Sześciu trenerów z czterech różnych krajów. Tak wyglądała rzeczywistość męskiej siatkówki w ostatnich 17. latach. Ostatnim Polakiem w roli selekcjonera kadry był do 2004 roku Stanisław Gościniak. Czy w kraju mistrzów świata czas ponownie postawić na polskiego następcę, po erze Vitala Heynena?
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Igrzyska olimpijskie w Atenach, rok 2004. Stanisław Gościniak podobnie jak jego poprzednicy, nie osiąga sukcesu olimpijskiego. Mistrz świata z Meksyku (1974) nie był w stanie przełożyć swojego sukcesu w roli zawodnika na wynik jako selekcjoner.
Decyzja Polskiego Związku Piłki Siatkowej mogła być tylko jedna - zmiana trenera. Po 23. polskich selekcjonerach, licząc od 1948 roku (historycznie, jako pierwszy Romuald Wirszyłło), obrano nowy, zagraniczny kierunek.
To był przełom. Pierwszym, który przetarł zakurzone szlaki, został Raul Lozano. Argentyńczyk nazywany w Polsce "małym rycerzem". Trochę jak waleczny Pan Wołodyjowski, ale i ze względu na swoje 169 cm wzrostu. Człowiek wprowadzający rewolucję do środowiska, które na początku XXI wieku nadal żyło magią twardej ręki Huberta Wagnera.
Czyli Trenera-legendy. To on jako jedyny w historii dał męskiej reprezentacji Polski medal olimpijski. Krążek był tylko jeden, ale od razu z najcenniejszego kruszcu, na igrzyskach w Montrealu (1976).
Zespół na dobre i złe
Z Wagnerem złoto w Meksyku zdobył wspomniany, ostatni polski trener kadry. Gościniak to członek Volleyball Hall of Fame, grona najlepszych zawodników w historii.
– Kiedy reprezentację przejmował po mnie Raul Lozano, chyba nikt nie spodziewał się, że właśnie nastała w Polsce era zagranicznych trenerów. A jednak dzisiaj rozmawiamy o powrocie Polaka po ponad dekadzie. Nasza siatkówka jest już w zupełnie innym miejscu – zauważa Gościniak.
Czy to jest dobry moment wybór polskiego trenera?
– Rola selekcjonera ma swoją określoną specyfikę. Zespół powinien być ze sobą nie tylko na dobre, ale też na złe. My tacy byliśmy, kiedy wygrywaliśmy MŚ. Taka była też późniejsza, złota drużyna olimpijska. A selekcjoner, delikatnie mówiąc, nie powinien przeszkadzać. Reprezentanci to przecież grupa doświadczonych graczy, oni wiedzą, jak grać w siatkówkę.
– Związek ma kilka kandydatur, czytam nazwiska, które pojawiają się w kręgu zainteresowań. Chyba nadal najbliżej jest do wyboru Grbicia – kwituje ostatni polski selekcjoner kadry siatkarzy.
"Winiar" skrojony do kadry
Gościniak w czasach pracy w AZS Częstochowa miał pod swoją trenerską ręką m.in. Michała Winiarskiego. Dzisiaj trenera pracującego w Treflu Gdańsk od 2019 roku.
"Winiar" jest najczęściej wymieniany wśród Polaków do objęcia stanowiska selekcjonera męskiej kadry.
Mistrzowie świata spotkaliby się z... mistrzem świata. Winiarski był kapitanem reprezentacji, która zdobywała w 2014 roku złoto. Równo po 40. latach, czyli wtedy, kiedy po sukces sięgał Gościniak.
– Nic oficjalnego się nie pojawiło, nadal tylko spekulujemy o Michale jako selekcjonerze. Uważam jednak, że Michał zostanie trenerem kadry, prędzej czy później. Jest takim trenerem, jakim był zawodnikiem. Robi wszystko na sto procent. Godziny spędzone na treningach, analizie. A do tego ma w sobie coś, co wytwarza w drużynie świetny klimat. Siatkarze przychodzą do Gdańska m.in. właśnie dlatego, żeby pracować z Winiarskim – mówi prezes gdańskiej klubu z PlusLigi, Dariusz Gadomski.
Trefl dał szansę Winiarskiemu, a teraz zbiera owoce tej współpracy. Co ciekawe, mistrz świata pracuje ze swoim kolegą ze złotej drużyny, Mariuszem Wlazłym. Ten drugi jednak cały czas jest czynnym zawodnikiem.
– Choć grali razem, Michał potrafi dać każdemu w kość. Mowa o treningach. Jest ciężko, ale to przynosi efekty i chłopaki wierzą w tę pracę. To dobry ojciec, który potrafi być jednak surowy. Sądzę, że w kadrze Polski poukładałby drużynę, jak należy – kwituje prezes Trefla Gdańsk.
Analogia z Wagnerem?
Winiarski ma 38 lat i dobrze zna zarówno realia siatkarskie, jak i trenerskie. Te drugie mniej, bo jako "jedynka" pracuje od 2019 roku. Ale wcześniej uczył się przy Roberto Piazzy w PGE Skrze Bełchatów. Dobra włoska szkoła trenerska.
– Michał to historia analogiczna do Wagnera. Skończył granie i trenuje swoich kolegów, z którymi rywalizował, bądź zdobywał wspólnie tytuły. Nadszedł czas na polskiego trenera, jestem za! Widać świetną pracę Winiarskiego w Gdańsku. A czy koledzy weszliby mu na głowę w kadrze? Pewnie byłoby jak z Wagnerem, jak mawiał: Panowie, panuje demokracja, ale to ja będę podejmował decyzje. Kto się nie zgadzał, trudno, dochodziło do rozstania – wspomina Ireneusz Kłos, zasłużony reprezentant Polski.
Jeśli jednak praca "Winiara" w kadrze, to koniec pracy w Gdańsku.
– Znając Michała, nie miałby na tyle czasu na poświęcenie się po swojemu, czyli w pełni, żeby to połączyć. A my przerabialiśmy już trenera-selekcjonera z Andreą Anastasim. Prowadził Belgów, trzeba przyznać, że ostatecznie sam stwierdził po czasie, że trudno jest połączyć te dwie funkcje – wspomina Gadomski.
To też kość niezgody w przypadku trenera Nikoli Grbicia, faworyta do roli trenera w oczach prezesa PZPS Sebastiana Świderskiego. Serb pracuje w Sir Safety Perugia (zespół, w którym występuje Wilfredo Leon) i nie wydaje się, żeby Włosi zgodzili się na łączenie obowiązków.
Lepiej polski asystent?
Bliżej zagranicznego rozwiązania ws. trenera kadry jest Paweł Siezieniewski. Były reprezentant, obecnie dziennikarz "Kanału Sportowego", grał z Winiarskim i nie odbiera mu szans na pracę. Ale mocno podkreśla kwestię doświadczenia.
– Super by było, gdyby Polak mógł sprawdzić się w roli tego drugiego trenera, asystenta. Michał Winiarski, Daniel Pliński, Sebastian Pawlik, Paweł Woicki, Mieszko Gogol, Kuba Bednaruk. To są trenerzy z dużym potencjałem. I trzeba tak obudować sztab kadry, żeby w nim funkcjonowali. A na pierwszego wybrałbym trenera zagranicznego. Kogo? Podoba mi się praca Marcelo Mendeza – wskazuje Siezieniewski.
Mowa o brązowym medaliście igrzysk olimpijskich z Tokio. Trener, który przegrał miejsce w polskiej kadrze przy wyborze Vitala Heynena.
– Spójrzmy na PlusLigę, ilu tam mamy polskich trenerów? Ja jestem całym sercem za naszymi szkoleniowcami, ale musimy operować tym, co tu i teraz. Winiarski ma ogromne doświadczenie z boiska, liga włoska, rosyjska, polska. Do tego kadra, mistrz świata. Tu trzeba się jednak zmierzyć z legendą Heynena. Gościa, który zdobył z nami worek medali z najważniejszych imprez. Tylko igrzyska rozczarowały. Ale to był najważniejszy punkt w kontrakcie – analizuje Siezieniewski.
Decyzja Świderskiego
W przypadku braku zielonego światła na pracę Grbicia w kadrze (sytuacja jest dynamiczna), prezes Świderski może stanąć przed pierwszą, bardzo poważną decyzją. Czy Polak będzie pomysłem na sukces na MŚ 2022 czy IO 2024?
– Jeśli prezes Świderski postawi na polskiego trenera, to trochę tak, jakby brał na siebie pełną odpowiedzialność. To byłby przełom, ale dojrzeliśmy do tego. Dlatego kibicuję, żeby postawić odważnie, jak kiedyś postawiono na Wagnera – kwituje Kłos.
– Nie wiem, czy Michał zgodziłby się na takie wyzwanie, bo na ile się znamy, a rozmawiamy regularnie na każdy temat, postawiłby zapewne pewne warunki. Po prostu to jest profesjonalista i zna siatkarskie realia na świecie. Nie wpakuje się w coś, do czego nie będzie miał przekonania – dodaje Gadomski.
A praca z męską kadrą siatkarzy jest wyzwaniem. Zmierzenia się z oczekiwaniami, których nie było chociażby za czasów, kiedy zespół przejmował wspomniany Wagner. Biało-Czerwoni dopiero zostawali mistrzami świata i olimpijskimi.
Teraz już nimi są, do tego podwójnymi. A regularność, z jaką Polacy zdobywają medale, weszła już w krew kibicom. Spokoju – jak chociażby Winiarski w Gdańsku na początku pracy – z pewnością by nie było.
– I dlatego uważam, że powinniśmy wymagać, ale też pamiętać, że jest kilka zespołów, które są w światowej czołówce. A jak słyszę, że jedziemy po złoto, to już wiem, że może z tego nic nie wyjść. Tak było też za naszych czasów. Wagner mówił o złocie, a siatkarze chcieli po prostu pracować i wygrywać mecze. Ciszej jedziesz, dalej zajedziesz. A na tym wózku trener. Człowiek, który musi mieć w zespole poważanie, żeby po tym, jak krzyknie, nagle czterech nie odwróciło się w drugą stronę – kończy Gościniak.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut