Piłkarze Rakowa Częstochowa nadal bez wygranej na własnym stadionie w obecnym sezonie. Tym razem zespół trenera Marka Papszuna tylko zremisował 2:2 (1:1) z beniaminkiem z Radomia. Radomiak może być zadowolony z rezultatu, choć goście byli nawet bliscy zwycięstwa pod Jasną Górą.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
W środowe popołudnie oba zespoły zabrały się za odrabianie zaległości z czwartej kolejki PKO Ekstraklasy. Scenariuszów było kilka. Gdyby Raków Częstochowa zwyciężył, mógł zrównać się punktami z wiceliderującym Śląskiem Wrocław oraz mocno zbliżyć się do pierwszego w tabeli Lecha Poznań. Ciągle mając jeszcze jeden mecz mniej rozegrany od wymienionych drużyn.
Radomiak chciał za to zmazać plamę z weekendowego wyjazdu do Mielca, gdzie minimalnie lepsza (0:1) okazała się Stal. Pod Jasną Górą zadziałało prawo serii. Raków do środy nie potrafił wygrać meczu u siebie (choć to dopiero druga sposobność), ani razu też nie przegrał. Za to zespół z Radomia na wyjazdach nie wygrywa (trzy remisy, dwie porażki). Nic się zatem nie zmieniło.
Choć to Raków lepiej zaczął mecz, bo od wykorzystanego rzutu karnego przez Ivi Lopeza, w drugiej części gry trafienie Sebastiana Musiolika uratowało wicemistrzów do porażki na swoim terenie.
Po stronie przyjezdnych warto odnotować dwa trafienia Mauridesa. Brazylijczyk sprowadzony do Radomiaka z Korei Południowej na nieco ponad kwadrans wlał w serca radomskich kibiców nadzieję na trzy punkty. Ale i jedno oczko z terenu wicemistrzów, którzy w weekend rozprawili się z Legią Warszawa na wyjeździe (3:2), to cenna zdobycz.
Raków Częstochowa - Radomiak Radom 2:2 (1:1)
Bramki: Ivi López (6-k), Sebastian Musiolik (79) - Maurides (23, 72)
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut