Białoruski dziennikarz Tadeusz Giczan opisuje genezę trwającego kryzysu na granicy. Mówi o planie Łukaszenki, który ma być odwetem za nałożone na Mińsk sankcje. "Operacja Śluza" ma być starannie zaplanowanym przez białoruskiego dyktatora spełnieniem obietnicy o "zalaniu Unii Europejskiej migrantami z Bliskiego Wschodu".
Białoruś: "Operacja Śluza"
Były redaktor naczelny portalu
Nexta, Tadeusz Giczan w
najnowszym nowym artykule, wyjaśnia, czym jest
"Operacja Śluza", którą prezydent Łukaszenka miał planować od dawna. Po porozumieniu stron,
Białoruś z Irakiem miała uruchomić wiele nowych połączeń lotniczych, a biura podróży mają sprzedawać "wycieczki na Białoruś" za które trzeba zapłacić miedzy 600 a 1000 dolarów.
"W praktyce wygląda to tak, że Irakijczycy przylatują do Mińska, dostają na kontroli granicznej wizy, wychodzą z lotniska, gdzie na nich już czeka autokar, który zawozi ich do hotelu. Dalej część Irakijczyków faktycznie zostaje zwiedzać Białoruś, natomiast druga część od razu lub po kilku dniach udaje się na granicę" – pisze dziennikarz.
Imigranci: przez Białoruś do UE
Dalej Giczan podaje, że w internecie działa masa grup, na których Irakijczycy podają dokładnie, co należy zrobić, aby przedostać się do krajów unijnych."Białoruscy pogranicznicy opowiadają (oczywiście anonimowo), że dostali ustny rozkaz przymykać oko na nielegalnych migrantów(...) Ochroną i patrolowaniem granicy zajmują się nie zwykli pogranicznicy tylko OSAM(...) najbardziej elitarna jednostka w kraju, gdzie swojego czasu służyli starsi synowie Łukaszenki" – wyjaśnia dalej Giczan.
Dziennikarz zwraca też uwagę, że "akcja z przerzucaniem migrantów przez granicę Białorusi z UE została opracowana jeszcze w latach 2010-2011" i nic nie zapowiada, aby miała w niedługim czasie się osłabić.