Fatalnie rozpoczął się sezon dla piłkarzy Arsenalu. Inauguracja Premier League padła łupem beniaminka z Londynu, Brentford. Gospodarze wygrali 2:0 z faworyzowanym rywalem, nie mając przewagi, ale grając rozsądnie i szczęśliwie. Arsenal za to pokazał swoje najgorsze, wynikowe oblicze.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Klub wywodzący się z londyńskiej dzielnicy Brentford nawet w najśmielszych snach nie mógł chyba przewidywać, że przygoda z Premier League rozpocznie się tak dobrze. Pokonanie tak znanego rywala z Londynu jest dużym wydarzeniem.
Świeżo oddany stadion Community Stadium i pełne trybuny spowodowały, że w piątek byliśmy świadkami prawdziwego święta, jak na inaugurację rozgrywek przystało. Arsenal nie grał źle, w swoim stylu prowadząc piłkę, osiągając przewagę w jej posiadaniu.
Problem jednak w tym, że bardziej konkretni byli tego dnia gospodarze. Problem dla drużyny trenera Mikela Artety, która z miesiąca na miesiąc pogrąża się coraz bardziej. Chciałoby się powiedzieć, że zmiana sezonów jest tu kompletnie niezauważalna.
Dwa decydujące ciosy dla Brentford zadali Sergi Canos i Christian Norgaard.
W sobotę swoje mecze w lidze angielskiej zagrają kluby: Jana Bednarka (Southampton), Mateusza Klicha (Leeds) oraz Jakuba Modera i Michała Karbownika (Brighton).
Występ ostatniego z wymienionych Polaków jest jednak wątpliwy ze względu na kontuzję kostki.
Za to w niedzielę zagra West Ham United, którego bramki broni Łukasz Fabiański.
Brentford - Arsenal 2:0 (1:0)
Bramki: Sergi Canos (22), Christian Norgaard (73)
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut