Pod koniec czerwca na amerykańskim rynku wydawniczym ukazała się debiutancka powieść Quentina Tarantino "Once Upon a Time in Hollywood", rozszerzająca wątki z nagrodzonego Oscarem filmu o tym samym tytule. W swojej książce reżyser postanowił poświęcił więcej czasu postaci Romana Polańskiemu niż miało to miejsce w oryginalnym filmie.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.
Napisz do mnie:
maja.mikolajczyk@natemat.pl
Film "Once Upon a Time in Hollywood" rozgrywa się latem 1969 roku w Los Angeles. Akcja skupia się wokół dwójki przyjaciół – aktora Ricka Daltona oraz kaskadera Cliffa Bootha, którzy próbują jakoś walczyć o przetrwanie w fabryce snów. W jednym z pobocznych wątków występuje także Sharon Tate.
W filmie nie poświęcono za dużo uwagi jej mężowi, czyli Romanowi Polańskiemu, w którego rolę wcielał się polski aktor Rafał Zawierucha. W książce jednak Tarantino postanowił rozwinąć trochę jego wątek.
Amerykański reżyser opisał m.in. jaka relacja łączyła Polańskiego z przyjacielem Tate Steve’em McQueenem. Zdaniem Tarantino, autor "Noża w wodzie" nie cierpiał go, gdyż ten cały czas sugerował, że spał wcześniej z jego żoną.
"Romanowi nie podobało się też, jak McQueen chwyta blondynkę nad głową i okręca dookoła aż piszczy jak mała dziewczynka. Roman był zbyt niski, żeby też tak robić. McQueen wiedział o tym i dlatego tak robił" – pisze Tarantino.
Reżyser nie ukrywa w książce, że uważa Polańskiego za wybitnego reżysera. "Żaden z młodych reżyserów oprócz Mike’a Nicholsa nie odnosił w tamtych czasach większych sukcesów oraz nie miał większej popularności niż Roman Polański. W 1969 r. był gwiazdą rocka. (…)" – czytamy.
Tarantino kontynuuje chwalenie polskiego reżysera i nazywa go "ikoną popkultury".
"Mozartem kina" miała z kolei Polańskiego nazwać Sharon Tate. Podobno powiedziała o nim tak w kontekście sceny w "Dziecku Rosemary", która została przez niego nakręcona tak, by "zmusić" widzów do wyciągnięcia głów i spróbowania dojrzenia czegoś poza kadrem.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut
"Dziecko Rosemary" sprawiło, że Polański został nie tylko jednym z najgorętszych nazwisk w branży, ale też ikoną popkultury (jest wspomniany w słowach jednego z utworów musicalu "Hair") i pierwszą prawdziwą gwiazdą rocka wśród reżyserów.