Słoweńców nie udało się przeskoczyć w półfinale, ale Biało-Czerwoni nadal mają o co grać na mistrzostwach Europy. W finale pocieszenia polscy siatkarze w niedzielę (g. 17:30) zmierzą się z reprezentacją Serbii po raz drugi podczas trwających ME. Pierwsze starcie Polacy wygrali po tie-breaku.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Trudno w to uwierzyć, ale po prawie trzech tygodniach grania, w niedzielę 19 września zakończą się siatkarskie mistrzostwa Europy. Dla Polaków to impreza mimo wszystko udana. Jedyny niesmak to porażka w półfinale 1:3 ze Słowenią. Przeklętą, która stała się naszym utrapieniem, kiedy tylko mamy okazje się z nią mierzyć.
Nikt jednak nie łudził się, jaka była impreza docelowa dla Biało-Czerwonych podczas tegorocznych zmagań. Igrzyska olimpijskie zostały przegrane na etapie ćwierćfinału i Euro stało się dla Polaków turniejem pocieszenia. Zaleczenia rozdrapanych ran, które pojawiły się jeszcze w 2004 roku.
Polacy w niedzielę ponownie zagrają z Serbami - drużyną, która do ME 2021 podchodziła jako obrońca tytułu.
Serbowie grali jednak na tym turnieju przeciętnie, żeby nie napisać, że słabo. Właściwie jedyny solidny mecz mistrzów z 2019 roku, to spotkanie z... Polakami, w fazie grupowej.
Czwartego września w Krakowie skończyło się na pełnym emocji meczu, który na swoją korzyść rozstrzygnęli Biało-Czerwoni. To na tamtym zwycięstwie oraz ćwierćfinałowej wygranej nad Rosją (3:0) gospodarze budowali wiarę w miejsce wśród niedzielnych finalistów.
Ostatni mecz Heynena
Do grupowego zwycięstwa Polaków poprowadzili dwaj skrzydłowi. Bartosz Kurek zdobył 22. punkty, Wilfredo Leon dołożył za to 19. oczek. Po serbskiej stronie najlepsi pod względem punktów byli: Uros Kovacević (22) i Marko Ivović (21). Obaj są bardzo dobrze znani z występów w PlusLidze.
Niedzielne spotkanie będzie najprawdopodobniej ostatnim za kadencji Vitala Heynena w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Belg od pewnego czasu wydaje się być pogodzony z faktem, że jego praca z polską kadrą jest już na ostatniej prostej.
Niedzielny mecz o brąz będzie dla Polaków okazją do zdobycia dziesiątego medalu w historii startów Biało-Czerwonych na ME. Dotychczas Polacy mają w swoim dorobku: jeden złoty (2009), pięć srebrnych (1975, 1977, 1979, 1981, 1983) i trzy brązowe (1967, 2011, 2019).
Jest zatem o co grać, tym bardziej, że Biało-Czerwoni pokażą się raz jeszcze przed niezawodnymi kibicami, którzy w trakcie ME udowodnili, że pomimo niepowodzenia w Tokio, nadal są z polską siatkówką. Szczelnie wypełniając hale w Krakowie, Gdańsku i podczas sobotniej rywalizacji w Katowicach.
Ciekawi, w jakim składzie wystąpią Polacy. Znając praktyki trenera Heynena należy się spodziewać żelaznego ustawienia, z najbardziej doświadczonymi na parkiecie. Czyli w składzie m.in. z Kurkiem czy Michałem Kubiakiem.
Z drugiej strony w półfinałowym meczu widać było, że wyczerpująca, trzygodzinna walka o finał, mocno dała się we znaki siatkarzom. A w kwadracie są przecież zawodnicy, którzy mogliby przejść chrzest bojowy w grze o medal ME. Łukasz Kaczmarek, Kamil Semeniuk, Grzegorz Łomacz, czy nawet Tomasz Fornal, który z tego zestawu okazji do grania dostawał najmniej.
Czy Biało-Czerwoni jeszcze raz zerwą się do walki podczas Euro? Wydaje się, że o zwycięstwie zadecyduje to, kto zachował... więcej sił. I niekoniecznie musi być to długi mecz. Jedno jest pewne. Wsparcia polskich kibiców z pewnością nie zabraknie.