Według amerykańskiego instytutu badania opinii publicznej YouGov, obywatele Europy, gdyby tylko mogli, we wtorek w ogromnej większości zagłosowaliby na Baracka Obamę. Dla naukowców zza oceanu Europa to jednak tylko kilka krajów zachodniej części naszego kontynentu.
Gdyby prezydenta USA mogli wybierać także Europejczycy, Barack Obama mógłby spać spokojnie, nie zawracając sobie głowy problemami z reelekcją. Według najnowszych badań amerykańskiego instytutu badawczego YouGov, aż 90 proc. mieszkańców Starego Kontynentu widziałoby Obamę w Białym Domu przez kolejne cztery lata.
Warto jednak dodać, że eksperci YouGov w swoim badaniu przyjęli, iż Europa to jedynie największe zachodnie demokracje. O preferencje odnośnie amerykańskich kandydatów na fotel prezydenta amerykańscy politolodzy zapytali tylko "reprezentatywną" grupę 7,5 tys. obywateli Danii, Finlandii, Francji, Niemiec, Norwegii i Wielkiej Brytanii.
Niechęć wobec Mitta Romney'a wynika, zdaniem YouGov, z faktu, iż w oczach obywateli tych krajów kandydat republikanów to przedstawiciel prawicy, a nawet skrajnej prawicy.
Braku sympatii Europejczyków do Romney'a trudno się zresztą dziwić, skoro "europejskość" to jeden z zarzutów, które republikanin kierował pod adresem najwierniejszego elektoratu Baracka Obamy. Podczas jednego z prawyborczych wieców w maju stwierdził przecież, że ludzie gorąco popierający drugą kadencję Obamy mają poglądy "bardziej europejskie, niż amerykańskie".
I do wielu Amerykanów m.in. taka retoryka przemawia. Instytut YouGov zbadał jednocześnie także ich preferencje wyborcze i na kilka dni przed wyborami przewaga Baracka Obamy wśród Amerykanów nie jest już tak znacząca jak w Europie. Jest wręcz znikoma. Na obecnego lokatora Białego Domu głosowałoby bowiem 48 proc. obywateli USA, a na Mitta Romney'a 46 proc.