FAME MMA, MMA–VIP, Open Fights Night... Federacje organizujące tzw. freak fights, walki amatorów, głównie kontrowersyjnych celebrytów w klatkach, rosną w Polsce jak grzyby po deszczu. Krytycy twierdzą, że to profanacja sportu MMA, jednak na widowni i przed ekranami gromadzą się rozentuzjazmowane tłumy, a organizatorzy inkasują kolejne zera. Mylą się jednak ci, którzy twierdzą, że freak fights to nieszczęsny wymysł czasów współczesnych. Bynajmniej, to powtórka z rozrywki. Równie wielką popularnością cieszyły się na przełomie XIX i XX freak shows, czyli niechlubne pokazy osobliwości. Teraz po prostu wprowadziliśmy je na inny poziom dostosowany do czasów.
Popularne freak fights, które w Polsce organizują m.in. federacje FAME MMA czy MMA–VIP, to "walki charakteryzujące się głęboką dysproporcją w umiejętnościach, doświadczeniu lub wadze pomiędzy zawodnikami"
Przyciągają tłumy widzów i – jak było, chociażby w przypadku starć Lorda Kruszwila z Mini Majkiem czy Linkimaster z Lil Masti – stają się internetowym viralem. Freak fights budzą też jednak kontrowersje i są krytykowane przez świat profesjonalnego sportu MMA
Na przełomie XIX i XX wieku równie wielką popularnością cieszyły się – głównie w USA i Anglii – freak shows, czyli pokazy osobliwości lub "dziwaków"
Jak wyglądały freak shows i co łączy je z freak fights? Ludzkie pragnienie podglądania
"W kickboxingu i mieszanych sztukach walki (MMA) freak show fight jest idiomem oznaczającym walkę charakteryzującą się głęboką dysproporcją w umiejętnościach, doświadczeniu lub wadze pomiędzy zawodnikami" – tłumaczy angielskojęzyczna Wikipedia. Freak fights, czyli "szalone walki" lub "walki dziwaków" są w Polsce coraz popularniejsze, ale na świecie nie są niczym nowym i "były powszechne we wczesnym okresie historii mieszanych sztuk walki".
To właśnie wspomniana dysproporcja, główna "atrakcja" freak fights, budzi największe kontrowersje i to z powodu "regulacji komisji sportowych i wprowadzenia oficjalnych klas wagowych" są one znacznie rzadsze, niż jeszcze w latach 90. Walki tego typu są zresztą otwarcie krytykowane przez wielu dziennikarzy i ekspertów sportowych, a także profesjonalne federacje czy sportowców MMA. Ci często twierdzą, że nie mają one nic wspólnego ze sportem MMA i wprost nazywają je nieetycznymi.
Burza wybuchła, chociażby przy okazji starcia zawodniczki MMA Dariny Madziuk z blogerem Grigorijem Czystjakowem w listopadzie 2020 roku w Rosji. Madziuk waży 60 kilogramów, Czystjakow – 240. Zwyciężyła zawodniczka MMA (pokonała przeciwnika w ciągu 90 sekund), a wideo z walki stało się viralem.
Marc Goddard, sędzia Ultimate Fighting Championship, czyli amerykańskiej organizacji mieszanych sztuk walki, napisał po rosyjskim starciu na Twitterze: "Oto z czym mamy do czynienia w 2020 roku. Właśnie z tym walczymy, ponieważ nieustannie wysuwane są porównania i negatywne skojarzenia. Dla osób postronnych i krytyków jest to MMA. Haniebne. Obrzydliwe. Denne".
Obecnie fani freak fights (a nawet ci, którzy o nich wcześniej nie słyszeli) zacierają ręce na myśl o długo zapowiadanej walce gwiazdy TikToka Hasbulla Magomedowa z piosenkarzem Abdu Rozikiem w Rosji. Z powodu rzadkiej choroby nastolatkowie przypominają małe dzieci. Pochodzący z Dagestanu (autonomicznej republiki Federacji Rosyjskiej) Magomedow ma 91 centymetrów wzrostu i waży 18 kilogramów, Rozik z Tadżykistanu jest o kilogram mniejszy i mierzy niecały metr.
Internauci czekają, a organizator walki, sportowiec MMA Ashab Tamajew, zwany "Czeczeńskim Hulkiem", podsyca zainteresowanie i co jakiś czas wrzuca filmiki wideo, na których nastolatki grożą sobie lub się przekomarzają. Jednak krytyki nie brakuje. – To nie jest nawet walka pokazowa. To show, które ma rozśmieszyć ludzi i zarobić pieniądze. (...) To nie jest sport. Nie ma żadnych perspektyw na rozwój karier sportowych tych mężczyzn. Dlatego z mojego punktu widzenia jest to nieetyczne i złe – stwierdziła wprost Uljana Podpalnaja z Rosyjskiego Związku Niskich Sportowców.
Obecnie powszechnie krytykowany jest również udział 62-letniej celebrytki Izabeli Kisio-Skorupy w Open Fights Night (zmierzy się z Julią Jaroszewską z 2. edycji programu "Projekt Lady") czy gwiazdora muzyki romskiej, 71-letniego Don Vasyla, w wydarzeniu MMA–VIP organizowanym przez Marcina Najmana. Nie ma jednak raczej wątpliwości, że obie walki przyciągną tłumy widzów, a przecież o to – i wiążące się z tym duże pieniądze – chodzi.
Krytycy freak fights ubolewają, że są one ostatecznym dowodem na to, że czasy współczesne są prymitywne, a ludzie uwielbiają jedynie wątpliwej jakości i przaśną rozrywkę. Tymczasem medialna maszynka do robienia pieniędzy, jaką są "szalone walki", wcale nie jest konceptem nowym. Przenieśmy się w przeszłości i poznajmy... freak shows.
Ludzkie widowiska
Freak fights obrało koncept walk w klatkach celebrytów, po których najmniej byśmy się tego spodziewali. W przypadku freak shows zdecydowano się na "osobliwości" – prezentowano ludzi o wyglądzie odbiegającym od "normy".
Pierwsze pokazy osobliwości miały miejsce w Europie już w XVI wieku, lecz złote lata freak shows przypadają na przełom XIX i XX wieku (od lat 70.). Szczególnie lata 20. obfitowały w tego rodzaju widowiska. Największą popularnością freak shows cieszyły się w Stanach Zjednoczonych (najwięcej pokazów organizowano w Nowym Jorku, gdzie działało dużo konkurencyjnych kompanii) i Anglii.
Forma freak shows przez lata się zmieniała. Na początku ludzkie osobliwości pokazywano w tanich muzeach. Nie bez powodu – muzealna otoczka dodawała tego rodzaju wystawie autentyczności i naukowej powagi. Już na tym polu widać podobieństwa do freak fights, które również reklamują się jako sportowa rywalizacja pod szyldem MMA, czemu sprzeciwia się świat profesjonalnych mieszanych sztuk walki.
Pod koniec XIX wieku freak shows przeniosły się do objazdowych cyrków, parków rozrywki, na jarmarki i festyny. Oryginalnych artystów z lubością prezentował nastawiony na zysk amerykański przedsiębiorca i showman Pineas T. Barnum, najpierw właściciel American Museum w Nowym Yorku, a potem cyrku Barnum & Bailey Circus. Jednemu z kluczowych prekursorów przemysłu rozrywkowego poświęcono kasowy musical z Hugh Jackmanem "Król rozrywki" z 2017 roku.
O artystach Barnuma pisze antropolożka kultury, prof. Anna Wieczorkiewicz, w książce "Monstruarium". "Katalog z roku 1860 wymienia ich trzynaście, między innymi rodzinę albinosów, żyjących Azteków (w istocie cierpiących na małogłowie Maxima i Bartolę), trzy karły, czarną matkę z dzieckiem albinosem, szwajcarską damę z brodą, a także rzekome brakujące ogniwo określane mianem ‘'Why Is It?' (odgrywający owo ogniwo aktor wcielał się w dziką istotę, która nie mówiła, jadła surowe mięso i wychowywała się wśród małp – red.)" – czytamy.
Człowiek a osobliwość
Cel każdego show? Przyciągnięcie tłumu widzów. Sama osobliwość jednak nie wystarczyła, bo – jak w przypadku freak fights – ważna była cała narracja. Koniecznie atrakcyjna – najczęściej szokująca lub zupełnie niespodziewana. Artyście dodawano więc fikcyjną biografię, zmieniano fakty, stosowano specjalną aranżację sceniczną. Osoby, które posiadały określone mankamenty fizyczne, "opracowywało się", aby podkreślić ich inność.
Człowieka przeistaczano w osobliwość, jak urodzonego w Warszawie w 1890 roku Stefana Bibrowskiego, zwanego Człowiekiem o Lwiej Twarzy. Mężczyznę, który cierpiał cierpiał na rzadkie zaburzenie genetyczne – hipertrichozę (nadmierne owłosienie ciała) prezentowano jako dystyngowanego arystokratę paradującego w eleganckich strojach i pokładającego się na szezlongu. A że nie było to prawdą? Dla twórców freak shows to nie było istotne. Najważniejsze było widowisko.
To widowisko rządziło się zresztą określonymi prawami. Występ na ogół organizowano według dwóch formuł: wykonywano czynności, który wydawały się niemożliwe dla osób z danym defektem (np. człowiek pozbawiony nóg poruszał się z dużą szybkością) lub pokazywano bardziej typowe talenty, takie jak śpiew czy taniec.
Im większa była sprzeczność pomiędzy fizycznością artysty a jego umiejętnościami lub zachowaniem, tym większa była popularność danego pokazu, a największe zainteresowanie budziły najbardziej niecodzienne przypadki. Analogicznie jest w przypadku freak fights – im bardziej szalone walki, tym widzów jest więcej, a to przekłada się na zyski.
Istotny jest bowiem aspekt finansowy. Uczestnicy freak fights otrzymują spore wynagrodzenia, zyskują również popularność (czasami chwilową). Z kolei artyści we freak shows często nie mieli wyboru. Byli porzucani przez własne rodziny, a społeczeństwo ich nie akceptowało. Woleli więc dołączyć do cyrku i być "widowiskiem", niż klepać biedę lub tułać się na ulicy. Wśród podobnych sobie "innych" czuli również przynależność do grupy.
Ludzka potrzeba patrzenia
Podczas gdy freak fights opierają się na skrajnych różnicach między zawodnikami, freak shows bazowały na pokazywaniu ludzkiego ciała. Ciało nie było już własnością prywatną, ale publiczną – skazaną na łaskawy lub niełaskawy wzrok widzów. Cel owego pokazywania ciał jest jeden: ludzie mają je oglądać i kupować bilety.
Dlaczego tak lubimy oglądać tego typu widowiska? Walki gladiatorów w starożytności, freak shows, freak fights, talent shows i reality shows (im bardziej kontrowersyjny i oryginalny uczestnik, tym lepiej)... Wymieniać można długo. Wszystkie one wypełniały nieoczywistą ludzką potrzebę: patrzenia.
Zinstytucjonalizowane freak shows, jak i freak fights dały ludziom przyzwolenie na bezkarne obserwowanie drugiego człowieka. To w nich znajduje ujście ludzkie pragnienie podglądania. Oglądając ludzi o niezwykłych umiejętnościach czy przymiotach fizycznych, widz nie tylko zaspokaja swoją ciekawość i świetnie się bawi, ale jednocześnie ocenia i wartościuje.
Przede wszystkim publiczność chce zobaczyć́ coś́ nadzwyczajnego lub szokującego. To od zawsze główny bodziec popychający ludzi do zajęcia miejsca na arenie walk gladiatorów, kupienia biletu czy włączenia telewizora. Jesteśmy żądni nie tylko wrażeń, ale "mięsa": bójek na FAME MMA, romansów w programach typu "Love Island", skandali w "Big Brotherze". Ten motyw ludzi żądnych "chleba i igrzysk" przerażająca ukazuje chociażby książkowa trylogia (i filmowa seria) "Igrzyska Śmierci", w której miliony widzów oglądały nastolatków mordujących inne dzieci, aby przetrwać.
Czy kiedyś znudzi nam się obserowanie ludzkich żyć? Zaspokoimy swoją żądzę "krwi"? Nie. Czy tego chcemy czy nie, to jest w naszej naturze. Freak fights będą więc miały się dobrze, chociaż kto wie, może zastąpi je inne widowisko? Bo freaks shows to już na szczęście przeszłość.