresową S8, niedługo za Wyszkowem odbiliśmy na wschód i zaczęliśmy ciągnąć się drogami lokalnymi. Co najwyżej wojewódzkimi.
Te często negatywnie zaskakują nie tylko stanem nawierzchni, ale i w ogóle przygotowaniem do jazdy. Bywa ślisko i… śnieżnie. Dlatego zwłaszcza zimą upewnijcie się, że macie auto gotowe w trasę.
Napęd 4×4 to podstawa w długiej podróży
My do Białowieży wybraliśmy się Skodą Octavią, która możecie zamówić z napędem 4×4. W takiej trasie jak do Puszczy Białowieckiej stały napęd na cztery koła to zbawienie. Stały, bo w Skodach to nie jest typowy “dołączany” napęd, jak w wielu innych markach. W autach Skody obie osie są zawsze napędzane, co najwyżej w różnym stopniu. Nigdy nie jest tak, że jedna z osi zostaje “odcięta”.
W trakcie spokojnej jazdy przeważająca część napędu była przenoszona na przednią oś, a tylna była „obciążona” w minimalnym stopniu. Dzięki temu nasze spalanie w trasie było naprawdę niskie (ciągłe napędzanie obu osi w równym stopniu jest bardzo paliwożerne), a jednocześnie zawsze mieliśmy ten – nazwijmy to – margines bezpieczeństwa.
Ten margines, jak się okazało, bardzo się przydał w drodze do i w samej Białowieży. Bo kiedy do niej jechaliśmy pod koniec grudnia, na Mazowszu śniegu nie było, ale wszystko zmieniło się w okolicy Hajnówki. Dosłownie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To ostatnie większe miasto przed puszczą. Odpowiednie miejsce na jakąś przerwę, obiad czy po prostu na tankowanie.
Bo dalej zaczyna się ostra jazda. Na wyjeździe z miasta krajobraz ulega dramatycznej zmianie. Droga zwężą się (choć trzeba oddać, że jest świeżo po remoncie i w świetnym stanie), staje się naprawdę kręta, pojawia się las. To taki wstęp do puszczy. A na dodatek nagle okazuje się, że wszędzie jest śnieg. Ale to po prostu wszędzie.
Ta jedna główna droga i tak była dobrze utrzymana. Wystarczyło jednak zjechać w jakąkolwiek boczną drogę, żeby zrozumieć, że miejscowe drogi są po prostu oblodzone. Zdjęcia w tym tekście chyba najlepiej o tym świadczą. Nie chciałbym tam pojawić się w tamtym momencie z samochodem napędzanym wyłącznie na tylną oś.
Octavia z napędem 4×4 poradzi sobie jednak śpiewająco, tak jak zresztą każde auto tej marki z napędem na obie osie. Czy to będzie Kodiaq, czy Superb, nie macie się czego obawiać. Oczywiście, jeśli będziecie się poruszać z odpowiednią prędkością. Na lodzie wszystko jest możliwe.
Przygoda dla dzieci
I choć nie tak dawno pisałem, że moją ulubioną Skodą jest Octavia RS, tak bardzo szybko przekonałem się, że Białowieża to miejsce dla tych, którzy podróżują Karoqami i
Kodiaqami. Albo właśnie Octavią
z napędem 4×4. Generalnie autami rodzinnymi, bo Puszcza Białowieska to miejsce rodzinne i to o każdej porze roku.
Te rodziny z dziećmi to pierwsza sprawa, która mi się rzuciła w oczy. Jest ich tam naprawdę mnóstwo, więc jeśli macie pociechy, to śmiało możecie już organizować podróż.
Co robić w Białowieży? Wiadomo, “polować” na żubry. I uwaga, zima to naprawdę dobry moment na “polowanie”, bo latem naprawdę ciężko je spotkać. Nie bez powodu nazywa się je duchami. Żubry to zwierzęta, które pomimo swoich rozmiarów poruszają się bezszelestnie i… właściwie ich nie widać.
Niemniej jednak i zimą to spotkanie może nie być takie proste, dlatego do takiej wyprawy trzeba się odpowiednio przygotować. Bo choć wejście do parku narodowego znajduje się w samym centrum Białowieży, to zbyt daleko nie zajdziecie… bez przewodnika. To znaczy można samodzielnie poruszać się po kilku szlakach, ale ciągną się one wzdłuż obrzeży terenu chronionego.
I tu uwaga: dotarcie do tych szlaków zimą może być bardzo trudne, ponieważ drogi dookoła Białowieży są w opłakanym stanie. Zarówno pod względem nawierzchni, jak i zimowego utrzymania. Koleiny z błota pośniegowego, zamarznięte kałuże – to tutaj norma, co widać na zdjęciach. W takich warunkach Octavia z napędem 4×4 to zbawienie.
Równie istotne są systemy bezpieczeństwa, które w Octavii sprawują się bez zarzutu. Jeśli chcecie sprawdzić, jak sprawna w tym modelu jest kontrola trakcji, to pojedźcie na takie lodowisko, jak drogi dookoła Puszczy Białowskiej, i… na chwilę ją wyłączcie. Gwarantuję, że szybko ją włączycie z powrotem.
Kontrola trakcji to zresztą tylko czubek góry lodowej. Na pokładzie Octavii znajdziemy także inne systemy, które czynią podróż do Puszczy Białowieskiej bezpieczną. Choćby MSR. Mało kto w ogóle o nim słyszał, a to on przeciwdziała poślizgowi kół napędowych w czasie hamowania silnikiem. Tego, jak istotne jest hamowanie silnikiem zimą, chyba nie muszę nikomu tłumaczyć.
ASR to kolejny przydatny zimą system, który zapobiega poślizgowi podczas ruszania. A jest jeszcze EDS, który pomaga już w trakcie poślizgu… można tak bardzo długo.
Ale zostawmy to i wróćmy do żubrów, bo przecież to dla nich przyjechaliśmy. Wgłąb Obrębu Ochronnego Rezerwatu nie wejdziemy jednak tak, jak na pozostałe szlaki – dostaniemy się tylko pod opieką przewodnika, który poprowadzi nas nieoznakowaną w terenie trasą „Do Dębu Jagiełły”.
I wcale nie jest powiedziane, że spotkacie żubra. Ale na pewno traficie pod osławiony Dąb Jagiełły, pod którym rzekomo przesiadywał Władysław Jagiełło niedługo przed tym, jak rozprawił się z Krzyżakami pod Grunwaldem.
A jaka jest prawda? Dąb został zwalony przez wichurę w 1974 roku i dzisiaj jego spróchniały pień, choć majestatyczny, po prostu się rozkłada w ciszy lasu. Szybko okazało się też, że choć był wiekowy, to nie miał więcej niż 450 lat, więc raczej Jagiełło go też nie widział. Cała historyjka została wymyślona dla turystów, ale… przecież Wasze dzieci nie muszą tego wiedzieć.
Za to może uda Wam się sprawić, że na lekcjach historii będą uważać. I może nawet jakieś piątki przyniosą w zeszytach.
Kiedy naprawdę chcesz zobaczyć żubra
Spacerek zaliczony, a żubra nie było? Nic straconego, nie jesteście pierwsi z takim problemem. Dla tych, którzy nie chcą się zdawać na uśmiech losu, organizowane są bardziej profesjonalne wypady “na żubra”. Pod okiem fachowca, o wczesnym świcie lub o zmierzchu, w takie miejsca, gdzie żubry najczęściej się pojawiają. To jednak może nie być najbardziej fortunny sposób na poszukiwanie tych zwierząt z dziećmi.
Zawsze zostaje więc… rezerwat pokazowy. Nie da się go ominąć – jadąc do Białowieży od Hajnówki tuż przed początkiem miasta jest ostatni zjazd w lewo, dobrze oznakowany. Tam po krótkim dojeździe najgorszą drogą, jaką sobie możecie wyobrazić (znowu ukłony dla napędu 4×4 w Skodzie) dotrzemy do wspomnianego rezerwatu.
Bilety wejściowe nie są drogie, a w środku raj dla dzieciaków. Wbrew nazwie spotkacie tam nie tylko żubry, ale i jelenie, rysie, dziki, tarpany czy nawet… osły.
Głównym punktem programu są oczywiście jednak żubry. Potężne, majestatyczne, charakterystycznie flegmatyczne i… przyzwyczajone do gapiów. I choć robią wrażenie na zdjęciach, dopiero spotkanie na żywo z tym zwierzem to zaskakujące przeżycie. Dość powiedzieć, ze dorosły osobnik waży ponad pół tony. Czuć respekt, i to bynajmniej nie zwierząt do ludzi.
Po wizycie w rezerwacie warto jeszcze wrócić do Białowieży, ponieważ atrakcje nie kończą się na spotkaniu ze zwierzętami.
Znajduje się tam choćby Muzeum Przyrodniczo-Leśne, które w przystępny sposób pokazuje bogate życie przyrodnicze puszczy. Dodamy, że to najstarsze muzeum w polskich parkach narodowych i najstarsze czynne muzeum w całym województwie podlaskim. Tradycje sięgają aż czasów międzywojennych.
Goście nie są skazani na nudne eksponaty – twórcy ekspozycji zadbali o to, żeby oddziaływać na więcej zmysłów – czekają tu makiety, naturalne odgłosy zwierząt z puszczy, wreszcie wielkoformatowe fotografie.
Wreszcie w Białowieży warto zjeść, żeby zapoznać się z podlaską kuchnią – niepodrabialną w skali kraju. Jedliście kartacze, przez niektórych nazywane cepelinami? Tutaj zjecie je w wersji z dziczyzną, której w tych stronach nie brakuje. Palce lizać.
Dlatego jeśli macie ochotę na weekendowy wypad, a nie chcecie znowu jechać zimą w góry (zresztą przy obecnym zagrożeniu lawinowym to mocno średni pomysł), nie wahajcie się – Białowieża to miejsce, gdzie można spędzić dwa dni i nie odczuwać nudy.
W puszczy i w jej okolicach każdy znajdzie coś dla siebie – niezależnie od tego, czy pożądacie kontaktu z nieznaną przyrodą, z fauną, architekturą czy kuchnią. Pamiętajcie tylko o przygotowaniu samochodu do podróży. Tutejsze drogi bywają nawet bardziej zdradliwe niż w górach.
Tekst powstał we współpracy ze Skoda Auto Polska.