Nie milkną echa po kapitalnej walce, w której Tyson Fury pokonał Deontaya Wildera. Sensacyjne wieści przekazał trener pokonanego, Malik Scott. Opiekun "Bronze bombera" przyznał, że jego podopieczny w trakcie walki doznał poważnej kontuzji. Musiał walczyć ze złamaniem kości w ręce.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Starcie numer trzy obu w Las Vegas było najlepszą wizytówką boksu zawodowego. Niczego nie brakowało. Obaj leżeli na deskach, padło mnóstwo ciosów, a całość była świetnie opakowana. Na czele z piękną okrasą w postaci 16 tysięcy kibiców na trybunach.
Wygrać mógł jednak tylko jeden, dlatego Deontay Wilder może czuć się rozczarowany. Tym bardziej, że początkowo wydawało się, że "Bronze bomber" może zrewanżować się za wcześniejsze porażki rywalowi. Tyson Fury rozegrał jednak starcie po mistrzowsku. Jak przystało na najlepszego pięściarza wagi ciężkiej.
Po walce głos w sprawie pojedynku swojego podopiecznego zabrał Malik Scott. Szkoleniowiec, a prywatnie przyjaciel Wildera przyznał, że nie tylko dyspozycja rywala sprawiły, że "Bronze bomber" przegrał walkę.
– Po walce miał rozciętą wargę. W trakcie pojedynku złamał rękę... To był palec albo kłykieć, coś takiego. Cóż, życie toczy się dalej – powiedział Scott.
Wilder nie odniósł się do komentarza ze strony trenera. Jeśli faktycznie doszło w trakcie pojedynku do złamania, pomimo adrenaliny, Wilder mógł mieć spore problemy z wyprowadzaniem odpowiednio mocnych ciosów.
Fury za zwycięstwo zarobił 30 mln dolarów plus 60 proc. przychodów z pay-per-view sobotniej gali. "Bronze bomber" zainkasował 20 mln dolarów i 40 proc. wpływów, które wyniosły ok. 100 mln dolarów.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut