Obiecał złoty medal w Tokio, stał się winnym porażki. Kapitan polskiej kadry na zakręcie
Krzysztof Gaweł
07 września 2021, 22:10·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 07 września 2021, 22:10
Michał Kubiak to postać nietuzinkowa, postać która budzi emocje i człowiek, który jest najmocniej krytykowany po igrzyskach w Tokio razem z trenerem Vitalem Heynenem. Porozmawialiśmy z kapitanem polskiej kadry w Krakowie. Nie o Tokio – zastrzegł, że tego tematu nie porusza. Ale rozmawialiśmy o tym co jest, co przed nami i o tym, co dalej z Michałem Kubiakiem w naszej drużynie.
Reklama.
Od bohatera do zera, czyli witaj w Polsce
To było mniej więcej tak. Jesienią 2018 roku Polacy zdobyli mistrzostwo świata, Michał Kubiak w Turynie wznosił okazały puchar, a nad Wisłą stał się idolem i wzorem siatkarza. Wojownika. Kapitana. A przede wszystkim zwycięzcy. Kolejne medale - w mistrzostwach Europy, Pucharze Świata, Lidze Narodów - zdawały się potwierdzać, że nasz zespół to potęga i kandydat do medalu w Tokio.
Ale w życiu już tak jest, zwłaszcza w życiu sportowca. Jednego dnia cię noszą na rękach, drugiego jesteś nikim i mieszają cię z błotem. Tak to już jest w życiu sportowca, a już tego w Polsce chyba przede wszystkim. Dlaczego Michał Kubiak w świetle opinii publicznej stał się winnym porażki w igrzyskach olimpijskich? Powody są najpewniej trzy, każdy dość istotny. Przynajmniej tak się obecnie wydaje.
Po pierwsze, kapitan nie pomógł drużynie w Tokio, choć zapowiadał, że zagra nawet na jednej nodze. Sęk w tym, że nie był w stanie. Kontuzja pleców pojawiła się w najgorszym momencie, dziennikarzy i kibiców karmiono informacjami, że kapitan już za chwilkę, już za momencik wraca do gry. Trener Vital Heynen przyznawał co rusz, że bez Kubiaka to nie ta sama drużyna. I miał rację. Tyle tylko, że nie znalazł mu godnego zmiennika.
Powód drugi wiąże się z pierwszym. Brak Michała Kubiaka i nadzieja na jego powrót zrodziły poczucie, że to co najlepsze, wciąż jest przed nami. Z meczu na mecz słyszeliśmy, że będzie lepiej i lepiej. Aż przyszedł mecz z Francją, kapitan wylądował w rezerwie, a zespół przegrał ćwierćfinał igrzysk 2:3. Daliśmy się mamić obietnicami, zamiast realnie ocenić rzeczywistość. Wina za to zamieszanie spadła na kapitana.
No i wreszcie powód trzeci. To wypowiedzi Michała Kubiaka, który przed Tokio nie zachował należytej pokory, a może jak to ma w zwyczaju, mówił co myśli, nie zważając na konsekwencje. "Możecie mówić, że to arogancja i pompowanie balonika, ale jadę do Tokio po złoto" – te słowa są mu wypominane po dziś dzień. Przecież nie dotrzymał złota. Spójrzmy na to z drugiej strony. Jaki cel miał wskazać kapitan mistrzów świata? Brąz albo srebro...
Niewyparzony język, za który się płaci
Nas kapitan słynie ze swoich wypowiedzi i czasem – ostatnio zapewne bardziej, niż do tej pory – może żałować, że nie potrafił ugryźć się w język. Tak było choćby w przypadku swojego pierwszego wywiadu po powrocie z Tokio. W Wałczu, czyli swoim rodzinnym mieście, jasno zadeklarował się w kwestii pozostania w kadrze. A to wywołało burzę.
"Moim marzeniem jest, chociaż ten medal potrzymać, ale mam nadzieję, że jak zdrowie pozwoli, to medal przywiozę z igrzysk olimpijskich w Paryżu" – mówił 33-letni siatkarz. Kibice i cześć ekspertów zareagowali zdziwieniem. Jak to, jeszcze chce grać w kadrze? Nie brakowało głosów, że pora oddać miejsce młodszym i że "Kubiak kadrze już nie jest potrzebny". Bardzo to surowe i brutalne wobec gościa, który oddał wiele i wiele wycierpiał dla drużyny narodowej.
Tak, Michał Kubiak nie daje się zagłaskać i nie idzie na kompromisy. Jest sobą, nie gryzie się w język i nie bierze jeńców. Po powrocie z igrzysk długo unikał mediów, jak sam przyznał, jego słowa z Wałcza przeinaczono i wyciągnięto z kontekstu. W Krakowie na początku ME dziennikarze nie mieli łatwo, omijał ich szerokim łukiem. Trzeba było interweniować nawet u przedstawicieli PZPS, bo śladem kolegi poszli inni kadrowicze.
Michał nie rozmawia o Tokio. Bo nie chce
Warto było. Mecz po meczu – być może dzięki wygranym Biało-Czerwonych – lody jednak topniały i zespół otworzył się na media. Tak samo jak nasz kapitan. Choć nim udało się z nim porozmawiać zastrzegł jedno: "Nie rozmawiam o Tokio" – zapowiedział i trzyma się tego bardzo konsekwentnie. Cóż, być może ta rana jest jeszcze zbyt świeża. Rozmawiamy więc o siatkówce, o kibicach, o mistrzostwach Europy.
Chcielibyśmy zapytać o to, co stało się ze zdrowiem Michała Kubiaka przed igrzyskami i czy jego udział w imprezie nie był błędem. Tego pytania jednak nie zadamy. Ale możemy zapytać o zdrowie kapitana dziś.
– Czuję się bardzo dobrze, nic mi nie dolega i jeśli nie gram, to są decyzje trenera, który daje szanse innym zawodnikom. Nic mi nie dolega, jestem w stu procentach zdrowy. Czuję się dobrze – zapewnił i zarazem uspokoił swoich fanów, bo na przełomie lipca i sierpnia nie było przecież tak kolorowo. W Tokio miał odgrywać decydującą rolę, ale nie był w stanie. Po prostu.
Chcielibyśmy zapytać o przegrany ćwierćfinał z Francją i słynną klątwę Biało-Czerwonych. Tego pytania jednak nie zadamy. Ale możemy zapytać o wspomnienia sprzed lat i wcześniejszych mistrzostw Europy. – Ja przesądny nie jestem i żadne klątwy mnie nie interesują. Graliśmy na tamtych imprezach słabiej niż nasi przeciwnicy i taki był rezultat. Chcemy, żebyśmy zagrali dobry turniej w tym roku i mogli wracać z uśmiechem do rodzin, do klubów i w nowy sezon. Do tego w pełnym zdrowiu – przyznał "Kubi", jak mówią o nim koledzy z kadry.
Chcielibyśmy zapytać o wrażenia z igrzysk, trzecich dla naszego kapitana, ale tak innych. Nie tylko przez pandemię, ale też z tego względu, że Michał Kubiak gra i mieszka w Japonii od kilku lat. Tego pytania jednak nie zadamy. Ale możemy zapytać o wrażenia z Krakowa, gdzie na trybunach jest tłum fanów, a siatkarze dostają od nich niebywały zastrzyk energii.
– Bardzo się cieszymy, że na trybunach są kibice i że przyszli do hali nawet w sobotni czy niedzielny wieczór. Chciałem im bardzo podziękować, że są z nami. Zawsze fajnie się dla nich gra – tak drodzy kibice, czy Michała Kubiaka lubicie czy nie, on jest Wam wdzięczny za to, jak potraficie wspierać siatkarzy. Wiemy, że nie ma w tych słowach krzty kurtuazji. To po prostu prawda.
Jaki naprawdę jest nasz kapitan?
Obraz Michała Kubiaka, który pojawia się w mediach, nie do końca jest prawdziwy. Tak, jako kapitan drużyny narodowej to twardziel, człowiek nie gryzący się w język, prowokator pod siatką i zarazem znakomity zawodnik. Ale jest jeszcze człowiek, który jest poza boiskiem, poczynając od strefy wywiadów, a na życiu prywatnym kończąc.
Troskliwy mąż i ojciec. To dla rodziny i w trosce o zdrowie bliskich wyjechał z Turcji i zdecydował się na grę w Japonii, gdzie żona i córeczki mają dobre warunki do życia u boku swojego taty. To dobry kolega, który za kumplami z kadry skoczyłby w ogień. A poza tym człowiek, z którym przyjemnie się rozmawia, nie tylko zresztą o siatkówce. I który niesie na sobie spory ciężar – sprostać oczekiwaniom 38 milionów kibiców/trenerów, którzy czekają na medal. Złoty rzecz jasna.
Akurat pod tym względem opinie fanów, ekspertów i samego zainteresowanego są zbieżne, o czym wato pamiętać. Także o tym, że nie warto równać z ziemią Michała Kubiaka, bo zwyczajnie sobie na to nie zasłużył. Nawet biorąc pod uwagę, że igrzyska w Tokio nam nie wyszły. – Na pewno lepiej jest wygrać, niż przegrać. Każdy z nas ma swoje ambicje, każdy z nas wychodząc na boisko chce wygrywać. Nie wierzę, żeby komuś na kolejnych wygranych nie zależało – mówi nasz kapitan i nie sposób się nie zgodzić.
Wciąż marzy o złotym medalu. Na razie w ME
Do Tokio, zgodnie z prośbą Michała Kubiaka, już nie wracamy. Pamiętamy o tym, że mamy tu i teraz, a mistrzostwa Europy same się nie wygrają. Prawda? – Staramy się o tym nie myśleć, bierzemy każdy mecz takim, jaki jest. I skupiamy się na każdym kolejnym. Nie myślimy o tym, co będzie za tydzień czy dwa. To chyba nie ma sensu. Pewnie tak jest łatwiej i pewnie lepiej iść małymi kroczkami do celu, a nie od razu zagarniać chochlą – zapewnia nasz skrzydłowy.
Tym razem nie powie, że medal czy złoto są celem. Dlaczego? Tokio na pewno czegoś go nauczyło. Najważniejsze są kolejne wyzwania i kolejne zwycięstwa. A to przecież piąte mistrzostwa Europy Michała Kubiaka. – Piąte? Tak, piąte. Trzy z tych turniejów odbyły się w Polsce, więc możemy cieszyć się z tego, że mamy kibiców po swojej stronie. Warto organizować takie imprezy dla najlepszych kibiców na świecie – powiedział nam w Krakowie.
– Robię swoją robotę najlepiej, jak mogę. Czasami jest lepiej, czasami jest gorzej. Każdy z nas ma na boisku swoją rolę do wypełnienia i każdy z nas stara się to zrobić jak najlepiej – odpowiada na falę krytyki, której doświadcza od kilku tygodni kapitan Michał Kubiak. Mówią, że zawalił igrzyska. Że nie pomógł drużynie. Że jest bez formy. Że jego czas się skończył.
Co na to kapitan? Dodaje ze spokojem, który być może Wam do niego nie pasuje, a który nie powinien zaskakiwać. – Czasami nie wychodzi, czasami może staramy się zbyt mocno. Najważniejsze jest to, żebyśmy trenowali i grali tak, by poprawiać swoje umiejętności. Ta drużyna naprawdę wiele ze sobą przeszła. Pomimo tego, że igrzyska były dla każdego z nas turniejem marzeń, to pamiętamy, że porażki też potrafią scalać ludzi.
Prawda?
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut