Dziś od południa na warszawskiej Woli można zwiedzać dom Edgara Kereta. Mieszkanie jest o tyle osobliwe, że ma zaledwie 133 centymetry szerokości. W szklanym "maleństwie", które stanęło między blokiem a kamienicą przy ulicy Chłodnej będzie tworzył popularny w Polsce, izraelski pisarz - Etgar Keret. Z tej okazji rozmawiamy z artystą o tajemniczych kafelkach w jego rodzinnym domu, otyłym synu i przeprowadzkach.
Olga Święcicka: Dom, który zaprojektował dla ciebie Jakub Szczęsny jest wyjątkowy. Malusieńki, trochę kosmiczny, ale przy tym bardzo funkcjonalny. Pamiętasz swoje pierwsze, własne mieszkanie?
Etgar Keret: Oczywiście. Było przy głównej ulicy, więc w środku było strasznie dużo hałasu i kurzu. Mieszkałem z moim przyjacielem, który dokładał się do tego całego bałaganu. Miał jednak jedna zaletę, świetnie gotował. Gdyby nie on, nie przeżyłbym. W kolejnym mieszkaniu zamieszkałem już z moją żoną. Szczerze mówiąc nienawidzę się przeprowadzać. Staram się unikać zmian.
Dlaczego?
Bardzo szybko przywiązuje się do miejsc. Ich zmiana jest dla mnie bolesna. Wyprowadzam się tylko wtedy, kiedy coś przestaje funkcjonować.
Były więc dwie przeprowadzki w dorosłym życiu i dwie w dzieciństwie. Jaki był wasz rodzinnym dom?
Pierwszy niezbyt dobrze pamiętam, bo przeprowadziliśmy się jak miałem siedem lat. Pamiętam, że było w nim bardzo ciasno, mieszkanie miało zaledwie dwa pokoje. Mój ojciec podczas wojny przez kilka dni ukrywał się pod podłogą w pokoju. Z tamtych czasów została mu obsesja przestrzeni. Musiał mieszkać w domu, w którym każdy miał swój pokój, żeby w razie wojny, każdy mógł się gdzieś schować. Kiedy więc zarobił trochę więcej pieniędzy, to kupił duże, siedmiopokojowe mieszkanie.
To duża zmiana. Po malutkim mieszkanku, siedmiopokojowy apartament brzmi jak pałac
Trochę mu brakowało do pałacu. Pamiętam, jak ojciec zabrał nas na oglądanie świeżo zakupionego mieszkania. W domu nie było podłóg, tylko glina i piasek, bo ojca nie było stać na nic innego. Kiedy moja mama to zobaczyła, załamała się. Potem, w dniu przeprowadzki nagle pojawiła się w domu podłoga z kafelków. W każdym pokoju była inna mozaika. Długo nie wiedzieliśmy jakim cudem udało się ojcu to zrobić. Te kafle były naprawdę piękne.
I? Wydało się w końcu?
Pewnego dnia, jako mały jeszcze chłopiec brałem w domu prysznic. Nagle drzwi łazienki otworzyły się i pojawiła się w progu młoda para z jakąś panią, która żywo opowiadała o naszej podłodze. Okazało się, że ojciec wziął kafelki od firmy, która właśnie się otwierała. Nasz dom był ich domem pokazowym. W związku z tym ciągle kręcili się po nim obcy ludzie.
To prawda. Wszyscy jesteśmy zupełnie inni, ale razem tworzymy zgrana paczkę. Mój brat jest aktywistą, mieszka ze swoja żoną, specjalistką od filmów porno, na drzewie w Tajlandii. Razem walczą o wolny dostęp do marihuany. Z kolei moja siostra jest ortodoksyjną żydówką i ma już ósemkę dzieci. Mimo wszystko dobrze się dogadujemy.
Jesteś bardzo rodzinny. Jak zareagowała twoja żona, kiedy usłyszała, że wyprowadzasz się do Polski do domu, w którym na wspólne życie raczej nie ma miejsca?
Ależ jest! Wszyscy we trójkę byśmy się tu zmieścili. Gdybym tylko mógł, to chętnie przywiózłbym ich tu ze sobą. Mój syn byłby zachwycony.
Chwila. Przecież w tym domu jest tylko jedno łóżko.
Nie przeszkadza nam to. Choć faktycznie, z moim grubym synem mogłoby być tam trochę ciasno. Nie oszukujmy się jednak, to nie jest dom do mieszkania, tylko do tworzenia. To bardziej projekt niż apartament. Oczywiście chętnie zabiorę tu swoją rodzinę, ale bardziej myślę o tym mieszkaniu jak o przedsięwzięciu.
Szalonym przedsięwzięciu.
O tak. Kiedy pierwszy raz usłyszałem, o tym, to byłem przekonany, że to głupi żart. Kuba Szczęsny, architekt, zadzwonił do mnie i powiedział „wybuduje ci dom w Warszawie”. Miał taki śmieszny, polski akcent, więc byłem pewien, że ktoś się ze mnie nabija. Kiedy jednak przyjechał do Izraela i opowiedział o wszystkim, to uwierzyłem.
Teraz ten plan nabrał kształtów. Dom stoi, można wejść, zrobić sobie herbatę, wykąpać się. Robi wrażenie. Byłeś już w środku?
Oczywiście.
I?
Jest na pewno mniej klaustrofobicznie, niż sobie wyobrażałem. Nie mógłbym w tak małej przestrzeni żyć długo, ale wyobrażam sobie, że spędzę tam jakiś czas.
Dziś pierwsza noc w nowym domu. W Polsce mamy takie przekonanie, że pierwszy sen w nowym mieszkaniu jest proroczy.
Nigdy o tym nie słyszałem. Szkoda, że nigdy nie pamiętam swoich snów. Jeśli jednak coś mi się przyśni, to obiecuje, że to zapiszę. Może nawet wyjdzie z tego jakieś opowiadanie.
No właśnie. Masz zamiar tu pracować?
Na razie nie mam czasu, ale w przyszłości oczywiście. Mam tam dobre warunki do pisania. Nie jest może zbyt cicho, ale za to jest dużo światła i wygodny stół.
Nie ma za to półek na książki.
To prawda. Trzeba będzie to zmienić. W sumie w moje walizce są tylko książki i zdjęcia rodziny, które zawsze mam przy sobie.
Jakie książki zabrałeś do nowego mieszkania?
Trochę sentymentalnych, na przykład pierwsze wydanie „Kubusia Puchatka”, które mam od dziecka, ale zabrałem też mądre książki, jak chociażby dzieła Faulknera. Nie potrzebuje jednak dużo do szczęścia.
Jesteś minimalistą?
Po prostu nie lubię otaczać się przedmiotami. Kiedy byłem dzieckiem, mama opowiadała mi historię, jak uciekali przed Niemcami. Każdy zabrał ze sobą najważniejsze rzeczy. Ich sąsiad uparł się jednak, że nie ruszy się bez wielkiego zegara, który odziedziczył po ojcu. Niósł go na plecach, a ponieważ był strasznie ciężki, to szedł coraz wolniej i wolniej. W końcu dopadli go Niemcy. Ta historia dla mnie, to metafora tego, jak bardzo potrafią obciążyć nas rzeczy, które posiadamy. Kocham książki. Zawsze jednak je oddaje. Jeśli są dobre, to dziele się nimi z osobami, które kocham, jeśli złe wyrzucam na śmietnik. Bez sentymentów.
Polska jest pełna sentymentów. Szczególnie dla ciebie. W końcu stąd pochodzą twoi rodzice. Dobrze się tu czujesz?
Bardzo. Lubię ta dzielnice, bo jest taka różnorodna. Kiedy byłem tu ostatni raz wyglądała zupełnie inaczej. Trochę tylko boje się sąsiadów. Słyszałem, że część z nich nie jest zadowolona z tego, że zamieszka obok nich Żyd.
Przyzwyczają się.
Mam nadzieję, bo chce żeby to był dom otwarty. Chcę zapraszać tu różnych artystów, dawać im przestrzeń do tworzenia i pracy.
Czego najbardziej brakuje ci w nowym domu?
Pogody. W Izraelu moim ulubionym miejscem jest balkon. Godzinami mogę na nim wysiadywać, zagadywać ludzi i podglądać miasto. To taka moja przestrzeń między prywatnym domem, a publiczną ulicą. Tu będę musiał zadowolić się oknem.