Kiedy inne miasta próbują na siłę ukryć słabe punkty, Warszawa robi z nich swój największy atut. To miasto pełne sprzeczności, ale i szczerości, której brak w napęczniałych od zabytków i dumy konkurencyjnych metropoliach.
Znajomi moją przeprowadzkę do Warszawy traktują jako kolejny bunt przeciwko wszystkiemu, co podoba się większości. Nie będę ukrywać, że ucieczka z Krakowa była symbolicznym pokazaniem mu języka. Jednak przez trzy lata kulturalna stolica Polski zaoferowała mi tylko jedno – potworne uczucie nudy, którym kipią zbiegające się w jeden punkt uliczki, i Rynek, o którego pięknie świadczy liczba japońskich turystów na metr kwadratowy. Warszawa? Od pół roku nie pozwala nawet ziewnąć.
Betonowy potwór
Potworny betonowy eklektyzm. To standardowy zarzut przyjeżdżających do Warszawy. Jeżeli patrzymy z perspektywy galicyjskiego Krakowa, hanzeatyckiego Gdańska czy śląskiego Wrocławia, to nie da się ukryć, że Warszawa jest niewątpliwym betonowym potentatem. Odbudowano z niego nawet Krakowskie Przedmieście. Na miasto trzeba jednak spojrzeć wychylając swój nos poza elewację Dworca Centralnego i Pałacu Kultury.
Kiedy inne miasta próbują zgrabnie zamaskować swoje słabe punkty, a nazwy przedmieść są tymi, których nie wolno wymawiać, stolica wykrzykuje je pełną piersią.
Większość odwiedzających nawet nie próbuje tego zrobić. Przede wszystkim przez brak wiary w to, że nawet z najgorszych składników da się zrobić smaczny koktajl. Wystarczy chęć i odpowiednie proporcje. Socrealistyczne gmaszyska na MDM-ie, mrówkowce na Ursynowie, sypiące się kamienice na Mokotowskiej nadają Warszawie klimat wiecznej tymczasowości. I autentyczności. Kiedy inne miasta próbują zgrabnie zamaskować swoje słabe punkty, a nazwy przedmieść są tymi, których nie wolno wymawiać, stolica wykrzykuje je pełną piersią. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co warszawiacy stworzyliby z największego stanu zapalnego krakowskiej urbanistyki – słynnego „szkieletora”. Ale na pewno nie byłoby to pozbawione rozmachu, bo stolica nie ma kompleksów. Być może dzięki betonowemu tyłkowi, który przyjmuje kopniaki krytykantów, jednocześnie łamiąc im nogi?
Z przodu Wola i Ochota, a z tyłu Bródno i Włochy
Złośliwi mówią, że tych, którzy mieszkają po drugiej stronie Wisły, można poznać po twarzach. Patrzę w lustro i nie widzę na czole piętna Targówka, które w jakiś sposób odróżniałoby mnie od mieszkańców „lepszego świata”. Owszem, warkot samochodów na moim osiedlu skutecznie zastępuje szelest ortalionu. Ale także szelest liści na drzewach znajdującego się niedaleko Parku Bródnowskiego.
Warkot samochodów na moim osiedlu skutecznie zastępuje szelest ortalionu. Ale także szelest liści na drzewach znajdującego się niedaleko Parku Bródnowskiego.
Osiedla są przemyślane, zamiast wysokich płotów nowoczesnych kompleksów, małe bloczki betonowym ramieniem otulają dziesięciopiętrowe wieżowce. Stojąc w nocy na balkonie, widzę swój prywatny Manhattan. I stwierdzam, że lubię beton. Zbrojony, sprężony. Betonową płytę, którą można złożyć na jedenaście sposobów. A kiedy chcę opuścić moje szare królestwo, przejeżdżam wymarzonym traktem, codziennie mijając odrapane praskie kamienice, ozdobione muralami, o których szczęśliwi lewobrzeżni prawdopodobnie słyszeli tylko od swoich niebezpiecznych kolegów z Grochowa.
Cierpliwości
Na Warszawę trzeba mieć czas. Czas, żeby się w niej zgubić i na nowo odnaleźć. Trzeba, tak jak ja, umieć upajać się delikatnym uczuciem niepokoju, które towarzyszy mi za każdym razem, kiedy zanurzam się w podziemne przejścia koło Dworca Centralnego. Trzeba uparcie eksplorować budowane od postaw centrum, które stworzyło labirynt uliczek. Uliczek takich jak Złota, zanikająca w fasadach Pałacu Kultury, by znów niespodziewanie wyłonić się przy dawnych Domach Centrum i chwilę później okazać się Przeskokiem. Trzeba mieć odwagę, by zostać współczesnym Tezeuszem, nić Ariadny zamienić na GPS i nie dać się zniechęceniu. Bo Warszawa to miasto naprawdę nadające się do życia. Ale żeby umieć z kimś żyć, trzeba go doskonale poznać.
Nasz ranking tak brzydkich, że a pięknych elementów przestrzeni miejskiej: CZYTAJ WIĘCEJ