Od początku roku Tatry odwiedziły ponad 2 mln turystów. Większość z nich stosuje się do regulaminów, są jednak tacy, którzy swoim zachowaniem nie tylko łamią przepisy, ale także pozostawiają po sobie ślad, którego nie da się zmazać.
Wybierając się na górską wycieczkę do Tatrzańskiego Parku Narodowego, coraz częściej poza pięknymi krajobrazami możemy dostrzec działalność wandali. Drzewa w reglowej części parku pokryte są śladami na korze po turystach, którzy chcieli za pomocą noża zostawić swój podpis, lub wyrazić miłość do drugiej osoby. Nie brakuje także kamieni z napisami wykonanymi markerami czy sprayem.
„Zawsze zostawiam swój podpis”
Sprawa kamienia na szczycie Świnicy zbulwersowała miłośników tatrzańskiej przyrody. 18 września czterech obcokrajowców postanowiło pozostawić po sobie ślad w postaci napisu wykonanego sprayem.
Z relacji świadków zdarzenia wiemy, że mężczyźni byli upominani przez innych turystów, to jednak wywołało u nich agresję. Mieli wykrzyczeć w kierunku ojca z dzieckiem, że „zawsze zostawiają swój podpis na zdobytym szczycie”.
O akcie wandalizmu szybko został zawiadomiony Tatrzański Park Narodowy. – Zgłoszenie dostaliśmy od turysty. Przesłał nam także zdjęcie tych ludzi. Są to czterej panowie – mówi Paulina Kołodziejska z TPN.
Niestety mimo szybkiej reakcji Straży TPN i obstawieniu dwóch możliwych zejść, wandali nie udało się ująć. Sprawa została przekazana policji.
Wandale poprosili TOPR o pomoc?
Tymczasem w nocy z 18 na 19 września ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego ewakuowali z Orlej Perci czterech obcokrajowców, którzy przy ujemnej temperaturze w krótkich spodenkach próbowali przetrwać noc.
– Policja zwróciła się do TOPR o przekazanie informacji o osobach, które były sprowadzane z Orlej Perci - zaznacza asp. sztab. Roman Wieczorek, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem. Być może to ci sami mężczyźni, którzy pomazali sprayem kamień na szczycie Świdnicy.
Maksymalny mandat, jaki może nałożyć na wandali Straż TPN, to po 500 zł na osobę. Jeżeli jednak uszkodzenia w przyrodzie spowodowane malowaniem sprayem będą duże, to możliwe będzie oskarżenie wandali o uszkodzenie mienia. Wówczas kara może być bardziej sroga. Poza karą finansową może zapaść wyrok pozbawienia wolności.
Podpisy są wszędzie
Akty wandalizmu w Tatrach możemy znaleźć wszędzie. Od dużych malunków sprayem po mniej widoczne podpisy markerem. Imiona i pseudonimy z datami są na kamieniach, ławkach, a nawet na krzyżu na Giewoncie, który jest wpisany do rejestru zabytków.
Wandale przy użyciu noży drążą również podpisy w korze drzew. Niestety tej formy wandalizmu nie da się już usunąć.
Większość z osób, które pozostawiają po sobie takie ślady w Tatrach, nie widzi w tym nic złego. Co więcej, potrafią w mediach społecznościowych chwalić się swoimi wyczynami.
Wszechobecne śmieci i niedopałki papierosów
W Tatrach poza miejscami wyznaczonymi przy schroniskach obowiązuje zakaz palenia papierosów. Niestety większość palaczy zdaje się nie zwracać na ten zakaz uwagi. Przechadzając się po tatrzańskich szlakach, co chwilę można spotkać kogoś z papierosem i wszędzie widać porozrzucane niedopałki.
Podobnie sytuacja wygląda z papierkami po batonikach oraz butelkach i puszkach po napojach. Lądują w kosodrzewinie lub schowane pod kamieniem. A zwierzęta żerujące w Tatrach mają węch kilkaset razy bardziej czuły od ludzi i bez trudu znajdą „pachnący” prezent. Właśnie z tego powodu na terenie TPN nie są montowane kosze na śmieci, aby nie wabić dzikich zwierząt w pobliże szlaków. Niestety robią to sami turyści.
Dokarmianie zostawia nieodwracalny ślad
Niewielu turystów zdaje sobie sprawę z tego, że karmienie wychudzonego jelenia, czy liska zmienia sposób postrzegania człowieka przez dzikie zwierzę. Zamiast wzbudzać lęk i strach, człowiek staje się dla zwierzęcia sposobem na łatwe zdobycie pożywienia.
Dzikie zwierzęta, które przyzwyczajają się do obecności człowieka, stają się dla niego zagrożeniem. Ośmielone potrafią zacząć upominać się o pokarm. Robią to zazwyczaj przy użyciu pazurów i zębów, przez co mogą wyrządzić krzywdę.
– Apeluję do turystów. Nie dokarmiajcie, nie głaskajcie, bo robicie im krzywdy – mówi Grzegorz Bryniarski, pracownik TPN.
Pracownicy TPN starają się odstraszać zwierzynę, aby nie przychodziła po jedzenie do ludzi. Odstraszają za pomocą krzyku, elektrycznych pastuchów zastawianych w pobliżu tatrzańskich schronisk, a w ostateczności gumowych kul. Jeśli wszystkie te środki zawiodą, to zwierzę czeka schwytanie i życie w niewoli, lub odstrzał.