Politycy PiS rozjechali się po kraju, by promować Polski Ład. Fotografują się z wielkimi tablicami, mamią ludzi obietnicami i budzą niepokój lokalnych władz. Mam wrażenie, że prezydenci, burmistrzowie i wójtowie siedzą niemal jak na beczce prochu. Słyszą obietnice, nie znają konkretów. – To temat numer jeden, wszyscy o tym rozmawiamy. Jest strach – mówią. Jak mogą odczuć to zwykli mieszkańcy?
Marcin Chłodnicki, wiceprezydent Kielc, nawet nie chce tego nazwać, co wraz z Polskim Ładem może czekać samorządy.
– Dobitnie to ja to nazwę, jak to wejdzie w życie i faktycznie będzie tak, jak się tego boimy. Na razie mogę się spodziewać, że to kolejny krok do tego, by pomniejszać rolę samorządów. By odium wszystkich negatywnych decyzji rządu spychać na dół, by ludzie myśleli, że jak dzieje się coś złego, to po stronie instytucji samorządowych. To cały czas jest proces w stronę centralizacji państwa i marginalizowania samorządów – reaguje w rozmowie z naTemat.
I tu, i w innych miastach i gminach w Polsce, jest ogromna niepewność, niepokój i oczekiwanie, co dalej. Samorządowcy przygotowują wnioski na projekty inwestycyjne, ale boją się, że – jak przy funduszach lokalnych – czynnik polityczny znów może mieć wpływ. Zaczynają też liczyć ewentualne koszty i straty, które dla ich gmin Polski Ład może wygenerować. A te mają być wcale niemałe. Prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski ocenił, że Polski Ład jest gorszy dla finansów samorządów niż pandemia.
"Dwa razy tyle stracą samorządy, niż budżet państwa. Centralizacja kroczy" – komentowała na Twitterze wiceprezydent Warszawy Aldona Machnowska.
– Tak naprawdę samorządy są "głównym sponsorem" Polskiego Ładu, bo najbardziej dostają w kość. Według tych danych dla Krakowa oznacza to na przestrzeni 10 lat 4,5 mld zł strat, czyli średnio 450 mln zł rocznie. To jest strasznie dużo. Poradzimy sobie, bo radzimy sobie w wielu sytuacjach, ale odbędzie się to kosztem wielu rezygnacji i niespełniania pewnych oczekiwań mieszkańców – mówi naTemat wiceprezydent Krakowa Bogusław Kośmider.
"Polski Ład może pozbawić samorządy samodzielności", "Rząd po raz kolejny kroi lokalne budżety" – grzmią już od pewnego czasu eksperci w komentarzach.
– Kolejny cios w samorządy? Bez wątpienia tak. To temat numer jeden na dziś, wszyscy o tym rozmawiamy. Teraz będzie duża konferencja samorządowców w Szczecinie, to będzie główny temat. Prezydenci miast cały czas się między sobą kontaktują. Każdy śledzi, co nowego się zadziało, co powiedział premier. I przede wszystkim jest strach. Wszyscy w całej Polsce tak to komentują – mówi nam wiceprezydent Kielc.
Boją się skutków Polskiego Ładu
Kilka lat temu taki scenariusz nikomu chyba nie przyszedłby do głowy. Od dojścia PiS do władzy samorządy odczuły już zrzucone na ich barki koszty reformy edukacji, mniejsze wpływy z podatków, nierównie dzielenie funduszy inwestycji lokalnych.
– Cała Polska się oszukuje, że pieniądze z subwencji rządowych wystarczają na edukację. Nie wystarczają. Samorządy dopłacają 20-30 procent. Cały czas uszczuplany jest potencjał finansowy samorządów. Samorząd coraz mniej może poprzez ograniczanie jego kompetencji finansowych. A Polski Ład wpisuje się w ten proces – zauważa Marcin Chłodnicki.
I doszły obawy o jego skutki.
– Rząd mówi o rekompensatach, ale na razie nie ma konkretów. Jeśli nie będzie rekompensat, to będzie horror. To cofnięcie się o 10 lat. To de facto wstrzymanie znaczącej części procesu inwestycyjnego. Marzenie o metrze, czy wielkich inwestycjach drogowych lub innych, możemy sobie wtedy włożyć do zasobów głębokiej pamięci – ocenia Bogusław Kośmider.
W Krakowie zaczęli liczyć, jakie mogą mieć straty z powodu proponowanych zmian podatkowych w ramach Polskiego Ładu.
– Te zmiany są bardzo istotne, ale nie do końca określone. Nie wiemy, jakie skutki one przyniosą. Liczyliśmy różne warianty spadku dochodów z podatku dla miasta: od 300 mln nawet do 800 mln zł. Myślę, że będzie to gdzieś pośrodku: ok. 450-500 mln zł. To jest potężna kwota. Liczę, że jednak będzie jakaś forma rekompensaty. Bez niej będzie tragedia – podkreśla wiceprezydent Krakowa.
Ale zaznacza: – Nawet jeśli nastąpi jakaś rekompensata tych strat w formie subwencji, to będzie to znowu uzależnienie od decyzji centralnego rozdawcy. Takie centralne rozdawanie jest bardzo niebezpieczne. Korporacje samorządowe walczą, żeby odbyło się to albo w postaci podwyżki udziału w podatkach, albo żeby subwencje odbywały się w sposób prawie automatyczny. Związek Miast Polskich, Unia Metropolii, Komisja Wspólna Rządu i Samorządu w wielu sprawach toczą różne boje. Nie ma jeszcze finału. Czekamy.
Szef Związku Gmin Wiejskich komentuje
Rząd zapowiada, że jest w trakcie opracowywania systemu rekompensat, które wyrównają poniesione straty. Planowany jest odrębny ład dla samorządów – opisywała w INNPoland Natalia Gorzelnik.
Ujęta w Polskim Ładzie subwencja rozwojowa dla samorządów ma wynieść 3 mld zł. Przy założeniu, że ubytek dochodów własnych może być większy, to mam wrażenie, że niektórzy z powodu tej kwoty łapią się za głowę.
– Jak te 3 mld mają wyrównać straty? I czy będą tylko dla najsłabszych? A co z resztą? Nie mam pojęcia. Na początek wygląda to trochę groźnie, niektórzy bardzo się denerwują, bo boją się, żeby nie stracić płynności. A jeszcze jest tabelka, która rozkłada to na lata, pokazuje, że kwoty robią się jeszcze większe. No to ja przepraszam bardzo, czy to jest początek końca samorządu? – pyta w rozmowie z naTemat Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol i przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP w Polsce.
Można wyczuć, że jest wzburzony. – Od dawna szykuję się na trudne czasy. To nie może się dobrze skończyć. Pospłacaliśmy wszystkie kredyty, zrobiliśmy drobną poduszkę finansową, nie szalejemy z inwestycjami. Ciągle dopominaliśmy się programów na obszary wiejskie, bo trudno nam konkurować z Lublinem czy Warszawą. Zrównoważony rozwój był fikcją absolutną. Pogłębienie dysproporcji było ewidentne. Teraz będą dodatkowe perturbacje w dochodach – mówi.
Krzysztof Iwaniuk policzył już, że jego gmina straci 2 mln zł z 30 mln budżetu. – To jedna piętnasta budżetu. Dla nas jest to kolejny ubytek w ostatnim czasie, który robi się poważnym problemem. Pytanie, co dalej planować, skoro dowiadujemy się, że mamy kolejną stratę? Na pewno się martwimy – podkreśla.
Jak to wszystko może wyglądać w praktyce? Jakie są największe obawy? I jak konsekwencje Polskiego Ładu odczuwane przez samorządy może odczuć przeciętny mieszkaniec?
Jakie koszty mogą ponieść samorządy?
Marcin Chłodnicki tłumaczy najpierw, że największe wydatki samorządów to wydatki bieżące, na które składają się m.in. pensje administracji, różne opłaty.
– Budżet podzielony jest na wydatki bieżące i inwestycje, czego przeciętny mieszkaniec nie rozumie. Tych pieniędzy nie można przesuwać. W ramach Polskiego Ładu samorządy poniosą dodatkowe koszty w wydatkach bieżących, choćby w związku z podwyższeniem najniższej pensji krajowej, czy kwotą wolną od podatku. Z budżetów miast wyssie to bardzo dużo pieniędzy. Pieniądze w Nowym Ładzie są na inwestycje, więc pieniądze na to zabierane są z jednego worka i dawane do drugiego. Rząd nie zabiera nam pieniędzy, nie tworzy nam kosztów w inwestycjach, ale tworzy nam milionowe koszty w wydatkach bieżących. Co zrobić z tą dziurą? – pyta.
Kowalski może odczuć to w formie gorszej jakości obsługi i w ogóle funkcjonowania samorządowych instytucji, na co będzie mniej pieniędzy.
– Może nam zabraknąć pieniędzy na obsługę pewnych programów, projektów. Może się to przełożyć na oszczędności w szkołach, czy przedszkolach. Bardzo będzie brakowało pieniędzy na działalność związaną z płacami, utrzymaniem przedszkoli, szkół, jednostek kultury. Może już na przykład nie będzie pieniędzy dla dodatkowej osoby w szkolnym sekretariacie? – przewiduje wiceprezydent Kielc.
– Dla zwykłego mieszkańca rzecz będzie prosta: szkoła źle obsługuje rodziców, nie można się dodzwonić do urzędu, do rejestracji samochodu jest kolejka, a wcześniej nie było. A może dawniej urząd było stać zatrudnić 10 pracowników, a teraz ma 7? I czyja wina, że kolejka się wydłużyła? Przecież nie twórców Polskiego Ładu – dodaje z ironią.
Rozmawiamy hipotetycznie, bo ustawy nie ma, jest projekt. – Koniec sierpnia, początek września w każdej gminie, powiecie, mieście, rozpoczyna się planowanie budżetu na przyszły rok. Ta niewiadoma też nam blokuje planowanie. Premier coś ogłosił, ale gdzie jest ta ustawa? Na jakiej podstawie mamy zaplanować budżet miasta? Mamy go zaplanować, a w grudniu okaże się nierealny? Na razie wygląda to chaotycznie. To nie pozwala nam na razie zrobić dokładnych wyliczeń – wymienia Marcin Chłodnicki.
Chyba śmiało można założyć, że obawy wyczuwa się wszędzie. Ale wszyscy składają wnioski z nadzieją, że w tym przypadku żaden klucz partyjny nie zadziała.
– Idea tego, żeby wesprzeć samorządy w realizacji zadań strategicznych, których nie są w stanie zrobić ze środków własnych jest piękna. Natomiast dość ciężko jest uwierzyć, że tu chce się pomóc samorządom, a z drugiej strony poszczególnymi ruchami, które konsekwentnie od kilku lat są podejmowane, te samorządy się niszczy, ogranicza się ich kompetencje, ich dochody własne – mówi naTemat burmistrz małopolski Kęt, Krzysztof Klęczar.
Przyznaje, że patrzy na to z pewnym dystansem i niedowierzaniem. Jego gmina szykuje projekty, ale o ewentualnych stratach nie chce mówić. – Teraz skupiam się na przygotowaniu zadań, które w ramach Polskiego Ładu będą mogły być sfinansowane. Jestem niepoprawnym optymistą, z optymizmem patrzę na to, że może pojawić się źródło finansowania, które wesprze nas w realizacji działań strategicznych. Z drugiej wszyscy wiemy, że kij ma dwa końce – dodaje.
Duże miasto i gmina na dorobku
Samorządy niepokoją też inne potencjalne skutki. Inne w mniejszych gminach, inne w bogatszych, dużych miastach. Nie wszędzie widzą to samo niebezpieczeństwo, nie wszędzie są te same problemy. Pokazują to również nasi rozmówcy.
– Dla nas w Krakowie dużym ryzykiem są skutki Nowego Ładu dla dobrze zarabiających pracowników. Powyżej pewnego dochodu konsekwencje będą przecież ponosili oni. My w Krakowie mamy dużo takich osób. Mamy uczelnie, mamy duży przemysł, ale przede wszystkim mamy bardzo mocno rozwijający się przemysł nowoczesnych usług biznesowych. Prawie 100 tys. ludzi w nim pracuje, w tym mnóstwo osób z zagranicy. Dzięki temu miasto ma duże podatki – zauważa wiceprezydent Krakowa.
Wójt Terespola mówi, że jego gmina jest na dorobku. – Jeszcze nie mamy domu kultury, teraz budujemy przychodnię. Były jakieś marzenia dotyczące zagospodarowania terenu. To podstawowe rzeczy, żeby mieszkańcy nie musieli jechać do sąsiedniej gminy do lekarza. To zupełnie inny świat niż potrzeba na przykład budowania Pałacu Saskiego. Koledzy podkreślają, że miasta wojewódzkie więcej wydają na światełka bożonarodzeniowe w ciagu jednego sezonu niż oni mają w wolnych pieniędzy w gminie w czasie jednej kadencji. A tu nie ma pieniędzy, by wreszcie po błocie do domu nie jeździć, czy rozwiązać wreszcie problem ścieków – zauważa Krzysztof Iwaniuk.
Jako szef Związku Gmin Wiejskich w sprawie Polskiego Ładu odebrał już kilka telefonów. – Mówią, że coś trzeba zrobić, tylko co zrobić? Każde odbieranie nam środków to jest problem. I może to być problem masowy. Tego obawiamy się najbardziej. Przy tak niskich nadwyżkach, jakie ma wiele gmin, może to być poważny problem dla wielu gmin ze złożeniem budżetu na rok 2022. Groziło to od samego początku, gdy zalążki Nowego Ładu się pojawiły.
Podkreśla: – Ciągle mówimy: nie da się robić programów centralnych, które będą odpowiadały Warszawie, Lublinowi, gminie Rokitno. To zupełnie inne potrzeby, inne etapy rozwoju. Żeby samorząd funkcjonował, musi mieć wolne środki. My planujemy długofalowo, nie od wyborów do wyborów – podkreśla.
Samorządy nie są wrogiem władzy
I znów w tym wszystkim samorządy okażą się te najgorsze? – Jeśli administracja będzie funkcjonowała za mniejsze pieniądze, to na koniec odium pogorszenia tej jakości obsługi mieszkańca i funkcjonowania, spadnie nie na barki premiera i ludzi, którzy wymyślili Polski Ład, tylko na wszystkich samorządowców. Niedobrymi będą ci, którzy zarządzają w samorządach – zauważa wiceprezydent Kielc.
Wiceprezydent Krakowa dodaje: – Samorządy wymagają pieniędzy i równego traktowania. I tu trochę się boimy, że centralne rozdawnictwo może być mocno polityczne. Wtedy duże miasta mogą na tym stracić. Ale czeka nas też większa praca nad tym, żeby władza zrozumiała, że samorządy nie są wrogiem władzy centralnej. To było widać przy szczepieniach. Bardzo się w nie zaangażowaliśmy. Bez zaangażowania samorządów, byłoby o wiele trudniej.
Na głowę spadnie naprawdę olbrzymi ciężar, bo być może okaże się, że tych pieniędzy brakuje na to, żeby w danym miejscu pracowało tyle osób, ile pracuje dziś? Za chwilę może się okazać, że będziemy mieć duży problem w administracji.
Bogusław Kośmider
wiceprezydent Krakowa
I tu mamy obawy, że jeśli z powodu Nowego Ładu otrzymają niższe dochody, część tych specjalistów znajdzie pracę w innych krajach. Wtedy my stracimy strumyk czy nawet strumień dobrze zarabiających, kreatywnych pracowników rynku, który w tej chwili jest dla nas kluczowy. Myślę, że w dużych ośrodkach jest podobnie. Że ten ruch może spowodować odpływ bardzo dobrze wynagradzanych pracowników poza Polskę.
Marcin Chłodnicki
Chyba, że wójt, burmistrz, prezydent, będzie z opcji, która dla rządu jest odpowiednią – bo tak podejrzewam po ostatnich rozdaniach – to sobie to zrekompensują. Co prawda nie na wydatki bieżące, tylko na inwestycyjne. Ale pojawi się ulica, kanalizacja, to zostanie zrekompensowane. Ale czy tak będzie w przypadku takich miast jak Kielce, gdzie nie rządzi z opcji takiej jak jest rząd? To się okaże. Dotychczasowa praktyka świadczy, że niekoniecznie.