
W swoim felietonie w Gazecie Wyborczej napisał pan, że – w dobrym celu – wykorzystuje pan popularność swojego syna. Jest pan więc bardziej tatą Maty, czy pana syn to młody Matczak?
Każda z tych rzeczy jest tam obecna. Moim zadaniem było napisanie książki, którą będzie chciało się czytać. Mam już reakcje pierwszych osób, które książkę przeczytały. Jestem uspokojony, podobno czyta się dobrze, a przynajmniej czytelnik nie czuje się znudzony. Chciałem w formie przystępnej przedstawić rzeczy ważne – dotyczące relacji dzieci z rodzicami i rodziców z dziećmi, relacji jednostki do wspólnoty i wspólnoty do każdego z nas.
Książka jest wydana w poważnym wydawnictwie "Znak", więc na pewno będzie skierowana do ludzi mojego pokolenia, czyli rodziców, a nawet dziadków. Przez to jednak, że jest w niej obecna także historia Michała - każdy rozdział zaczyna się przecież od elementu biograficznego i analizy tekstu jednego z jego utworów - będzie ona, mam nadzieję, interesująca także dla pokolenia mojego syna.
Moja relacja z synem tak wygląda. On mnie uczy swoimi utworami czegoś o swoim świecie, a ja staram się pokazywać mu swój świat – społeczny, państwowy. Dlatego mam nadzieję, że grupa adresatów tej książki jest bardzo szeroka.
Najlepiej o tym mówi podtytuł książki - "bezradnik". To nie jest książka, w której przedstawiam się jako idealnego ojca – pełnego sukcesu człowieka, który dokładnie wiedział, co robi i zawsze działał bezbłędnie. Jeśli ktoś tak opowiada swoją historię to – mam wrażenie – kłamie. Wychowanie dziecka, zwłaszcza pierwszego, to jedna wielka improwizacja.
Rozmawiałem z nim, czy sobie życzy, żeby w taki sposób wykorzystać jego twórczość. Każdy z kilkudziesięciu rozdziałów książki jest zatytułowany jak jedna z piosenek mojego syna. Omawiam ją, więc jego twórczość jest nośnikiem książki. Musiałem więc uzyskać od niego zgodę. Bardzo się cieszę, że się zgodził, choć oczywiście ryzykował, bo nie wiedział do końca, jak zinterpretuję i poprowadzę opowieść na bazie jego utworów. Następnie przeczytał książkę i pokazał mi w niektórych miejscach, że nie do końca dobrze rozumiem jego przekaz. Na szczęście nie było ich wiele. Mam wrażenie, że zaakceptował książkę, co jest dla mnie bardzo ważne.
Ta krytyka nie jest słuszna. Rzeczywiście, dużo miejsca poświęcam tematowi rebelii, gotowości do niej. Termin rebelia jest przeze mnie wykorzystywany za "Człowiekiem zbuntowanym”, w którym Albert Camus dokonuje rozróżnienia między dobrym buntem, rebelią a złym buntem, czyli rewolucją. To pokazuje, że buntowanie się jest rzeczą złożoną.
Uważam, że polska młodzież ma bardzo dużo zdolności do rebelii, czyli do przeciwstawienia się złu. I to w wielu obszarach. Być może chcielibyśmy kierować ich rebelią, mówić im, przeciwko czemu mają, a przeciwko czemu nie mają się buntować. To jest jednak sprzeczne z samą istotą rebelii, bo to nie będzie już wtedy naturalny odruch. Polska młodzież ma w sobie dużo zdrowego odruchu buntu, choć nie zawsze idzie on w kierunku, w którym byśmy chcieli.
Jednym z elementów twórczości Michała, ale i elementów tej książki, jest walka z przekonaniem, że wielka była tylko przeszłość, a przyszłość musi być już tylko gorsza. Jeden z utworów mojego syna zaczyna się fragmentem "Sposobu na Alcybiadesa", kiedy dyrektor szkoły wszystkim mówi, że absolwenci szkoły z przeszłości byli wielkimi ludźmi i że nie pozwoli, by współcześnie nieodpowiedzialne jednostki zniszczyły ten autorytet. To złe myślenie. Rola autorytetu jest rolą istotną. Niekoniecznie jednak autorytetem musi być ktoś, kto jest starszy. Jednym z elementów kultury hip-hopu, jest to, że tam się pojawiają ludzie, za którymi idą miliony. To osoby, które potrafią opowiadać prawdę o świecie. Są to ludzie młodzi. I mają autorytet.
Dlaczego tak jest, że ludzie, którzy wydawali się materiałem na autorytety – starsi, doświadczeni – stają się nimi coraz rzadziej, a młodzi ludzie są w stanie za sobą pociągnąć tłumy? To dla nas, starszego pokolenia, zadanie domowe. Trzeba sobie odpowiedzieć, dlaczego oni potrafią to robić, a my popełniamy błędy. W książce analizuję to, co robią lepiej, jak uzyskują zaufanie słuchaczy. Ta książka to także rachunek sumienia starszego pokolenia, dotyczący tego, co zrobiliśmy źle, że nasz wpływ jest ograniczony, podczas gdy ich wpływ jest tak wielki.
Utwory mojego syna i utwory hip-hopowe, jak np. "Patointeligencja" to dowody na to, że ktoś ma umiejętność dostrzeżenia zła wokół siebie. Przedrostek "pato" nie jest pochwałą. Dostrzeżenie zła jest pierwszym krokiem do jego zwalczenia. Często zachowujemy się jak pani Dulska i wolelibyśmy, żeby nikt nam o złu nie powiedział, może wtedy zniknie. Chcemy żyć dalej w przeświadczeniu, że świat jest piękny i zła nie ma. Ale to droga donikąd. Prawda wymaga wrażliwości i odwagi. To ważny element książki o wychowaniu rapera. Doświadczenie zła w przeszłości czyni nas w pewnym sensie lepszymi ludźmi. Jesteśmy w stanie je później rozpoznać, sprzeciwić się mu.
"Dzień świra” jest fenomenalną analizą funkcjonowania wrażliwego człowieka w świecie, którego nie da się znieść. Postać grana przez Marka Kondrata pokazuje niezdolność poradzenia sobie z takim światem, a liczba przekleństw w tym filmie jest wprost proporcjonalna do niemożności pogodzenia się z nim. Ludzie gruboskórni spokojnie sobie z tym światem poradzą. A inteligent-wrażliwiec nie. Być może dlatego badania wskazują, że ludzie inteligentni przeklinają częściej.
Także w utworach Michała i wielu młodych ludzi liczba przekleństw pokazuje, że z pewnymi rzeczami po prostu nie można sobie poradzić. A wtedy jedyne słowo, jakie przychodzi człowiekowi do głowy, to przekleństwo.
Słyszałem "Patointeligencję" jakieś dziewięć miesięcy przed jej publikacją. To było dla mnie trudne doświadczenie. Nie jedną łzę wylałem, kiedy tego słuchałem. Wiedziałem, że to utwór wielki i ważny, ale myślałem, że zostanie odebrany w jego aspekcie społecznym, jako nazwanie i identyfikacja zła. Że da ludziom do myślenia. Nie spodziewałem się, że wyjdzie poza świat hip-hopu, że tak wiele osób o nim napisze. Znajoma pani prawnik powiedziała mi, że trzy miesiące po publikacji "Patointeligencji" ludzie z jej środowiska, posiadający dzieci w "dobrych szkołach", o niczym innym nie rozmawiali. To było nieprawdopodobne. A już zupełnie nie spodziewałem się, że ludzie z TVP będą tak bezmyślni, by spróbować wykorzystać ten utwór do swojej propagandy.
To kolejna manipulacja, której TVP i krytycy próbowali dokonać. W książce opisuję historię tej sprawy. Michał rozumie, jaka jest moja rola społeczna. Rozumie to, że jestem prawnikiem, profesorem prawa. Historia z "Patoreakcją" była taka, że wers o dziąśle Jacka Kurskiego usłyszałem po raz pierwszy, kiedy był nagrany w pełni gotowym utworze. Nigdy, w przypadku żadnego utworu mojego syna, nie było sytuacji, kiedy on konsultował ze mną, czy może coś powiedzieć, albo uzależniał od czyjejkolwiek zgody jakiekolwiek wersy.
Michał zapytał mnie więc, czy ja nie będę mieć problemów z tym kawałkiem, jeśli on zostanie pozwany i przegra. Powiedziałem mu, że uważam, że nie przegra. I tak się stało. Nikt go nie śmiał pozwać za to. Jacek Kurski do tej pory milczy w tej kwestii. Mówienie, że ze mną na bieżąco konsultuje to, o czym może rapować, to próba uderzenia w niezależność Michała, który jest świadomym, mądrym facetem, który wie, co chce powiedzieć. A mówi rzeczy o wiele ostrzejsze niż ten konkretny fragment.
Wszystkie utwory mojego syna są dla mnie ważne. Lubię jednak czuć się trochę jak hipster. Po prostu lubię lubić utwory, które nie są uznawane za najlepsze, nie są najbardziej popularne. Dla mnie najbardziej ulubionym jest numer "Brum Brum" - pierwszy utwór, który nagrał jako profesjonalny muzyk. Jest tak trudny do zrozumienia, a równocześnie tak genialny. Jest trochę jak "Rejs", czyli autoironia przeplatana autoironią. Drugim utworem, który nie spotkał się z takim zainteresowaniem, na jakie zasługuje, jest "Konkubinat", który Michał poświęcił brzydocie niektórych słów z języka polskiego, w którym rapuje z prof. Jerzym Bralczykiem.
Jest to dla nas rodziców, ale i dziadków, czy prababci Michała, która była ostatnio na jego koncercie, wielka przygoda. Ale to nie zawsze są sytuacje proste. Mój ojciec po "Patointeligencji" wziął Michała na rozmowę, żeby zapytać go, o co chodzi z wersem o rodzicach ("I pie*dolę mamę i tatę za to, że oddaliby mi nerki, wątroby i serca” - red.). To była ważna rozmowa, która była próbą wyjaśnienia sobie pewnych kwestii. Są to różne sytuacje, ale kończą się zawsze tym, czym powinny się kończyć dobre rozmowy w rodzinie, czyli wzajemnym zrozumieniem, wyjaśnieniem sobie i akceptacją. Dla mnie moment, kiedy moja babcia, a prababcia Michała, tańczyła na jego koncercie do numeru "Kiss cam (podryw roku)", jest wielkim symbolem, że to połączenie międzypokoleniowe jest możliwe. Jesteśmy w stanie, mimo tych różnic doświadczeń, historii, wieku, znaleźć coś wspólnego i tego się trzymać.