Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport: wylał się na nas hejt, obrywamy przez politykę
Krzysztof Gaweł
09 lipca 2021, 13:38·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 09 lipca 2021, 13:38
Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport, opowiedział naTemat o tym, jak Telewizja Polska zrealizowała finały piłkarskiego Euro 2020, a także jak przygotowana jest na zbliżające się igrzyska olimpijskie w Tokio. Zabrał głos na temat fali hejtu, która wylała się w trakcie turnieju na TVP i przyznał, że już wkrótce poznamy nazwiska komentatorów, którzy w niedzielę zabiorą widzów w podróż z finalistami Euro 2020. Zdradził też, dlaczego czasami musi być jak Jose Mourinho.
Reklama.
Czy można już gratulować Telewizji Polskiej finałów Euro 2020 i tego, jak trafiliście do kibiców z turniejem?
- Najtrudniejszy odcinek maratonu to ostatnie kilometry, dlatego na razie nie chciałbym oceniać całościowo imprezy przed jej zakończeniem. Finał jest najważniejszym i najbardziej spektakularnym meczem, chcemy naszą formę podtrzymać także podczas finału. Na pewno jest za wcześnie na podsumowania, ale jesteśmy świadomi pracy, jaką wykonaliśmy w ciągu tych pięćdziesięciu meczów, które są już za nami.
Mieliście podczas Euro 2020 wyjątkową misję, bo czasy są wyjątkowe. Wielu ludzi nie mogło się wybrać na stadion, pozostawał im przekaz telewizyjny.
- To w ogóle był dla nas bardzo trudny czas emocjonalnie. Najpierw przypadek Christiana Eriksena, później fala hejtu, który wylał się na Telewizję Polską za każde nawet najdrobniejsze niedociągnięcie. Sam turniej na pewno był trudny logistycznie, bo takiego wydarzenia nie było jeszcze w historii. Odległości między miastami były absurdalne. Do tego różne kwestie związane z obostrzeniami i koronawirusem. To było wielkie wyzwanie i trudny czas, ale cieszę się, że TVP Sport było miejscem, gdzie wszyscy mogą się spotkać. Zawsze dążę do tego, żeby sport był pozbawiony wszelkich ideologii i apolityczny. Mam nadzieję, że to się nam udaje.
Spotkała was wielka fala krytyki, aż na Twitterze musiał pan przypomnieć komentującym, że istnieje jeszcze świat rzeczywisty, poza Twitterem i poza różnymi życzeniami, które tam się pojawiały. Chyba w Polsce mamy nie tylko 38 milionów selekcjonerów, ale też 38 milionów dyrektorów TVP Sport, którzy po prostu wiedzą lepiej.
- To ładne określenie, 38 milionów dyrektorów TVP Sport. Rzeczywiście może coś w tym jest. Powiem jedno: my robimy telewizję dla widzów. Dla wszystkich widzów. Czasami Twitter to taka bańka. Każdemu wydaje się, że wie lepiej, że jego zdanie jest najważniejsze. Że jeśli nie lubi komentatora x czy y, to każdy myśli tak samo. A tak nie jest, są przecież gusta i guściki, różne preferencje. Gdybym miał słuchać każdego z widzów z osobna, to pewnie wyrwałbym sobie wszystkie włosy z głowy. Moje zadanie jest takie, by zbierać informacje, które do mnie docierają, a później podjąć najbardziej logiczną, rozsądną i sprawiedliwą dla ogółu decyzję.
Jestem profesjonalistą, znam się na telewizji, na mediach i na piłce nożnej. Wiem, które rozwiązania są najlepsze. Jeszcze niedawno trenera Anglików wieszano na suchej gałęzi, bo nie posadził na ławce Harry’ego Kane’a. Na koniec turnieju okazuje się, że to były dobre decyzje. Ja biorę na siebie odpowiedzialność i z pełną świadomością je podejmuję.
Kogo usłyszymy w niedzielę i kto skomentuje finał mistrzostw Europy?
- Rozmawialiśmy z Dariuszem Szpakowskim i uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem dla niego, jak i całej drużyny TVP Sport będzie skomentowanie finału przez innych komentatorów. Tak jak napisałem na Twitterze, są umowy, których trzeba dotrzymać. Jest też jakość, za którą odpowiadam. Są też pewne wydarzenia, które dzieją się już podczas turnieju, tworzy się pewna dynamika i trzeba na bieżąco reagować. Na pewno pana Dariusza Szpakowskiego usłyszymy podczas igrzysk olimpijskich w Tokio.
W finałach Euro 2020 do pełni szczęścia zabrakło nam chyba dobrego występu reprezentacji Polski. Nie mieliście okazji, by długo popracować z Biało-Czerwonymi.
- To prawda. Zawsze dobry występ reprezentacji tworzy pewną pozytywną falę, która znajduje później odzwierciedlenie w liczbie widzów, ale też w całym społeczeństwie. Zobaczmy co w tej chwili dzieje się w Anglii, to jest fenomenalne. To przyczynia się do promocji piłki nożnej, włączył się do tego świat kultury, muzyki. Ja im tego zazdroszczę, ale też mam nadzieję, że odpowiednie wnioski zostaną wyciągnięte. My na siódmym dużym turnieju w XXI wieku po raz szósty robimy dokładnie to samo. Jak mówił Einstein, nie można oczekiwać innych wyników popełniając wciąż te same błędy.
Jedno wyzwanie niemal za wami, ale na horyzoncie widać kolejne, czyli igrzyska olimpijskie w Tokio.
- To kolejne wielkie wyzwanie. Kalendarz ułożył się tak, że nie mamy chwili oddechu. Ale z drugiej strony zawód dziennikarza sportowego to jest najpiękniejszy zawód świata. Cieszymy się, że możemy pracować przy tak ogromnych imprezach. To jest wielkie wyróżnienie. A przecież przed nami nie tylko igrzyska, bo tuż po nich będzie Tour de Pologne, który chcemy pokazać w sposób najbardziej spektakularny w historii.
A później rozpoczną się igrzyska paraolimpijskie, gdzie po raz pierwszy będą transmisje na żywo z większości wydarzeń. Nie zatrzymujemy się. To będzie trudna impreza ze względów logistyczno-wirusowych. Na szczęście mamy bardzo dobry zespół, wiele rzeczy jest już gotowych.
Kogo wysyłacie do Tokio, kogo usłyszymy w trakcie poranków prosto z Japonii?
- Mamy „dream team” komentatorski, tak jak podczas Euro 2020. Pływanie będzie komentować Otylia Jędrzejczak, wioślarstwo i kajakarstwo Marek Kolbowicz, siatkówkę Radosław Panas i Krzysztof Ignaczak, lekką atletykę Sebastian Chmara, Marek Plawgo i Marcin Urbaś. To jest nasz "dream team” olimpijski. Chcemy jak najlepiej relacjonować najważniejsze dla nas wydarzenia, zwłaszcza reprezentantów Polski.
Cieszę się, że nastąpiła pewna zmiana narracji i najlepsi komentatorzy czy dziennikarze, byłe gwiazdy sportu chcą z nami współpracować. W wielu przypadkach to oni do nas dzwonią, oni chcą dostać od nas zaproszenie. To wielka zmiana jeśli chodzi o postrzeganie TVP Sport i bardzo się z tego cieszę, że dzieje się tak nie tylko wśród widzów, ale też wśród ludzi sportu.
Jak duża będzie cała ekipa Telewizji Polskiej, która wylatuje do Tokio? Nie ma pan obaw, przed tym co może waszych wysłanników spotkać na miejscu? Sami Japończycy są pełni obaw przed startem igrzysk.
- Mamy gotowe wszystkie niezbędne dokumenty. To trochę przerażające, bo poza pracą na samych arenach igrzysk, niewiele będzie można na miejscu zrobić. Nikt tam nie jedzie jednak na urlop i zwiedzanie góry Fuji, jedziemy tam ciężko pracować. Telewizja Polska wysyła jak zawsze na igrzyska kilkadziesiąt osób, a na przykład BBC czy ZDF po kilkaset. U nas często jest tak, że ludzie pracują po kilkanaście godzin, tak znakomitych i oddanych mamy współpracowników.
Dlatego jesteśmy w stanie tak małym zespołem zrobić tak dużo rzeczy. Igrzyska to wielkie wyzwanie. To 350 godzin premierowego kontentu. Wysyłamy do Japonii siedem ekip reporterskich, żeby pokazać też, jak te igrzyska będą wyglądały od kuchni. To jest bardzo ciekawe. Mamy nadzieję, że to będzie tak wielki sukces, jak Euro 2020. Jesteśmy przygotowani i po to pracujemy, powiem nieskromnie: wiemy co robimy.
Może w trakcie igrzysk w Tokio kibice docenią wasz wkład i waszą ciężką pracę?
- Tak naprawdę dużo obrywamy przez politykę, dostaje się też naszym dziennikarzom. Dlatego ja czasem działam jak Jose Mourinho, biorę presję na siebie i na Twitterze zabieram głos wkładając kij w mrowisko. Na początku Euro było trochę problemów technicznych w internecie, na szczęście szybko poradziliśmy sobie z nimi. Nikt nigdy nie pokazał tak wielkiej imprezy z tak wielkim rozmachem. Rozmawiał: Krzysztof Gaweł, naTemat
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut
Cieszę się, że TVP Sport było miejscem, gdzie wszyscy mogą się spotkać. Zawsze dążę do tego, żeby sport był pozbawiony wszelkich ideologii i apolityczny. Mam nadzieję, że to się nam udaje.
Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport
Tak naprawdę dużo obrywamy przez politykę, dostaje się też naszym dziennikarzom.