
To nie będzie zwykły mecz siatkówki, o czym wiemy przynajmniej od kilku dni. W sobotę w Ergo Arenie Ukraina stawi czoła Rosji w walce o awans do ćwierćfinału ME siatkarzy, a mecz będzie miał szczególny ciężar z powodu relacji, które łączą oba kraje. A w zasadzie dzielą, bo od siedmiu lat Ukraina jest w stanie wojny z Rosją. Za zwycięstwo siatkarze z Ukrainy mają dostać 10 milionów hrywien.
REKLAMA
Reprezentacja Rosji z Ukrainą rywalizowała dotąd w siatkarskich imprezach trzykrotnie, wszystkie mecze wygrywała 3:0, ostatni w 2005 roku. Od tego czasu sporo się jednak zmieniło, zwłaszcza w relacjach obu krajów. W 2014 roku Rosjanie zaatakowali Donbas i Krym, który został zaanektowany przez mocarstwo. Stan wojny trwa do dziś, tak samo jak niechęć między dwoma narodami.
I to właśnie z tego powodu sobotni mecz 1/8 finału ME może być wyjątkowy, zwłaszcza dla Ukraińców, którzy wyrastają na rewelację turnieju. W Krakowie drużyna Ugisa Krastinsa spisała się nadzwyczaj dobrze, wygrała trzy z pięciu meczów, zajęła trzecie miejsce w grupie i może napisać historię. Los sprawił, że zagra z Rosją, która nie wygrała zmagań w Tampere, bo turniej rozpoczęła od porażki z Turcją (0:3).
W Ergo Arenie emocji nie zabraknie, bo poza podtekstami politycznymi jest jeszcze jeden czynnik, który ma zmobilizować siatkarzy z Ukrainy. Oto federacja i jej partnery zaoferowali 10 milionów hrywien premii (niemal 1,5 miliona złotych) dla swojej drużyny, jeśli ta wyrzuci za burtę ME Rosjan. Sport jest znakomitym narzędziem propagandy i tak chce ewentualny sukces wykorzystać nasz sąsiad.
"Dzięki wsparciu naszych partnerów mamy możliwość motywowania naszych chłopców finansowo. Wszystko będzie zależeć od naszych siatkarzy. Muszą zignorować to, kto stoi po drugiej stronie siatki i skupić się na swojej grze" - cytują media na Ukrainie słowa prezesa federacji Mychajło Mielnika, który zaznaczył, że siatkówka u naszych sąsiadów zyskuje na popularności. I wskazał jako wzór rozwoju Polskę, gdzie istnieje cały system szkolenia.
Ukraina długo była zależna siatkarsko od Rosji, która już w czasach ZSRR opierała się na zawodnikach pochodzących z Kijowa i okolic. Sborna to dziś wicemistrz olimpijski i trzecia ekipa rankingu FIVB. W Gdańsku stawi czoła niezwykle groźnej i walecznej drużynie. Co ciekawe, dotąd obie reprezentacje miały sporo wspólnego, bo... Rosjanie naturalizowali najlepszych graczy z Ukrainy.
I tak przez lata o sile Rosjan stanowili m.in. Roman Jakowlew, Siergiej Baranow, Semen Połtawski, Dmitrij Muserski czy Taras Chtiej. Dwaj ostatni to mistrzowie olimpijscy z Londynu, bez których nie byłoby historycznego triumfu w igrzyskach. Ostatni głośny przypadek Ukraińca grającego dla Rosji to środkowy znany doskonale z PlusLigi, Dmytro Paszycki. Dziś jego koledzy także siatkarsko uniezależnili się od Rosjan.
Głośny u naszych sąsiadów jest przypadek sióstr grających w obu reprezentacjach. Natalia Gonczarowa wybrała rosyjski paszport i stała się gwiazdą Sbornej i tamtejszej Superligi. Walerija Gonczarowa gra dla Ukrainy, choć od lat związana jest z klubami z Rosji. Ta pierwsza na Ukrainie jest ostro krytykowana, ale zdecydowanie odcina się od polityki. Wybrała kraj, z którym miała okazję sięgać po medale. Po prostu.
"Tylko przy należytej dbałości władz ukraińskich o siatkówkę będziemy w stanie osiągnąć całkiem przyzwoity sukces na forach europejskich i światowych” - zapowiada Mychajło Mielnik i jego słowa zdaje się potwierdzać postawa drużyny w Krakowie. Tak mocnej reprezentacji Ukraina nie miała chyba nigdy. Pytanie, czy to wystarczy na Rosjan. Grających słabo, ale jednak o klasę lepszych od swoich rywali i sąsiadów. Początek spotkania w gdańskiej Ergo Arenie o godzinie 17:30.
embed]https://natemat.pl/373031,me-siatkarzy-polacy-trzy-zwyciestwa-od-medalu-koniec-gry-ze-sredniakami[/embed]
embed]https://natemat.pl/373031,me-siatkarzy-polacy-trzy-zwyciestwa-od-medalu-koniec-gry-ze-sredniakami[/embed]
