
Poniższy tekst jest elementem naszej akcji specjalnej #GotowiNaTokio. Od poniedziałku aż do rozpoczęcia igrzysk każdego dnia będziemy publikować materiały poświęcone zmaganiom sportowym w Tokio. W naTemat dowiesz się o naszych szansach medalowych, jak do igrzysk przygotowani są Japończycy, poczytasz wspomnienia naszych najbardziej utytułowanych olimpijczyków i nie tylko.
Dlaczego polscy sportowcy nie potrafią zdobywać medali olimpijskich?
Przed transformacją ustrojową w latach 90. Biało-Czerwoni zbliżone wyniki osiągali na igrzyskach w Melbourne w 1956 roku. Niemal dekadę po wojnie, gdy dorosło i zaczęło kształtować nasz sport nowe pokolenie. Wówczas krążków było dziewięć (1 złoty). A już cztery lata później w Rzymie aż 21 (4 złote), zaś w 1964 roku w Tokio 23 (7 złotych). Za taki wynik w tym roku oddalibyśmy wiele, ale to raczej nierealne. I smutne, że takie słowa trzeba skreślić kilka dni przed igrzyskami.Niestety nasze realia są jakie są, a polski sport to jedna z dziedzin, które mocno ucierpiały podczas transformacji lat 90. i które wciąż mają wiele do nadgonienia. Nie, nie tylko do świata zachodniego i jego niezniszczalnych wzorców. Przede wszystkim do tego, co udawało się nam robić i jak wygrywać w latach 70. Najlepsze w historii igrzyska w wykonaniu Biało-Czerwonych to te z Montrealu z 1976 roku oraz z Moskwy cztery lata później. Siadajcie wygodnie w fotelach. 26 medali (7 złotych) oraz 32 medale (3 złote). A później? Zapaść, kryzys i powolne wychodzenie na prostą. A wychowanie mistrza kosztuje.
Talentów nie brakuje, ale nie ma trenerów
Z którego tak naprawdę podnosimy się po dziś dzień. Lata 80., gospodarczy krach i później gwałtowne zmiany wolnorynkowe odbiły się na polskim sporcie i wiele dyscyplin wtrąciły w kryzys. Najlepszy przykład? Siatkówka. W latach 70. i na początku 80. nasz zespół był postrachem. Dekadę później wypadliśmy na lata z wielkich imprez, a progres udało się zrobić dopiero na początku XXI wieku. Siatkówka jednak nie była odosobniona, raczej potwierdzała smutną regułę.Destrukcyjny minimalizm i brak ambicji
– Postanowiłam sobie kiedyś, że na każdych igrzyskach muszę zdobyć jeden medal. Choćby nie wiem co się działo. I znów go mam. Nawet gdy nie mogłam z bólu przejść trzech kroków, to mogłam trenować, sama nie wiem, jakim cudem – kto wypowiedział te słowa? Justyna Kowalczyk w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Pięciokrotna medalistka olimpijska, dwukrotna złota. Niestety, zaparcia i woli walki, czasem przekraczającej możliwości swojego własnego ciała, może jej zazdrościć wielu sportowców.A to sprawia, że ich olimpijskie eskapady są tak nielubianym przez nas wyjazdem na olimpijską wycieczkę. Być, uczestniczyć, doświadczyć a wywalczyć medal. To dwa różne światy, a wielu naszych sportowców wydaje się zadowalać – przeciwnie do Justyny Kowalczyk – sam udział. Jakby czysta idea barona Pierre'a de Coubertina była wpisana w los polskiego sportowca, a ponad ten stan wybijały się jednostki absolutnie wybitne. Jednostki, bo zdobywanie medali w drużynie jest dla nas jeszcze trudniejsze, niż indywidualnie. Ciężko to sobie wyobrazić, ale takie są fakty. W grach zespołowych na medal olimpijski czekamy od srebra piłkarzy w Barcelonie w 1992 roku. Przypadek?
Nakłady nie idą w parze ze szkoleniem
Z pewnością to nie jest przypadek, a niski poziom szkolenia, brak ambicji wielu – nie większości na szczęście! – sportowców i solidne nakłady tworzą pułapkę, z której ciężko się naszym sportowcom wydostać. Stypendia i środki na utrzymanie rzadko są zależne od wyników, a jeśli już to związki – przerośnięte i często zarządzane anachronicznie – spoglądają na swoich podopiecznych łagodnym okiem. "Przecież to członek kadry olimpijskiej" – słyszy młody człowiek na garnuszku federacji. Zarazem jest usprawiedliwiony i zdemotywowany.Brak specjalizacji, to dziś również brak wyników
Kolejna bolączka naszego sportu – tutaj znów wracamy do dziwnego ministerialnego tworu, który polskim sportem od lat i za kolejnych partii nie potrafi zarządzać – to brak odpowiedniej specjalizacji. Jeśli nie jesteś krajem, który może łożyć na sport jak USA czy Rosja, to postaw na koronne konkurencje i dyscypliny, tam zainwestuj środki i bądź dobry w tym, co tak naprawdę umiesz robić. To wydaje się logiczne, prawda?Odwrócona piramida, czyli stracone pokolenie
– Uważamy, że jest lepiej, gdy dzieci mogą skoncentrować się na zabawie i być z przyjaciółmi. Tak się rozwijają – tłumaczy swoje postrzeganie sportu Tore Øvrebø z Norweskiego Komitetu Olimpijskiego. Jego kraj, liczący raptem 5,2 miliona ludzi, przywiózł z zimowych igrzysk w Pjongczangu 14 złotych, 14 srebrnych i 11 brązowych medali. Razem 39 krążków, co dla nas – nawet podczas igrzysk letnich – jest tylko odległym marzeniem. Niestety, ale problemy zaczynają się już u pięcio-sześciolatków. Nie garną się do sportu, nie żywią się zdrowo, nie wiedzą, co to ruch.Rośnie kolejne pokolenie dzieci z nadwagą, którym aktywność fizyczna sprawia trudności i które się do niej zniechęcają. W Norwegii to obowiązek, mistrza trzeba wychować od najmłodszych lat. W Polsce problem otyłości i nadwagi u dzieci jest tak duży, że nie da się już tego więcej zganiać na słabo prowadzone – co jest często faktem – lekcje WF-u i brak przygotowania nauczycieli. Gwiazdy naszego sportu – Katarzyna Skowrońska, Magdalena Fularczyk-Kozłowska, Artur Siódmiak, Krzysztof Ignaczak, Marcin Gortat i wiele innych dostrzegają ten problem. Działają, edukują, pracują. Ale bez rozwiązania systemowego są skazani na porażkę. Norwegia ma system, my mamy coraz większy problem. I nie zależy nam na tym, żeby sport pełnił ważną rolę w codzienności. Niestety.