Zamiast pokeballa, mamy stalowy lub srebrny miecz. Zamiast Eevee czy Rattata, mamy ghula bądź barghesta. "Pokemon GO" wywołuje u mnie dziecięcą nostalgię, zaś "Wiedźmin: Pogromca Potworów" przywołuje wspomnienia z nastoletnich lat. Obie gry są tak samo przyjemne i tak samo upierdliwe, psiakrew. Jednak gdyby miało dojść między nimi do starcia, to tę potyczkę wygrałby... pogromca potworów.
"Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy; od Bramy Powroźniczej". Osobą, o której mowa we fragmencie "Ostatniego życzenia" jest Geralt z Rivii. Zaczynając grę "Wiedźmin: Pogromca Potworów" słyszałam gdzieś z tyłu głowy świst owego cytatu. Nie powiem, że był to pierwszy raz, gdy podczas gry z tego uniwersum dudniły mi w uszach najbardziej rozpoznawalne teksty z opowiadań i sagi Andrzeja Sapkowskiego.
Ale hola, hola. Skoro jesteśmy przy CD Projekcie, "Wiedźmina: Pogromcę Potworów" stworzyła należąca do nich spółka o nazwie Spokko. Jej dzieło to gra mobilna typu AR wykorzystująca technologie rozszerzonej rzeczywistości, dzięki którym elementy prawdziwego świata nachodzą się z tymi wirtualnymi. Dokładnie tak, jak to było w przypadku "Pokemon GO", gdzie mogliśmy złapać Pikachu mając w tle choćby dokładne odzwierciedlenie naszego mieszkania.
Powodzenia na szlaku
W "Pogromcy Potworów", zamiast wcielać się w trenera Pokemonów, wcielamy się w tytułowego wiedźmina. Możliwości customizacji (wyboru wyglądu postaci) są ograniczone do sześciu twarzy (trzech o urodzie kobiecej i trzech o urodzie męskiej). W wersji testowej wybrałam jako swoją bohaterkę czarnowłosą elfkę.
Po nazwaniu mojej wiedźminki przyszło mi się zmierzyć z treningiem prowadzonym pod czujnym okiem wiedźmińskiego mistrza. To właśnie na "mordowni" gracze uczą się, jak operować bronią oraz znakami. To dzięki nim będziemy mogli pokonywać i zbierać trofea różnych potworów na szlaku.
Jeśli chodzi o szermierkę, sprawa jest bardzo prosta. Walkę mieczem podzielono na cztery rodzaje. Pierwszy z nich to atak szybki polegający na dość żwawym poruszaniu palcem na ekranie. Drugi zaś to atak silny, który osiągniemy, przyciskając nieco mocniej palec do ekranu smartfona i wykonując powolniejsze ruchy.
Dwoma ostatnimi elementami fechtunku są parowanie mieczem, które następuje po położeniu palca na środku ekranu, oraz atak krytyczny, którego możemy użyć dopiero wtedy, gdy w grze pojawi się pędząca z góry na dół ikona miecza. Wówczas liczy się refleks i złapanie owej ikonki w wyznaczonym na ekranie polu.
Na tym walka się jednak nie kończy. Próbując zabić potwora mamy do wykorzystania opcję rzutu petardami (ikona na lewym dolnym rogu ekranu), które będziemy mogli kupić za monety zebrane w grze lub wytworzyć za pomocą składników znalezionych na szlaku. Podobna zasada tyczy się eliksirów oraz wszelakich olejów, którymi natrzemy nasz miecz.
Ikona znaków wiedźmińskich znajduje się w prawym dolnym rogu. Aby użyć znaku podczas walki, należy kliknąć ikonę, a następnie bardziej lub mniej precyzyjnie narysować symbol przypisany do konkretnego czaru. W początkowej fazie gry przysługuje nam jedynie znak Igni, który - podobnie jak walkę i alchemię - będziemy mogli rozwijać dzięki drzewku umiejętności przypominającemu rozwój postaci w "Dzikim Gonie".
Tam, gdzie licho nie śpi
Zostawiając w tyle naszego wiedźmińskiego mistrza, rozpoczynamy tym samym pracę jako wolny strzelec, który kroczy ulicami polskiego miasta przemianowanego w grze na ścieżki między bagnami, lasami lub łąkami. Trasa, którą pokonujemy, usłana jest potworami, kolorowymi krzewami, a także zadaniami w sam raz dla kogoś z naszego cechu.
Krocząc powoli przez Warszawę, wpierw natknęłam się na ghule i nekkery. Pokonanie ich nie stanowi dla gracza większego wyzwania, nawet jeżeli dysponuje on tylko podstawowym ekwipunkiem. Dla dziennikarzy Spokko przygotowało pakiet powitalny z 8,5 tys. złotych monet, które stanowią równowartość 94,99 zł w grze.
Napływ wirtualnej gotówki pozwolił mi pobawić się zbroją i mieczami jednego z pięciu wiedźmińskich cechów. Moim wyborem była Szkoła Kota. Lepsze wyposażenie nieznacznie ułatwiło mi dalszą rozgrywkę, dlatego pozwolę sobie na stwierdzenie, iż mikrotransakcje nie są game changerem w "Pogromcy Potworów", a jedynie urozmaiceniem dla tych, którzy w minimalnym stopniu chcą przyspieszyć tempo swojej przygody.
Na drodze moja wiedźminka miała szansę zabić potwory wszelakiej maści - od upiorów, wampirów, aż po istoty przeklęte i hybrydy. Żadna z konfrontacji nie polegała jednak na tym, że walka była wymuszona. To gracz ma prawo wyboru, z którą poczwarą chce stoczyć bój. Jedno monstrum może nie mieć nad sobą ani jednej czachy oznaczającej poziom trudności, drugie zaś może posiadać tych czach aż trzy. To my świadomie podejmujemy ryzyko wygranej lub przegranej.
Na szlaku czekają na nas też zlecenia i zadania poboczne. Pierwszą osobą, którą spotkamy po treningu w grze, jest kupiec Thorstein. Mężczyznę zaatakował potwór, a my musimy go wytropić. Nie zraźcie się, jeżeli pierwszy quest w "Pogromcy Potworów" będzie do bólu przypominał Wam jedno z początkowych zadań "Dzikiego Gonu". Inne zlecenia gwarantują dużo większą rozmaitość.
Coś się kończy, coś się zaczyna
Podczas kilkunastogodzinnej gry napotkałam niewielką ilość bugów oraz glitchy (mapa zacinająca się na ekranie czy całkowite zawieszenie gry). Na szczęście błędy te nie były na tyle uciążliwe, aby mnie zniechęcić. "Wiedźmin: Pogromca Potworów" z pewnością wymaga nieco lepszej optymalizacji i poprawy w renderowaniu.
Poza tymi mankamentami gra dała mi sporą frajdę z chodzenia. Niektóre questy musiałam wykonywać w miejscu położonym pół kilometra od mojego dotychczasowego położenia, co dla jednych będzie plusem, dla innych minusem.
W przeciwieństwie do "Pokemon GO" gra spółki CD Projekt oferuje graczom większe pole manewru i ma zadatki na to, aby jej hypetrain nie wykoleił się po pierwszym miesiącu jazdy na torach. Pokeballu... bywaj!
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut