Simone Biles, czterokrotna mistrzyni olimpijska, która przez wielu jest uważana za najwybitniejszą gimnastyczkę w historii sportu, wycofała się z rywalizacji na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Amerykanie nie mają jednak do niej pretensji. Wręcz przeciwnie, hołubią ją jeszcze bardziej. Biles, która swoją trudną decyzję podjęła, aby zadbać o swoje zdrowie psychiczne, kolejny raz udowodniła, że jest ikoną i wzorcem do naśladowania. A w swoim 24-letnim życiu przeżyła więcej, niż niejedna i niejeden z nas.
Amerykańska gimnastyczka Simone Biles wycofała się z wieloboju na igrzyskach olimpijskich w Tokio z powodu problemów ze zdrowiem psychicznym
Biles spotkała się z ogromnym wsparciem Amerykanów oraz wszystkich swoich fanów na świecie
24-latka ma za sobą trudne doświadczenia: zaniedbania ze strony swojej uzależnionej matki, adopcję i molestowanie seksualne przez lekarza amerykańskich gimnastyczek Larry'ego Nassara
Biles wyznała, że odczuwa ogromną presję i jest wykończona fizycznie. Czy to koniec jej kariery?
Ma jedyne 142 cm wzrostu, ale na zawodach tego nie widać. Na macie wydaje się olbrzymką. Boginią, która potrafi robić rzeczy, których nie potrafi nikt inny. Jest ucieleśnieniem Wonder Woman. Gdy Simone Biles wiruje w powietrzu, nie można oderwać od niej wzroku.
Zresztą i Amerykanie, i fani gimnastyki na całym świecie uwielbiają na nią patrzeć. Nic dziwnego, skoro jej kunszt został doceniony aż 30 medalami, w tym: pięcioma olimpijskimi (czterema złotami i jednym brązem) w Rio de Janeiro w 2016 roku. 24-latka jest najbardziej utytułowaną gimnastyczką ze Stanów Zjednoczonych, a wielu mówi bez ogródek: to najwybitniejsza gimnastyczka świata w historii sportu w ogóle. Ale i boginie walczą z demonami.
Trudna decyzja Simone Biles na Tokio 2020
We wtorek gruchnęła wiadomość, że Simone Biles – która zdobyła właśnie srebrny medal w zmaganiach drużynowych – wycofuje się z wieloboju. Amerykanka potknęła się na macie i uzyskała za swój występ najgorszy wynik. Razem z trenerem wyszła z hali, a gdy wróciła kibicowała już koleżankom z trybun.
Najpierw pojawiły się doniesienia o jej domniemanej kontuzji. Niektórzy komentatorzy błyskawicznie zaczęli krytykować ją, że opuszcza swoje koleżanki, żeby oszczędzać siły na zawody indywidualne. Krytyka ucichła jednak momentalnie, gdy Biles pojawiła się na konferencji prasowej.
– Przyjechałam na halę i wiedziałam, że psychicznie mnie tu nie ma. Nie ufam już sobie, musiałam zostawić tę walkę koleżankom. Nie darowałabym sobie, gdyby przeze mnie przegrały, bo zbyt ciężko na to pracowały. Walczę z wewnętrznymi demonami. Nie wiem, czy to kwestia wieku, ale w trakcie wykonywania ćwiczeń denerwuję się bardziej niż kiedyś i mam z tego mniej przyjemności – powiedziała wprost.
I dodała: – Trzęsłam się. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego przed zawodami. A gdy skoczyłam i byłam już w powietrzu, zupełnie nie kontrolowałam, gdzie jestem. Zdałam sobie sprawę, że mogłam wyrządzić sobie krzywdę.
W środę federacja USA Gymnastics ogłosiła, że Biles nie wystartuje w wieloboju drużynowym na Tokio 2020 z powodu problemów ze zdrowiem psychicznym. Ich przyczyną ma być głównie presja, którą odczuwa na siebie mistrzyni.
Co z dalszymi startami indywidualnymi? Biles ma podejmować decyzje na bieżąco. Ma jednak pełne wsparcie rodaków, którzy wychwalają ją za jej odwagę i rozsądek. Podczas gdy wydawało się już, że USA nie może kochać i szanować 24-latki bardziej, Amerykanie powiedzieli: "potrzymajcie nam puszkę Dr Peppera".
Amerykanie szanują Biles nie tylko tylko za jej sukcesy sportowe, ale również odwagę i uczenie młodych pokoleń, że w życiu nie liczą się tylko medale. Drogę na bohaterski panteon Amerykanów wydeptała całą swoją życiową historią. Niełatwą, pełną łez, bólu, krwi, ale i nadziei oraz tytanicznej harówki.
Po pierwsze, dramat we własnym domu
Z wczesnego dzieciństwa Simone Biles pamięta głód. Urodziła się w Columbus w Ohio w 1997 roku, ale nie zaznała rodzinnego szczęścia. Jej ojciec opuścił ją i jej troje rodzeństwa, matka była alkoholiczką i narkomanką, która zapominała nakarmić dzieci. Pracownicy socjalni byli w domu przyszłej gwiazdy sportu regularnymi gośćmi. W końcu Adria, Ashley, Tevin i Simone trafili do systemu opieki zastępczej.
W 2000 roku mała Simone oraz jej siostra Adria zamieszkały ze swoimi dziadkami ze strony matki, Nellie i Ronem, w Teksasie. Ashley i Tevin zostali w Ohio z ich ciotką.
Mimo że rodzeństwo zostało rozdzielone, był to początek szczęśliwego rozdziału w życiu Simone, która wraz z Adrią została niebawem oficjalnie adoptowana przez Nellie i Rona. Nazywa ich swoimi rodzicami, nie dziadkami. Nie ukrywa, że gdyby nie oni, nie tyle nie byłoby medali, ale ogóle nie byłoby gimnastyki.
Po drugie, praca, praca, praca
Amerykanie mają etos pracy. Nieważne skąd pochodzisz, jeśli ciężko pracujesz, możesz osiągnąć wszystko. Biles się w te zasadę wpisuje wyśmienicie, za co jej rodacy niezwykle ją szanują.
Pewnego dnia Simone zobaczyła gimnastyczki na trampolinach i... przepadła. Oddała się gimnastyce całkowicie. W 2012 roku rzuciła szkołę i uczyła się w domu, dzięki czemu mogła spędzać na treningach 32 godziny tygodniowo zamiast 20. O zwyczajnym życiu mogła zapomnieć. Ominął ją bal maturalny, domówki z piwami w czerwonych kubkach i nocowanie z koleżankami.
Wyrzeczenia się opłaciły – w 2013 roku zadebiutowała jako seniorka i zdobyła swoje pierwsze medale (w tym trzy złote) na Mistrzostwach USA oraz Mistrzostwach Świata. W drodze na szczyt pojawił się problem – wykryto, że Biles zażywa lekarstwo na receptę, które jest zakazane przez Światową Agencję Antydopingową. Biles udowodniła jednak, że to lek na ADHD, który zażywa od dziecka i ma na niego niezbędne pozwolenie od lekarza. Kryzys został zażegnany.
Trzy lata później, w wieku 19-lat, pojawiła się na swojej pierwszej olimpiadzie, którą... zdominowała. W Rio de Janeiro zdobyła cztery złote medale i jeden brązowy. Tak narodziła się gwiazda. Biles błyskawicznie stała się amerykańską idolką – jej uśmiechnięta twarz pojawiała się na billboardach i w reklamach, a nagrania jej akrobacji podbijały internet. Stała się Leo Messim gimnastyki. Swój sukces okupiła jednak dramatem.
Po trzecie, molestowanie seksualne
W 2016 roku – podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro – na łamach gazety "The Indianapolis Star" ukazał się artykuł, który wstrząsnął światem amerykańskiej gimnastyki w posadach. Dziennikarze śledczy ujawnili, że trenerzy molestowali gimnastyczki, a władze USAG (organizacji zrzeszającej amerykańskie gimnastyczki i gimnastyków) tuszowały to od lat.
Po publikacji artykułu do redakcji "Indianapolis Star" szybko zaczęło docierać konkretne nazwisko: doktor Larry Nassar. Dziennikarze rozpoczęli kolejne śledztwo, które ich zmroziło. Okazało się, że lekarz sportowy, który przez 29 lat pracował (a dokładniej był wolontariuszem) w USAG, molestował gimnastyczki, w tym nieletnie dziewczęta. Jak dowiadujemy się we wstrząsającym dokumencie o Nassarze, "Athlete A", do wiosny 2020 zgłosiło się ponad 500 ofiar medyka, w tym 9 olimpijek. Wśród nich była Simone Biles.
"Zbyt długo zadawałam sobie pytanie: "Czy byłam zbyt naiwna? Czy to moja wina?’ Teraz znam odpowiedź na te pytania. Nie. Nie, to nie była moja wina. Nie, nie będę i nie powinnam ponosić winy Larry'ego Nassara, USAG i innych – napisała na Twitterze w 2018 roku, obwiniając niejako za cały skandal całą gimnastyczną organizację.
W styczniu 2018 roku Larry Nassar został skazany na 175 lat więzienia. – Nie zasłużył pan na to, żeby kiedykolwiek wyjść z więzienia – usłyszał od sędzi. Do igrzysk w Tokio Biles trenowała w budynku, w którym wraz z koleżankami była molestowana seksualnie. Wyznała, że bała się tam wrócić. Nie miała wyjścia, nie chciała się poddać.
W jednym z wywiadów przyznała również, że Nassar jest jednym z powodów, dla których dalej nie kończy kariery. Boi się, że jeśli – jako ostatnia aktywna gimnastyczka-seniorka – odejdzie z kadry, USAG nie poniesie żadnych konsekwencji za swoje niedopatrzenia i lekceważenie wyznań molestowanych gimnastyczek. Na swoich barkach niesie kilkaset skrzywdzonych dziewcząt.
Po czwarte, walka z demonami
Simone Biles wielokrotnie sygnalizowała w wywiadach, że jest wykończona i potrzebuje oddechu. Gdy z powodu pandemii olimpiada w Tokio została przesunięta o rok, podobno wpadła w rozpacz. Swojej koleżance, gimnastyczce Jordan Chiles, wyznała, że nie wie, czy wytrzyma kolejny rok harówki. Już wtedy marzyła o sportowej emeryturze. Trudno jej się dziwić: wystarczy obejrzeć dokument "Athlete A", żeby przekonać się, że USAG trenuje... roboty, które nie mają prawa do przerwy.
Biles nie tylko jest fizycznie wykończona, ale – co pokazała jej decyzja o rezygnacji z zawodów w wieloboju – odczuwa olbrzymią presję, która z pewnością nie jest obca sportowcom, szczególnie tak utytułowanym i hołubionym. W Tokio, w którym miała bronić swoich tytułów olimpijskich i zamierzała powiększyć kolekcję medali, Amerykanka pękła.
– Cztery czy pięć lat temu zacisnęłabym zęby i zrobiłabym, czego się ode mnie wymaga. Dzisiaj myślę, że rezygnacja to oznaka siły. Siły sportowca, który widzi własną słabość i nie chce zrobić nic głupiego – mówiła na konferencji prasowej.
O zdrowiu psychicznym mówi się publicznie coraz częściej. Przestaje być ono bagatelizowane. Ludzie zaczynają rozumieć, że tak jak leczysz wrzody żołądka czy leżysz bez ruchu ze złamaną nogą, tak dbasz o swoją psychikę. Dlatego Biles nikt nie krytykuje, nie mówi: "zaciśnij zęby i zdobywaj te medale!". Wszyscy Amerykanie stoją za nią murem i mimo, że marzą, żeby zobaczyć ją jeszcze w akcji, uszanują jej decyzję. Bo to przecież ich ukochana Simone.
Biles wspiera nawet Michelle Obama. "Czy jestem wystarczająco dobra? Tak, jestem. To mantra, którą praktykuję każdego dnia. Simone, jesteśmy z ciebie dumni i trzymamy kciuki. Gratulujemy srebra, drużyno USA!" – napisała na Twitterze Michelle Obama, była pierwsza dama i kobieta z panteonu amerykańskich bohaterek, w którym znajduje się, oczywiście, Simone Biles. I raczej nic jej pozycji nie zagraża – z medalami w Tokio czy bez nich.
Czytaj także:
Reklama.
Po dalszych testach medycznych Simone Biles wycofała się z finałowego konkursu indywidualnego w wieloboju. Z całego serca popieramy decyzję Simone i pochwalamy jej odwagę w nadaniu priorytetu jej dobrostanowi. Jej odwaga po raz kolejny pokazuje, dlaczego jest wzorem do naśladowania dla tak wielu.
Większość z was zna mnie jako szczęśliwą, chichoczącą i energiczną dziewczynę. Ostatnio jednak czułem się trochę załamana. Im bardziej staram się wyłączyć głos w mojej głowie, tym głośniej on krzyczy. Nie boję się już opowiedzieć swojej historii. Ja również jestem jedna z wielu ocalałych, którzy byli wykorzystywani seksualnie przez Larry'ego Nassara
Nie warto ryzykować, zwłaszcza gdy ma się świadomość, że obok stoją fantastyczne koleżanki, które mogą cię zastąpić. Leciałam na igrzyska dla siebie, ale kiedy wylądowałam, poczułam, że robię to wszystko dla innych ludzi. Boli mnie serce, że coś, co kochałam, zostało mi odebrane, aby zadowolić kogoś innego. My, sportowcy, musimy skupić się na sobie, jesteśmy zwykłymi ludźmi. Musimy chronić nasze umysły i ciała, zamiast zawsze być na zawołanie i robić to, czego oczekuje świat.