
Zagraniczni dziennikarze zatrzymani koło granicy. Do sądu wprowadzano ich w kajdankach
Dwoje dziennikarzy francusko-niemieckiej telewizji ARTE i towarzysząca im polska dziennikarka AFP omyłkowo wjechali do strefy objętej stanem wyjątkowym, ponieważ droga była źle oznakowana. Zostali zatrzymani przez policję i noc spędzili w celi.

Reklama.
28 września dziennikarka Agence France Presse w Warszawie Maja Czarnecka oraz reporterka Ulrike i operator Andreas z telewizji ARTE udali się w okolice polsko-białoruskiej granicy, aby zrealizować materiał reporterski. Policja zatrzymała ich na terenie stanu wyjątkowego, dziennikarze tłumaczyli, że wjechali tam przez pomyłkę, bo droga nie była oznakowana.
Czytaj także:
"W celach spędzili dobę. Następnego dnia ok. godz. 14 przewieziono ich do Sądu Rejonowego w Sokółce, do którego wpłynął wniosek oskarżyciela, czyli policji, o ukaranie każdego z obwinionych karą grzywny w wysokości 2 tys. zł. Do sądu Ulrike i Andreasa wprowadzano w kajdankach na rękach. Maja nie była skuta” - relacjonuje Joanna Klimowicz z białostockiego oddziału "Gazety Wyborczej".
– To jest najlepszy dowód na to, dlaczego wprowadzono stan wyjątkowy – mówił prawnik we wtorkowy poranek w TVN24. Jak zaznaczał w rozmowie z Konradem Piaseckim, dziennikarze reportaż przygotowywali w pełni transparentnie. Informowali straż graniczną, że będą na tym terenie. Byli nawet umówieni z rzeczniczką na wywiad tego dnia, kiedy ich zatrzymano.
Z kolei rzecznik podlaskiej policji tłumaczy, że w założeniu kajdanek "chodziło o ich własne bezpieczeństwo, choć także funkcjonariuszy". Reporterzy nie przyznali się do winy. Lecz sąd winę uznał, po czym zastosował nadzwyczajne złagodzenie kary – dziennikarze zostali ukarani karą nagany.
Reklama.