Słyszeliście to powiedzenie, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu? Jeśli już, to fajnie będzie zrobić takie ze Skodą Kodiaq w tle. To rodzine auto może sprawić, że chętniej będziemy przebywać w swoim towarzystwie i podróżowanie zamieni się w przyjemność. Nawet wówczas, gdy jedziemy tylko kilka przecznic od domu. W ramach naszej akcji ze Skodą miałem okazję przekonać się o tym na własnej skórze.
"Auto rodzinne" to bardzo pojemna kategoria. Dzieci i psy można zapakować zarówno w kombi klasy C, jak i w limuzynę klasy premium. Ale chyba najlepiej w tej roli sprawdzi się duży SUV. Postanowiłem sprawdzić, jak w tej roli daje sobie radę największa Skoda tego typu, czyli model Kodiaq Style 2,0 TDI SCR 190KM.
Codzienna orka na ugorze
Rodzinny samochód na ogół nie stoi w garażu w oczekiwaniu na wypad w kilka osób za miasto. Jeździmy nim na co dzień do pracy, na zakupy, do kina, a tylko od czasu do czasu stawia się przed nim poważniejsze wyzwania.
Jeśli chodzi o poruszanie się po mieście, Kodiaq rykoszetem dostaje od swojej największej zalety – rozmiaru. Nie zrozumcie mnie źle – to fajny samochód. Tylko duży. Tak duży, że widać świetnie drogę i sygnalizację świetlną ponad dachami zwykłych aut miejskich. Ale każdy samochód trzeba prędzej czy później zaparkować. I wtedy zaczynają się problemy, dlatego często alternatywą jest mniejszy SUV Karoq.
Auto jest długie i szerokie. Szybkie znalezienie w Warszawie miejsca w centrum, na którym uda się postawić taki kawał blachy graniczy z cudem. Trochę lepiej jest na parkingach pod marketami, ale nawet tam wyróżniamy się rozmiarami. Na ratunek przychodzą plastikowe odbijacze, które wysuwają się podczas otwierania drzwi, dzięki czemu oszczędzamy lakier na krawędziach. To praktyczne, choć niespotykane często rozwiązanie.
Parkowanie na szczęście ułatwiają takie systemy, jak kamera cofania i seria dźwiękowo-obrazowych czujników, która czuwa, żeby przypadkiem się do kogoś nie "przytulić". Krążąc po mieście spalimy około 8-9 litrów ropy na 100 kilometrów.
Piątek, piąteczek, piątunio
Samochód wyposażony jest w nawigację, którą w dodatku można sprzęgnąć z komórką, a dzięki połączeniu on-line z Google Maps system potrafi rozpoznawać, gdzie są korki lub roboty drogowe. To ważne, pozwala nie spóźnić się na proszoną kolację nawet na drugi koniec miasta.
Co więcej, jeśli po drodze wstąpiliśmy do sklepu po jakieś ciastka i butelkę wina, to w bagażniku znajdziemy możliwość schowania tego tak, że ciastka się nie pokruszą, a flaszka nie będzie się obijać o burty. Służą temu wieszaki na siatki i schowki w podłodze bagażnika. Drobne przedmioty można wsadzić do siatek, butelkę schować pod podłogą i gotowe.
A gdyby okazało się, że wszyscy poza kierowcą Kodiaqa rozkoszowali się przywiezionym alkoholem, Skodę można zamienić w mały transporter. W bagażniku ukryte są dodatkowe dwa fotele. Pewnie, że dla dorosłych podróż na nich na dłuższe dystanse nie jest szczególnie komfortowa, ale na przejechanie kilkunastu kilometrów do domu są w zupełności wystarczające. W trasie natomiast mogą wskoczyć tam dzieciaki.
Pielęgnowanie hobby
Chyba każdy ma jakieś hobby, które zajmuje mu wolny czas. Niektórzy zbierają znaczki, inni budują domy z zapałek, jeszcze inni łapią motyle. Tym Skoda Kodiaq nie jest potrzebna, chyba, że potrzebują kupić dużo zapałek albo pojechać na łąkę z motylami po bezdrożach. Kodiaq przyda się tam, gdzie potrzebny jest duży, wygodny, a najlepiej lekko terenowy samochód.
Przewiezienie zdalnie sterowanego modelu samolotu na lotnisko modelarskie to w Kodiaqu żaden problem. Bez rozkręcania mieszczą się nawet całkiem spore modele grubo przekraczające rozpiętość półtora metra. Jak się człowiek postara, to po złożeniu kanapy wchodzą takie dwa obok siebie, plus skrzynki z niezbędnym osprzętem.
Ale Kodiaq sprawdzi się też w przypadku rodzinnego wypadu "na koniki". W bagażniku zmieszczą się buty do konnej jazdy, toczki, kurtki, palcaty dla kilku jeźdźców, a do tego worek marchewek dla wierzchowców. Przestrzeń bagażowa ma płaską podłogę na równi z górną krawędzią tylnego zderzaka. Można sobie w nim usiąść i wygodnie zmienić buty po jeździe.
Równie dobrze sprawdzi się w przypadku wyjazdu na narty. Nawet nie trzeba wsadzać boksu na dach. Jeśli jedziemy w trzy osoby, to narty można przewozić w środku po rozłożeniu części kanapy. Ale gdy wyjechaliśmy w 4 lub 5 osób, to z założeniem boksu też nie będzie problemu. Kodiaq ma fabryczne relingi.
W Polskę jedziemy
Modelowa rodzina to dwoje dorosłych i dwoje dzieci. Tyle statystyki. Do tego dochodzą peryferia, jakaś teściowa albo pies, czasem kot lub klatka z kanarkiem. Ja postanowiłem sprawdzić, jak Kodiaq sprawdzi się podczas wyjazdu na wycieczkę do lasu z psami.
Kodiaq, jak wiele SUV-ów i samochodów typu kombi nie ma sztywnej półki zakrywającej bagażnik, zamiast niej ma natomiast roletę. Z jednej strony nie każdemu musi się to podobać, na półkę można coś położyć, podczas gdy roleta jest na to zbyt delikatna. Ma za to inną zaletę.
Nie trzeba się zastanawiać co z nią zrobić, gdy zasłona bagażnika nie jest potrzebna. Jeden ruch dłonią i roleta chowa się w belce przy oparciu tylnej kanapy. Miejsca jest dość, żeby weszły do środka dwa psy. O ile uda im się wskoczyć, bo na przykład dla yorka czy jamnika będzie za wysoko.
Przestronny bagażnik docenią wszyscy, którzy lubią podróżować. Ale nie oznacza to, że w Kodiaqu tylko tam jest dużo miejsca. Pięć osób znajdzie dość miejsca, żeby żadna droga nie była męczarnią. Podróż umilą też liczne schowki czy bardzo dobry zestaw audio montowany fabrycznie.
Oczywiście można połączyć smartfona za pomocą bluetooth, więc jeśli ktoś nie lubi słuchać w radiu reklam, wystarczy poprosić dziecko o to, żeby korzystając z telefonu zabawiło się w didżeja. Przy okazji dowiemy się, czego teraz słuchają nastolatkowie.
Zrób sobie Kodiaqa
Jedno, czego zabrakło mi w testowanym samochodzie, to panoramicznego dachu. Kiedy jedzie się do lasu, to nie ma znaczenia. Gdy wybierzemy się na wycieczkę krajoznawczą, czasem fajnie jest patrzeć przez dach na górskie szczyty czy otaczające nas wieżowce. Na szczęście taki dach można zamówić w opcji.
Jedną z "małych" opcji robiących wielkie wrażenie są za to... parasole ukryte w przednich drzwiach. To rozwiązanie znane chociażby z... Rolls-Royce'a. Równie praktyczne są "łapki" odchylane z tylnych zagłówków, dzięki którym można się przespać bez ryzyka, że głowa będzie latać na boki.
Jeździłem samochodem z dwulitrowym silnikiem diesla o mocy 190 koni mechanicznych i napędem na cztery koła przenoszonym za pomocą 7-biegowej automatycznej skrzyni biegów. To oczywiście nie jest najtańsza wersja Kodiaqa, powiem więcej – to jedna z najdroższych. I najfajniejszych.
Długo by wymieniać trzeba wszystkie systemy które posiada auto. Kodiaq Style 2,0 TDI SCR 190KM miał adaptacyjne światła LED, elektrycznie sterowane fotele z pamięcią trzech ustawień (funkcja działała zarówno kierowcy jak i pasażera) i tyle przeróżnych systemów, że nie zdziwiłbym się, gdyby gdzieś był nawet serwis do kawy. Najbardziej wypasiona wersja zaczyna się od 153 tys. złotych.
Ale są i tańsze wersje. Auto z półtoralitrowym silnikiem benzynowym o mocy 150 koni i z 6-biegową manualną skrzynią biegów kosztuje już około 100 tysięcy złotych. Automat jest droższy o niecałe 13 tysięcy złotych. A to naprawdę niewiele jak za furę, którą można niemal wszędzie, i co najważniejsze, wygodnie dojechać.
To auto powinni dodawać młodym rodzinom do każdego dziecka. Kodiaq jest niczym wózek spacerówka – zapewnia maksimum wygody swoim pasażerom, a przy okazji tu i tam można poupychać zakupy i różne "przydasie". W tym segmencie wybór jest spory, ale niestety częstokroć o wiele droższy. Jednak ja bym wybrał Kodiaqa, tyle że... w jakimś innym kolorze.